GOSC.PL |
publikacja 10.03.2011 20:00
– Początkowo było mi bardzo trudno przemóc się, żeby grać w komedii, gdzie umiera człowiek. Całkiem niedawno bowiem na moich rękach umierała moja mama – mówi Jan Trofimowicz, dyrektor Gminnego Domu Kultury w Lini. W sztuce zagrał pijaka Gerarda.
ks. Sławomir Czalej/GN
Większość zespołu stanowią młodzi ludzie
Teatr Prostolinijny to amatorska grupa z miejscowości Linia w powiecie wejherowskim. Ich najnowsza sztuka „A la weter jo!”, co z kaszubskiego możemy przetłumaczyć: „Ale się porobiło”, wywołuje u widzów salwy śmiechu. Nic dziwnego, skoro w obliczu umierającego „starka”, czyli dziadka, rozgrywają się sceny niczym te z udziałem Kargula i Pawlaka.
Trwające ponad godzinę przedstawienie jest już drugą sztuką wystawianą w krótkiej historii teatru. – Pierwsza, w języku polskim, nosiła tytuł „Przed pogrzebem” i też była komedią – mówi Tamara Jabłońska, kierownik teatru. Tamara, prywatnie żona wójta Łukasza
Jabłońskiego, zaszczepiła pasję teatralną swoim uczniom już w gimnazjum. Nic dziwnego, że większość ponad dwudziestoosobowego składu stanowią ludzie w wieku dwudziestu kilku lat. Studenci, ale i młodzież pracująca. Oczywiście grają też starsi, np. wicewójt gminy Bogusława Engelbreht.
Daniel Okrój, 22 lata, na co dzień układa kostkę brukową. – Dla mnie próby, gra to jest przygoda. Cieszę się, że nie jestem skazany na telewizor czy komputer – mówi odtwórca roli księdza. Niestety, w czasie przedstawienia księdzu Danielowi nie udaje się odprowadzić dziadka na tamten świat. Ten zresztą wybiera się tam codziennie, a samo umieranie to rodzaj rodzinnej imprezy.
Moment umierania i pisania testamentu został zaczerpnięty od kaszubskiego pisarza Jana Drzeżdżona. Resztę wypełnia… życie. – Duże fragmenty sztuki to tzw. dialogi autobusowe. Gdy kiedyś jeździłam do liceum w Wejherowie, w drodze słyszałam wiele mądrości… – wspomina Jabłońska. A kaszubska mądrość pozwala na przykład rozpoznać odpowiednią narzeczoną albo jednoznacznie usprawiedliwia jazdę po pianemu. W końcu „piwo to nie alkohol”. W sztuce alkoholizm i kwestie zabarwione nutą erotyzmu ukazują głębszy problem trudnych relacji rodzinnych.
ks. Sławomir Czalej/GN
Większość zespołu stanowią młodzi ludzie
– Mnie to nie dotknęło, ale nadal bywa tak, że synowa jest gorsza lub bywa zgoła przyczyną zła, a sam synuś, nawet pijak, jest przez rodzinę usprawiedliwiany – podkreśla pani kierownik. Całość dopełnia fantastyczna, bo prosta, sceneria. Święty obraz, zegar, kaszubski kredens, stół i… naładowana flinta pod łóżkiem. Jednym słowem, świat kaszubski w soczewce albo, trafniej, w krzywym zwierciadle.
– Chcieliśmy wykpić hipokryzję, udawanie, zajmowanie się nie swoim życiem. Śmiejemy się z tego, ale i chcemy, żeby ludzie dostrzegli, że to nie jest dobre – wyjaśnia.
Najnowsza sztuka „prostolinijnych” to jednak nie tylko kpina. Przywary kaszubskie są wszak charakterystyczne dla całości populacji między Bugiem i Odrą. Ze sztuki płynie też mądrość prawdziwa. – Mimo wszystko, co widać w sztuce, tutaj ludzie trzymają z Bogiem chyba ciut bardziej niż w innych rejonach naszego województwa. Nie jest to wiara od niedzieli do niedzieli. Ja sam modlę się często o swoją dobrą śmierć, a nie jestem w tym odosobniony – mówi Jan Trofimowicz, który przybył do gminy cztery lata temu.
Przedstawienie teatru amatorskiego, świetnie zagrane, gromadzi całą lokalną społeczność. Za każdym razem sala jest nabita po brzegi, a bilety wyprzedane na długo przed spektaklem. O telewizji nie myśli nikt.