Nie chcę tego oglądać

Piotr Legutko

GN 31/2022 |

publikacja 04.08.2022 00:00

Co zrobić, by newsy były nam znów potrzebne do rozumienia otaczającego nas świata i nieulegania dezinformacji?

Nie chcę tego oglądać istockphoto

Gwałtownie spada zaufanie do mediów. Nie tylko w Polsce, dzieje się tak na całym świecie. Potwierdzają to najnowsze dane Eurobarometru i raport Reuters Institute. To nic nowego, raczej proces trwający od lat, który mocno przyspieszył po pandemii. Choć jeszcze wiosną wydawało się, że wybuch wojny odwróci ten trend. Tymczasem powrót do gazet, kanałów i portali informacyjnych okazał się zjawiskiem przejściowym. Rozwój wydarzeń na świecie może przynieść jeszcze kilka takich fal zainteresowania, jednak odwrót od nawyków polegających na śledzeniu newsów staje się zjawiskiem cywilizacyjnym. Wydaje się, że będzie ono trwałe, ponieważ pokolenia urodzone w XXI wieku w ogóle takiego przyzwyczajenia nie mają. I nawet pandemia i wojna tego nie zmienią.

Równia pochyła

Wszystkiemu winna jest cyfryzacja mediów. Być może za sto lat w podręcznikach (oczywiście cyfrowych) historii cywilizacji jako datę przełomową będzie się podawać rok 2007, czyli wprowadzenie na światowe rynki smartfona. Od tego momentu całkowicie zmienił się sposób „konsumowania” informacji. Etapem przejściowym okazały się portale informacyjne. Dziś respondenci w wieku 18–24, jeśli w ogóle szukają wiadomości, robią to za pośrednictwem mediów społecznościowych, agregatorów treści lub alertów mobilnych. Oczywiście na smartfonie, z którym rzadko tracą kontakt wzrokowy. Z tego względu wzięło się określenie „pokolenie opuszczonej głowy” (head down). Ci ludzie nie mają od czego uciekać, ponieważ nigdy nie żyli newsami, natomiast starsze generacje mają swoje powody takiej decyzji. Ludzie tracą zaufanie do mediów na skutek ostrej polaryzacji polityki (bynajmniej nie jest to polska specjalność), są także zmęczeni agresywnością i brutalnością tego, co oglądają. Jest to zjawisko globalne, najmniej widoczne w Skandynawii, najostrzej występujące w USA. Wysokie zaufanie do mediów nadal widać w Finlandii – 69 proc., z kolei w USA spadło do 26 proc. Polska znajduje się w połowie (42 proc.). To dane z dziesiątego już, globalnego raportu Digital News opracowanego przez Reuters Institute oraz Oksford.

Bez umiaru

Badanie pokazuje, z jak wielką zmianą mamy do czynienia. Na wierzchu są polityka i wojna kulturowa. Tu sprawy mocno przyspieszyły, zwłaszcza w USA i Europie. Upadek Donalda Trumpa i pandemia sprawiły, że miliony ludzi zakwestionowały rzetelność tradycyjnych mediów. Żegnamy się też z ideałem (mitem?) obiektywizmu. Dziennikarze przestali kryć się ze swoimi poglądami… niejako na życzenie odbiorców. Co ciekawe, przekonanie, że media powinny zachować neutralność, spada odwrotnie proporcjonalnie do wieku respondentów. Młodzi w obiektywizm nie wierzą i nie jest im on potrzebny. To efekt dorastania w środowisku mediów społecznościowych, które z neutralnością nie mają wiele wspólnego. Media „walczące” nie wszystkich jednak pociągają. Rośnie – i to zdecydowanie – rzesza odbiorców uciekających od (złych) wiadomości.

W raporcie odnotowano zjawisko unikania newsów jako masowe (określenie „unikanie newsów” jest już terminem naukowym). Do takiego zachowania przyznaje się w najnowszym badaniu 38 proc. respondentów. W poprzednim było to 30 proc. Powody takiej decyzji to, jak wcześniej wspomniano, stronniczość, drastyczność, przesyt. I nie ma w tym przypadku wyjątków, bo nawet BBC, uznawana za wzorzec rzetelności, w ciągu czterech lat spadła w rankingu zaufania z 75 do 55 proc. Jest to zapewne efekt zaangażowania stacji w powstrzymanie brexitu. Globalnie jest również źle oceniana postawa mediów wobec pandemii. W tym przypadku objawił się być może najpoważniejszy grzech dzisiejszego dziennikarstwa – brak umiaru. Paradoksalnie jest to przypadłość zapożyczona z mediów społecznościowych, gdzie każdy temat wałkuje się do przesytu. A potem zupełnie znika on z pola widzenia.

Procenty zamiast kalorii

Przesyt to istotny trop w poszukiwaniu przyczyn ucieczki od newsów. Media niejako same się o to proszą, odchodząc od roli dostarczyciela informacji, inwestując w emocje, kreując w serwisach świat pełen agresji, złożony z plotek. Zaburzono bowiem hierarchię ważności decyzją o dokonywaniu selekcji wiadomości pod algorytm wyszukiwarek. Większość stron informacyjnych klasyfikuje artykuły nie ze względu na ich wagę, lecz na podstawie kryterium: najczęściej klikane i dyskutowane. Z tego powodu obserwujemy takie zjawiska jak przemieszanie spraw istotnych i dziwnych, kuriozalne tytuły, często sprzeczne z treścią informacji.

Diabeł tkwi w szczegółach, ponieważ właśnie ok. 40 proc. użytkowników nie czyta więcej ponad tytuły i leady artykułów. Czy dla właścicieli mediów, korzystających z parasola zaufania publicznego, przestaje więc być istotne, jaką wiedzę o Polsce, o świecie, o kulturze i języku ma owe 40 proc. użytkowników sieci? I wreszcie – po co komu takie media, które nie dostarczają kalorii wiedzy, ale wyłącznie procenty emocji drażniące zmysły? Dziennikarz z poszukiwacza newsów zamienił się w osobę, która potrafi znaleźć w sieci informację i tak ją przeredagować, by się jak najwyżej pozycjonowała w wyszukiwarkach internetowych. Bo mediami rządzi dziś internetowy lud, „błyskawiczny tłum”, a w jego imieniu Obywatel Algorytm. Nastąpił transfer wiarygodności. Z najnowszego badania Eurobarometru wynika, że ludzie bardziej ufają dziś wyszukiwarkom niż tradycyjnym mediom. A Polska jest tu w awangardzie.

Znajomy prawdę ci powie

Choć wciąż jeszcze na pierwszym miejscu w rankingu źródeł informacji notowane są telewizje, rośnie grupa respondentów wskazujących jako źródło… link od znajomych otrzymany przez media społecznościowe. W Polsce to już 22 proc., najwięcej w Europie. Nigdzie Messenger i WhatsApp nie są tak popularne jak u nas. Z tego pierwszego komunikatora korzysta aż 65 proc. rodaków (średnia UE – 37 proc.). Naszą specyfiką jest właśnie wykorzystywanie tego kanału do przekazywania sobie newsów, a nie jak w innych krajach – przede wszystkim prywatnych informacji. Wygląda więc na to, że większe zaufanie mamy do znajomych rekomendujących daną wiadomość niż do firm medialnych. Znajomy więcej też dla nas znaczy niż tzw. influencer. Celebryci w roli przewodników po świecie newsów są mocno przereklamowani. Ufa im zaledwie 7 proc. respondentów Eurobarometru.

Takie wybory mają jednak swoje konsekwencje. Odwrócenie się od mediów ponoszących odpowiedzialność (także prawną) za przekazywane informacje sprawia, że stajemy się łatwym celem kampanii dezinformacyjnych. Furorę w tym względzie robią dziwne strony internetowe i lansowane na nich teorie spiskowe. Dobra wiadomość jest taka, że zdajemy sobie z tego sprawę. Tak przynajmniej deklarujemy, a w samokrytyce w tym względzie jesteśmy wręcz pierwsi w UE.

Śmiechu warte

Zapewne każdy, kto korzysta z mediów społecznościowych, zauważył niezwykłą karierę, jaką robią w nich filmiki z zabawnymi przygodami ludzi i zwierząt. W latach 80. XX wieku w TVP ogromną popularnością cieszyły się programy składające się… właśnie z takich scenek, złowionych z przekazów satelitarnych. Wówczas to Polacy odwrócili się od oficjalnych newsów, ze względu na ich kompletną niewiarygodność. Woleli wiadomości z gatunku „śmiechu warte”. Teraz sytuacja się powtarza – z wiadomościami istotnymi wygrywają „newsy niepotrzebne”.

Tak nazwał owe filmiki Robert Bogdański, analizując w „TVP Tygodniku” raport Reutersa. Zwrócił uwagę, że paradoksalnie są to newsy tej samej kategorii co drastyczne zdjęcia z katastrof i wypadków, od których uciekamy, a jedyną, ale decydującą różnicą między nimi są miłe uczucia, jakie pozostawiają w widzach. „Kotki i pieski denerwują mnie na równi z płonącym drobiem, bo w obu przypadkach nie widzę w ich pokazywaniu żadnej korzyści dla siebie jako odbiorcy, który inwestuje w ich oglądanie swój cenny czas” – pisze były prezes PAP i Fundacji Nowe Media.

Co zatem czynić, by newsy były znów potrzebne do rozumienia świata i nieulegania dezinformacji? Bogdański przytacza receptę amerykańskiej dziennikarki Amandy Ripley. Jej zdaniem ludzie zawsze poszukiwać będą w informacjach trzech aspektów: nadziei, poczucia sprawczości i godności. Łatwo powiedzieć, trudno jednak wprowadzić w życie tę zasadę w świecie mediów, gdzie dobra wiadomość… to żadna wiadomość.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.