Wiedzieli, że są nagrywani

Edward Kabiesz

GN 50/2021 |

publikacja 16.12.2021 00:00

– Nagrywani politycy należą do drugiego rzędu w hierarchii. Jaruzelski, Kania i Gomułka byli piętro wyżej i ich głosów na tych taśmach nie ma – mówi Tomasz Wolski, reżyser „1970”.

Milicja zatrzymywała przypadkowych przechodniów,  nie szczędząc im razów i upokorzeń. Mayfly Milicja zatrzymywała przypadkowych przechodniów, nie szczędząc im razów i upokorzeń.

Edward Kabiesz: O wydarzeniach Grudnia 1970 roku powstało już wiele filmów. W dokumencie „1970” odwraca Pan perspektywę, z jakiej obserwujemy wydarzenia.

Tomasz Wolski: Rzeczywiście, filmów przedstawiających perspektywę ofiar stworzono sporo. Zarówno dokumentalnych, jak i reportaży. Mnie jednak niezwykle zainteresowało to, że możemy dotknąć przestrzeni, która jest niedostępna, mamy szansę wejść do gabinetów ówczesnych polityków, przyjrzeć się ich reakcjom i czytać pomiędzy wierszami ich emocje związane z tymi zdarzeniami. Mam poczucie, że jako dokumentaliści, filmowcy musimy proponować coś nowego. Poza tym jeżeli mówimy o komunistycznych notablach, szczególnie tych bezsprzecznie odpowiedzialnych za tragiczne wydarzenia, to najczęściej rysuje się ich w czarno-białych barwach. Oczywiście są odpowiedzialni za decyzje, których skutkiem była śmierć czy cierpienia uczestników protestu, ale w ich rozmowach można wyczuć strach, niepewność, zwątpienie. I to wydawało mi się ciekawe.

Skąd pochodzą materiały archiwalne?

Około 16 godzin nagrań rozmów zostało udostępnionych przez Instytut Pamięci Narodowej. Dotarłem do nich w czasie pracy nad poprzednim filmem „Zwyczajny kraj”, który opowiada o Polsce komunistycznej z innej perspektywy, bo z punktu widzenia SB. Uzyskałem wówczas niezwykłą możliwość przejrzenia zbiorów archiwów IPN. Trafiałem na różne rzeczy, zarówno nieciekawe, nudne, jak i perełki. Niektóre nie pasowały do filmu, z innych zrezygnowałem. Rozmowy telefoniczne MSW w trakcie wydarzeń grudniowych były na tyle ciekawe, że postanowiłem wykorzystać je w następnej produkcji, czyli „1970”.

Czy rozmowy telefoniczne prowadzone w filmie są oryginalne, czyli tak zarejestrowano je na taśmie, czy zostały przez Pana udramatyzowane?

Nie ingerowałem w treść tych rozmów w tym sensie, żeby coś dogrywać. Oczywiście jednak z powodu metrażu musiałem dokonać skrótów wynikających z konieczności ułożenia pewnej narracji i dramaturgii wydarzeń. W filmie dokumentalnym jest to naturalne. Mam takie podejście, że stawiam na emocjonalność i przekaz, by w miarę atrakcyjnie opowiedzieć widzom o wydarzeniach z przeszłości, nie przytłaczając faktami, nadmierną ilością informacji. Stąd skróty i taki sposób ułożenia rozmów.

Głosy rozmówców są autentyczne czy odtwarzają je aktorzy?

Są oryginalne. Niektóre nie są w pełni czytelne, jednak w żaden sposób nie ingerowałem w nie, co zresztą byłoby niemożliwe.

Dlaczego?

Pięćdziesiąt lat temu mówiło się zupełnie inaczej. Inaczej składało się zdania, specyfika języka była inna. Poza tym w tych 16 godzinach rozmów znalazło się wystarczająco dużo materiału na sportretowanie tego, co się wydarzyło.

Rozmowy pochodziły z podsłuchu czy może rozmówcy wiedzieli, że są nagrywani?

Moim zdaniem wiedzieli. Profesof Eisler podczas konsultacji związanych z filmem zauważył, że rozmówcy bardzo mało przeklinają. Mam poczucie graniczące z pewnością, że wiedzieli o nagrywaniu. W całym materiale nie ma ani jednego momentu, w którym pojawiają się sprawy prywatne. Nie wierzę, że takich nie było. Albo mieli pełną świadomość, albo czuli, że są nagrywani. Może ktoś kontrolował ich rozmowy, wyłączając nagrywanie w odpowiednim momencie.

W jakim celu powstawały te nagrania?

Z tego, co się dowiedziałem, mogło to być realizowane w celach szkoleniowych – by później analizować podjęte decyzje. Nie wydaje mi się to jednak prawdopodobne. Bardziej przypuszczalna jest wersja, że materiały miały posłużyć jako „haki” lub szantaż. Z wydarzeń, które miały miejsce w naszej historii, wiemy, że strajki wykorzystywano na przykład do zmiany ekip rządzących. Nagrywani politycy należeli jednak do „drugiego rzędu”. Jaruzelski, Kania i Gomułka byli piętro wyżej. Ich głosów na tych taśmach nie ma.

Jak to możliwe, że zachowały się rozmowy telefoniczne prowadzone przez osoby nadzorujące akcję w Gdyni?

Na to pytanie nie mam odpowiedzi. Wiemy, jakie ilości materiałów były niszczone w latach 1989 i 1990. Może te archiwalia zostały przez przypadek, a może z premedytacji. Natomiast niezależnie od tego, jaki był cel, stanowią niezwykły dokument tamtych czasów, dzięki któremu możemy głębiej wniknąć w kulisy wydarzeń.

Dlaczego w „1970” wykorzystał Pan animację, a nie na przykład aktorów, jak to najczęściej widzimy w fabularyzowanych dokumentach?

Znam filmy z elementami fabularyzowanymi. Z wielu powodów takie rozwiązania się nie sprawdzają. Po pierwsze obrazy te najczęściej nie mają odpowiedniego budżetu na wiarygodne przedstawienie tego typu scen, więc widać w nich niedopracowanie i umowność. Po drugie takie sceny są tylko elementem większej całości składającej się z archiwów, wywiadów. My jako widzowie nie mamy szansy zrozumieć i uwierzyć w to, że dany aktor jest np. Gomułką czy Pietrzakiem. Nie widzimy tych postaci, tylko aktorów i tanią scenografię. Taki zabieg może się udać w 90-minutowej opowieści fabularnej. Istnieje wówczas szansa, że zapomnimy o kulisach, wciągniemy się w historię i uwierzymy w nią. Natomiast w filmie dokumentalnym jesteśmy niejako wybijani tymi scenami z rytmu. Taki sposób realizacji zrobił się właściwie standardowy, ale dla mnie nie jest interesujący. Od początku wiedziałem, że nie chcę w ten sposób budować swojego filmu. Wyobraziłem sobie nieistniejące zdjęcia, pokazujące tych polityków dokładnie w momencie wydarzeń. Ktoś stoi z telefonem w ręku, a w tle ktoś inny pali papierosa. Wszystko jest zadymione, zbliżam się do nich z kamerą, a później wjeżdżam do środka zdjęcia. Stąd już tylko krok – chociaż w rzeczywistości trwało to dłużej – do tego, żeby przetworzyć działanie na animację, na lalki. Intuicyjnie czułem, że w nagraniach jest wielka siła. Musiałem jedynie znaleźć sposób, by je wyeksponować, żeby widz skupił się właśnie na rozmowach, by nie odciągać jego uwagi od treści, sposobu mówienia, nastroju i emocji. Wiedziałem, że muszą to być ruchy powolne i delikatne. Powinno się jak najmniej dziać, by widz przede wszystkim mógł słuchać.•

Na podsłuchu

W grudniu 1970 roku, po ogłoszonej przez rząd podwyżce cen mięsa, przetworów mięsnych oraz innych artykułów spożywczych, wybuchły strajki i protesty robotników sprzeciwiających się podwyżce. Głównie na Wybrzeżu, w Gdyni, Gdańsku, Szczecinie i Elblągu, ale także w innych miastach. Tomasz Wolski, znakomity dokumentalista, autor m.in. „Zwyczajnego kraju”, postanowił spojrzeć na rozgrywające się wówczas wydarzenia z oryginalnego punktu widzenia, pokazując, w jaki sposób zachowywali się ludzie, którzy kierowali tłumieniem robotniczych protestów. Prócz rozmów telefonicznych, jakie prowadzą między sobą decydenci, obserwujemy też zarejestrowane przez służby protesty robotników zarówno w stoczni, jak i na ulicach miast. Zobaczymy m.in. palącą się siedzibę KW PZPR w Gdańsku, kontrole i zatrzymywanie przechodniów, bicie zatrzymanych, a także akcje propagandowe, czyli zrzucanie ulotek z helikoptera. Najważniejsze są jednak rozmowy, które pozwalają zorientować się, jak przedstawiciele władz partyjnych, milicji i wojska reagowali na zamieszki. W tych rozmowach, zajmujących około połowy filmu, nie znajdziemy jakichkolwiek śladów próby rozwikłania sytuacji w sposób pokojowy. Rozmówców interesują wyłącznie rozwiązania siłowe, więc rozmawiają o związanych z tym problemach technicznych. W miarę nasilania się protestów czujemy ich rosnącą niepewność, strach i dezorientację. Kapitalnym pomysłem okazało się wykorzystanie animacji. Dzięki realistycznej makiecie poznajemy atmosferę gabinetów Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie toczą rozmowy przedstawieni w postaci lalek decydenci, których bez problemu rozpoznają ci, którzy pamiętają tamte lata. Wśród nich znaleźli się m.in. minister spraw wewnętrznych Kazimierz Świtała, komendant główny MO Tadeusz Pietrzak, wiceminister spraw wewnętrznych Ryszard Matejewski, Czesław Kiszczak i inni.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: