Tchnął w filmy duszę

Edward Kabiesz

GN 26/2022 |

publikacja 30.06.2022 00:00

„Nie umiem oceniać własnych utworów, dlatego moja żona zawsze pierwsza ich słucha” – mówi Ennio Morricone w opowiadającym o nim filmie.

„Gdy piszę dla kina, jestem kompozytorem, gdy dla siebie, staję się kimś innym” – mówi w filmie Morricone  (na zdjęciu). Best Film „Gdy piszę dla kina, jestem kompozytorem, gdy dla siebie, staję się kimś innym” – mówi w filmie Morricone (na zdjęciu).

Morricone nie doczekał premiery wspaniałego dokumentu Giuseppe Tornatorego, twórcy oscarowego „Cinema Paradiso”. Muzyk zmarł w 2020 roku, gdy trwał montaż filmu, nagrodzonego rok później kilkuminutową owacją podczas pokazu na festiwalu w Wenecji. Owacja była jak najbardziej zasłużona – nie sposób znaleźć w historii współczesnego kina biograficznego inny dokument, od którego tak trudno się oderwać. Dodajmy, że film jest dość długi, trwa prawie dwie i pół godziny. To dynamiczny, niepozbawiony humoru obraz, na który złożyły się wypowiedzi reżyserów, producentów i ludzi dobrze znających kompozytora przeplatane scenami z filmów, do których stworzył ścieżkę muzyczną, a także fragmentami koncertów z jego udziałem, również w roli dyrygenta. Oglądając film, mamy niezwykłą okazję posłuchać obszernych wypowiedzi nieżyjącego już artysty na temat swojej twórczości.

„Ennio” Tornatorego jest biografią artystyczną, poświęconą przede wszystkim twórczości artysty, a nie tradycyjną biografią pełną sensacyjnych wątków. Reżyserowi udało się namówić Morricone, który napisał muzykę do kilku jego filmów, do występu przed kamerą, od lat bowiem mężczyźni się przyjaźnili. Hans Zimmer, dwukrotny zdobywca Oscara, zauważył, że wiele osób rozpoznaje muzykę Morricone, słysząc pierwsze dźwięki jego kompozycji. Muzyk niechętnie udzielał wywiadów. Był, jak wspomina jeden z reżyserów, skryty i wierzący, wielokrotnie podkreśla ogromną rolę żony Morricone – Marii, zarówno w życiu osobistym, jak i w twórczości artysty. Była pierwszym krytykiem jego kompozycji. „Nie umiem oceniać własnych utworów, dlatego moja żona zawsze pierwsza ich słuchała” – mówi Morricone w filmie.

Napisz ładną piosenkę

Wspominając początki swojej kariery, kompozytor wyznaje, że zawdzięcza ją surowemu ojcu. „Nie wiedziałem, że muzyka będzie moim przeznaczeniem. Chciałem być lekarzem, ale ojciec zdecydował, że będę trębaczem. Miałem pięć lat, kiedy ojciec pokazał mi klucz wiolinowy (…). Lubiłem słuchać opery »Wolny strzelec«, więc pisałem muzykę na dwa rogi. Takie różne niepotrzebne rzeczy. Gdy miałem dziesięć lat, wszystko to podarłem”. I dodaje, że ojciec, który był trębaczem w orkiestrze wojskowej, chciał, by syn poszedł w jego ślady. A ponieważ był oszczędny, kupił mu trąbkę, niestety używaną. Z czasem Ennio przestał kochać ten instrument, co więcej, egzamin w szkole muzycznej z trąbki nie poszedł mu najlepiej. Złożyły się na to okoliczności życiowe, o których opowiada przed kamerą i które zmusiły go do dalszej gry na tym instrumencie.

Z czasem Ennio coraz bardziej interesował się harmoniką. Nie trzymał się jednak wyuczonych zasad, zwykle je wzbogacał i ubarwiał, aż w końcu jeden z nauczycieli powiedział mu, że musi nauczyć się kompozycji. W tym czasie ogromne wrażenie zrobiła na Ennio Symfonia Psalmów Igora Strawińskiego. To raczej utwór chóralny przekształcony w symfonię. Morricone usłyszał go w kościele św. Cecylii w Rzymie, w czasie próby prowadzonej przez samego kompozytora.

Studiował kompozycję w konserwatorium (swoich pierwszych prób nie pokazywał ojcu). Nie miał tam łatwego życia. Pochodził ze skromnej rodziny, a szkoła gromadziła dzieci elity. Co więcej, Ennio był wyjątkiem, bo trębacze rzadko zajmowali się komponowaniem. Umiejętności tej uczył się pod kierunkiem Goffredo Petrassiego, jednego z najbardziej wpływowych włoskich kompozytorów XX wieku. Zarabiał na życie, grając w teatrze i w ulicznym zespole. „Graliśmy na ulicach. Moja dziewczyna chodziła za mną… Była taka śliczna” – wspomina Morricone. Tą kobietą była jego przyszła żona.

Po ukończeniu konserwatorium napisał koncert, jednak na nic się to zdało. Jego matka wciąż prosiła go o jakąś przyjemną melodię. „Męczyła mnie, bym napisał ładną piosenkę. Trzeba pisać ładne piosenki, tak się zostaje sławnym. Bez pytania załatwiła mi posadę w RAI [włoska telewizja publiczna – przyp. E.K.]. Dyrektor ostrzegł mnie, że moje nazwisko nigdy nie pojawi się w czołówkach, więc natychmiast rzuciłem tę pracę” – opowiada w filmie.

Jeden burknął, a drugi zachrypiał

Pierwsze doświadczenia Morricone z kinem wiązały się z grą na trąbce w orkiestrze filmowej. Coraz bardziej interesowała go jednak kompozycja. W „Ennio” obejrzymy kapitalne i jednocześnie zabawne sceny z festiwalu muzyki współczesnej w Darmstadt, na który Morricone był obecny. Wystąpił tam między innymi John Cage, którego ekstrawaganckie i eksperymentalne kompozycje wywarły wpływ na twórczość Morricone. Dołączył do zespołu pod nazwą Gruppo d’Improvvisazione Nuova Consonanza, który łączył improwizację z eksperymentami brzmieniowymi, wykorzystując preparowane instrumenty, taśmy, elektroniczne generatory oraz inne techniki zaczerpnięte z muzyki konkretnej. „Poprosiłem, by jeden z członków burknął, a drugi zachrypiał. I zacząłem dyrygować… Chcieliśmy tworzyć dźwięki traumatyczne” – wspomina Morrcione działalność w tym zespole. Niewiele osób pamięta o tym rozdziale z życia kompozytora. Ostatecznie bohater poszedł inną drogą, jednak część zebranych doświadczeń wykorzystał w swoich utworach, przenosząc dźwięki muzyki dodekafonicznej do tonalnej.

Trudno przecenić dokonania Morricone w dziedzinie aranżacji, którą zajmował się jeszcze w czasie studiów. W nowatorski sposób, wykorzystując naturalne dźwięki i umieszczając w nich cytaty z muzyki klasycznej, aranżował piosenki dla najpopularniejszych włoskich piosenkarzy. „Nadawał im inne barwy, zmieniał je w coś nowego” – wspomina jeden z najpopularniejszych włoskich wykonawców, Gianni Morandi. Morricone pracował dla studia muzycznego RCA Records, które w pewnym momencie znalazło się na skraju bankructwa. „Miałem ratować RCA. „Il Barattolo” ją uratowało” – wyjaśnia Morricone, który aranżował na płycie wszystkie piosenki śpiewane przez Gianniego Meccia. Dokument opowiada przede wszystkim o dokonaniach twórcy w dziedzinie muzyki rozrywkowej i filmowej, jednak Morricone skomponował również ponad sto utworów z gatunku muzyki poważnej. W „Ennio” znalazły się tylko krótkie migawki z „Głosów z ciszy”, powstałych w hołdzie dla ofiar tragedii 11 września 2001 roku, oraz Mszy dla papieża Franciszka, zamówionej z okazji 200. rocznicy reaktywowania Towarzystwa Jezusowego.

Misja

Fakt, że Morricone zajął się pisaniem muzyki do filmów, wywołał falę krytyki ze strony środowiska muzycznego. Znalazł się pod presją kompozytorów ze szkoły swego nauczyciela Petrassiego. „Nie mieli dobrego zdania o moim zawodzie. O mojej pracy dla kina. Poczułem się wyobcowany” – wspomina. Sam Petrassi, który również pisał ścieżki muzyczne do filmów, nie uważał tych kompozycji za prawdziwą muzykę. Po latach wielu spośród krytyków skłoniło głowę przed dokonaniami swojego kolegi, jednak przyznać trzeba, że ostracyzm trwał bardzo długo.

Morricone był skromny, ale znał wartość swojej twórczości. Nie mógł jednak powstrzymać się od emocjonalnej reakcji w czasie ceremonii rozdania Oscarów w 1987 roku, kiedy statuetkę za oryginalną ścieżkę dźwiękową zamiast niego otrzymał Herbie Hancock. Pominięcie niesamowitej muzyki do znakomitej „Misji” było tym bardziej znaczące, że nagrodzona ścieżka Hancocka w połowie składała się z kompozycji nieoryginalnych. Być może gest ten, jak mówi jeden z rozmówców, był efektem wzbierającej fali poprawności politycznej. „Widownia protestowała, a ja wyszedłem” – podsumowuje krótko tę sytuację Morricone. Wiele lat później otrzymał Oscara honorowego, niejako w formie pocieszenia. Reżyser „Misji” twierdzi, że kompozytor, pisząc ścieżkę dźwiękową do tego obrazu, stworzył ten film na nowo, „tchnął w niego duszę”.

Morricone barwnie i ze swadą opisuje, skąd płynęły inspiracje do tworzenia ścieżek filmowych i w jaki sposób one powstawały, a także ukazuje relacje między nim a reżyserami tych filmów. Poczynając od pierwszych sukcesów związanych z spaghetti westernami Sergio Leonego, aż do jego ostatniej filmowej kompozycji, czyli „Nienawistnej ósemki” Quentina Tarantino. Znajdziemy w „Ennio” wiele mało znanych faktów, ciekawostek i anegdot, na podstawie których możemy wyrobić sobie zdanie, jakim kompozytor był człowiekiem. Najważniejsza była dla niego rodzina. I muzyka, która niosła filmy, do których ją pisał. Po zapoznaniu się z dokumentem Tornatorego budzi się w nas pragnienie, by obejrzeć wszystkie jego filmy. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.