publikacja 13.01.2022 00:00
Choć znamy go najbardziej z Czerwonych Gitar, przewinął się przez kilka zespołów wyznaczających trendy w polskiej muzyce rozrywkowej przełomu lat 60. i 70. Eksplozję talentu Krzysztofa Klenczona przerwała tragiczna śmierć w wieku zaledwie 39 lat.
Ireneusz Radkiewicz /PAP
To on skomponował takie hity jak „Historia jednej znajomości”, „Biały krzyż”, „Kwiaty we włosach”, „Powiedz, stary, gdzieś ty był” czy „10 w skali Beauforta”. A to zaledwie niewielki fragment jego dokonań artystycznych. Krzysztof Klenczon przyszedł na świat osiem dekad temu w Pułtusku.
Za bardzo ruchliwy
Muzyką fascynował się już jako nastolatek, ale mało brakowało, a zostałby inżynierem albo nauczycielem WF-u. Jako zapalony żeglarz od dzieciństwa jeździł na spływy i biwaki. W tych wyprawach zwykle towarzyszyła mu gitara, a jego pierwszym wielkim idolem stał się Elvis Presley. Po liceum Krzysztof dostał się na Politechnikę Gdańską, gdzie zaczął studiować budowę dróg i mostów, ale wytrzymał tam zaledwie jeden semestr. „Matematyka, przedmioty ścisłe, ech! – przyszły inżynier musi wkuwać, a ja do tego nie miałem głowy. Roznosiło mnie, byłem za bardzo ruchliwy, więc pół roku później wybrałem wychowanie fizyczne. W sporcie byłem dobry. Pomyślałem, że zostanę trenerem, ale dyplomowanym” – wspominał.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.