Pisane ogniem

Szymon Babuchowski

GN 32/2022 |

publikacja 11.08.2022 00:00

Ogień ze spalonej rodzinnej wioski powracał w jej wierszach, choć stopniowo przychodziło też uspokojenie. 1 sierpnia zmarła Teresa Ferenc, jedna z najwybitniejszych polskich poetek naszych czasów.

Pisane ogniem Tadeusz Dąbrowski

Wiadomość o śmierci Teresy Ferenc dotknęła mnie osobiście. Pomimo różnicy wieku i zupełnie innych doświadczeń życiowych zawsze towarzyszyło mi poczucie, że zarówno Teresa, jak i jej mąż Zbigniew Jankowski (także znakomity poeta) są mi ludźmi bardzo bliskimi ze względu na podobny rodzaj wrażliwości, odczuwania świata. Mimo dość sporadycznych kontaktów odebrałem od nich dużo ciepła i życiowej mądrości. Piszę „od nich”, bo widzę ich ciągle jako całość, wzajemnie się dopełniającą, także w poezji. Podczas gdy Zbyszek budował swoje literackie obrazy z wodnego żywiołu, Terenia (tak właśnie, z czułością, zawsze o niej mówił mąż) była poetką ognia.

Żarzące się węgle

Ten ogień ma bezpośredni związek z jej osobistym życiowym doświadczeniem. Niemal cała twórczość Teresy Ferenc naznaczona jest piętnem dramatycznych wydarzeń z dzieciństwa. 1 czerwca 1943 r., podczas pacyfikacji wsi Sochy na Zamojszczyźnie, z rąk Niemców zginęli rodzice poetki. Cała wieś została wówczas spalona i w ciągu kilku godzin przestała istnieć. Ocaleli nieliczni dorośli i kilkoro dzieci, wśród nich dziewięcioletnia Terenia, na oczach której to wszystko się dokonało. Dziewczynka na kilka dni straciła mowę. „To, co wtedy przeżyłam, nosiłam jak żarzące się węgle w siatce, która w każdej chwili mogła się przepalić” – opowiadała Barbarze Gruszce-Zych na łamach „Gościa Niedzielnego”.

Ze wspomnień Teresy Ferenc, ale też z innych, dopełniających ów obraz relacji jej córka Anna Janko utkała po latach przejmującą książkę „Mała zagłada”. Książka ta jest także czymś w rodzaju współczesnej rozprawy z traumą pokolenia naznaczonego bolesnym doświadczeniem swoich rodziców. „Zabrałam ci twoją historię, mamo, twoją apokalipsę. Karmiłaś mnie nią, gdy byłam mała, szczyptą, po trochu, żeby mnie tak całkiem nie otruć. Ale się uzbierało. Mam ją we krwi…” – pisała Anna Janko, która tak wspominała mamę z czasów swojego dzieciństwa: „Miałam przez to wszystko jakby dwie matki. Pierwszą: dorosłą kobietę, za którą tęskniłam, gdy wychodziła do sklepu, której się bałam, gdy wpadała w gniew, z której byłam dumna, bo nikt nie miał ładniejszej pani za matkę na całym podwórku. I drugą mamę miałam: małą dziewczynkę, której na wojnie zginęli rodzice, wciąż przerażoną i samotną, która kiedyś cierpiała głód i musiała pracować u złej ciotki, takiej, co biła i kazała nosić wiadra z wodą pod górę. Dla niej pójście po wojnie do domu dziecka było, o paradoksie, największym szczęściem. To właśnie ta mama-dziewczynka nieraz kładła się na tapczanie w dzień i płakała nie wiadomo dlaczego”.

Właścicielka raju

Jeszcze jako podopieczna domów dziecka w Zamościu i Międzyrzeczu Podlaskim Teresa zaczęła zdobywać nagrody w ogólnopolskich konkursach recytatorskich. Zainteresowała się także teatrem i malarstwem. Jednak ten czas miał także swoją ciemną stronę – wskutek intensywnej ateizacji, jaka dokonywała się w domu dziecka, a później w środowisku licealnym, przestała chodzić do kościoła. Do praktyk religijnych miała wrócić dopiero w 1978 r., pod wpływem przyjaźni z Anną Kamieńską.

Od połowy lat 50. mieszkała na Śląsku. Uzyskała dyplom pedagoga plastyka w Studium Nauczycielskim w Katowicach, a później pracowała w jednym z rybnickich liceów. Złożyła też pomyślnie egzamin do szkoły teatralnej, ale ostatecznie zrezygnowała z tej drogi. Zbyszka poznała na jednej ze studenckich zabaw w Katowicach. Pobrali się w 1956 r. To on namówił ją do opublikowania pierwszych prób poetyckich. Teresa za swój właściwy debiut uważała wiersz „Poród”, opublikowany w 1962 r. we „Współczesności”. Była już wtedy matką dwóch córek. Obie, Anna Janko i Milena Wieczorek, również miały w przyszłości zostać poetkami. Wcześniej jednak rodzina przenosiła się – najpierw do Kołobrzegu, potem do Wrocławia – by wreszcie znaleźć swoje miejsce na sopockim Brodwinie – osiedlu otoczonym z trzech stron Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym. „Każdą porę roku witam tu/ jak właścicielka raju” – pisała po latach w wierszu „Las w oknie”.

Matka się pali

Był to jednak punkt dojścia, poprzedzony latami niepokoju, o którym mówią już same tytuły jej wcześniejszych tomów poezji: „Ciało i płomień”, „Wypalona dolina”, „Ogniopis”. Ogień ze spalonej rodzinnej wioski powracał w wierszach, choć nie były one prostym opisem wojennych wydarzeń. Przypominały raczej sen, w którym wszystko jest zwielokrotnione i wymyka się racjonalności:

Matka woła z prawej z lewej cała z płomienia Wszystkie matki zapłonęły od jej imienia Dookoła świat się chwieje świat się wali W oknie w krąg po horyzoncie matka się pali

(„Matka w jesionowych drzewach”)

Z konkretnych, zapisanych w pamięci obrazów i odczuć poetka buduje wizje niezwykłe, jak w cytowanym wierszu. Niezwykły jest też poetycki język Teresy Ferenc, łączący często słowa z pozornie odległych światów. Przy czym motyw matki, obok motywu ognia, powraca w tych wierszach najczęściej. Czasem będzie to mityczna Niobe, która skamieniała po utracie dzieci, częściej jednak – współcierpiąca z bohaterką Matka Boska, w której można się dopatrzyć także rysów tragicznie zmarłej matki autorki. Wreszcie mamy tu wiele pięknych zapisów przeżywania macierzyństwa przez samą poetkę, mistycznych wręcz obrazów poczęcia, ciąży, porodu. Bo z prochów, z popiołów ciągle odradza się w tej poezji życie:

Córko mała malutka do rozebrania z mojego ciała wyłuskana już sobie zarastasz płaczem śmiechem coraz gęstszym

(„Córka”)

Blask wybaczenia

W ostatnich wierszach poetki, opublikowanych w tomie „Widok na życie” z 2012 roku, niepokój, towarzyszący wcześniej także obrazom związanym z macierzyństwem, ulega pewnemu złagodzeniu. Nie znika jednak całkiem, bo:

jeszcze ostatnie dymy z nas niezdjęte jeszcze nie wszystko tu boże nie wszystko święte

(„Matka w skrzydłach ołtarza”)

Ten ostatni tomik ukazał się w Bibliotece „Toposu” – ukazującego się w Trójmieście dwumiesięcznika literackiego, z którym przez wiele lat była związana. Przechowuję w swoich zbiorach egzemplarz tej książki, w którym autorka pod dedykacją dopisała własnoręcznie:

myślę że to ostatnie wiersze bo czuję pustkę dookoła siebie jakby muza odeszła z mojego pola obraziła się? bo zaczęłam dużo malować zresztą kto ją tam wie...

Zapisała te słowa – ułożone na kształt wiersza – dziesięć lat przed swoją śmiercią. W jakimś stopniu okazały się prorocze, bo nie wydała już potem żadnej książki. Wyjątkiem jest tomik „Wiersze. Wybór” (2017), podsumowujący jej twórczość. „Poetka z przeżytej i zrozumianej prawdy zdarzeń wyprowadza prawdę poetyckich słów. Obrazy, ale i pojedyncze słowa w tej poezji nie są przypadkowe. Gdy bólu było za wiele, słowa poezji dopalały zamojską dolinę. Niekiedy, zwłaszcza w ostatnich wierszach, oświetlają ją blaskiem wybaczenia i spokoju” – zauważa we wstępie autorka wyboru Małgorzata Łukaszuk.

Mowę mi odjęło

Faktycznie, da się zauważyć, że poetka, która przez większość życia, niczym biblijny Jakub walczący z Bogiem, siłowała się z własnymi doświadczeniami, u progu tego, co niewyrażalne, odkryła wartość ciszy:

Mowę mi odjęło gaśnie jak płomyk falą zalany na przybrzeżnym chruście

– zapisała w wierszu „Nie wracam z podróży”. A w pięknym „Psalmie porannym”, zamykającym „Widok na życie”, zastanawiała się:

Nie wiem czy jeszcze przywołam wiersz jak poranną pustułkę Czy zobaczę powój co ze szczupłej łodygi wznosi łuk triumfalny Czy ze słów jak z polan wyzwolę dla Ciebie biały dym lotną odrośl wiersza Nie wiem Ty wiesz

Te dwa proste słowa: „Ty wiesz” – stanowią poruszający finał tej poezji. To ostateczne poddanie się Stwórcy, który na nasze życie ma najlepszy pomysł. Jest w nim zgoda na to, by to On teraz pisał najpiękniejszy wiersz, dopełniając to wszystko, co poetka zaczęła tu, na ziemi. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.