Precyzja i wyobraźnia

Szymon Babuchowski

GN 33/2022 |

publikacja 18.08.2022 00:00

Trudno dziś myśleć o Apokalipsie, nie mając przed oczami wizji z drzeworytów Albrechta Dürera. Wystawa w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej uzmysławia, jak wielkim był on artystą.

Doktor Piotr Kopszak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, prezentuje księgę z 1511 r. z drzeworytami Dürera. Tomasz Gołąb /Foto Gość Doktor Piotr Kopszak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, prezentuje księgę z 1511 r. z drzeworytami Dürera.

Archanioł Michał wbijający włócznię w paszczę smoka albo pędzący na koniach czterej jeźdźcy Apokalipsy – znamy dobrze te sceny, reprodukowane w różnych książkach, ale niekoniecznie uświadamiamy sobie, że ich oryginały znajdują się całkiem blisko nas, w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej. Wystawa „Dürer: Żywot Maryi, Wielka Pasja, Apokalipsa” to świetna okazja, żeby zapoznać się bliżej z drzeworytami najwybitniejszego artysty niemieckiego renesansu.

Prezent od króla?

Cykle drzeworytnicze Dürera funkcjonują w świadomości współczesnych odbiorców jako autonomiczne dzieła sztuki. I nic w tym dziwnego – płyty drzeworytnicze były przecież wykorzystywane wielokrotnie, stąd tę samą grafikę możemy nieraz spotkać w wielu miejscach na świecie. Warszawskie muzeum ma jednak w swoich zbiorach eksponat niepowtarzalny, którym prawdopodobnie nie może poszczycić się żadna inna placówka. To specjalnie zaprojektowana księga z 1511 r., w której trzy cykle drzeworytów Albrechta Dürera zostały wydrukowane na papierze żeberkowym i wydane w formie książki. Ryciny posiadają znaki wodne, a każdy z obrazów uzupełniony jest na odwrocie łacińskim wierszem autorstwa Benedikta Schwalbego – zakonnika, humanisty i poety, znanego jako Benedictus Chelidonius.

Nietrudno się domyślić, że właśnie owa księga znajduje się w centrum warszawskiej wystawy. To wydanie luksusowe, o czym świadczy oryginalna XVI-wieczna oprawa. Solidne okładki z drewna obciągnięte zostały skórą z tłoczonymi i złoconymi napisami oraz dekoracjami. Z natłoczonego na skórze ekslibrisu można wyczytać, że księga należała do Piotra Wedelickiego z Obornik. – To ważna postać z początków XVI wieku, lekarz Zygmunta Starego i królowej Bony, dwukrotny rektor Akademii Krakowskiej, bibliofil – opowiada dr Piotr Kopszak, dyrektor Muzeum Archidiecezji Warszawskiej.

Jak księga trafiła do Polski? – Możemy się tego tylko domyślać, jednak najbardziej prawdopodobna wydaje się hipoteza, że przywiózł ją brat Albrechta, Hans Dürer, który był nadwornym malarzem Zygmunta Starego. Być może nawet sam król podarował ją Wedelickiemu w prezencie? – zastanawia się dyrektor. – Nie wiemy też, jak księga znalazła się w Warszawie. Z dokumentów dowiadujemy się jednak, że już w XVIII wieku była ona przechowywana u księży misjonarzy przy kościele Świętego Krzyża, a później trafiła do biblioteki seminaryjnej przy Krakowskim Przedmieściu. Właśnie stamtąd została na początku lat 90. ubiegłego wieku przeniesiona do naszego muzeum.

Apelles czarnych linii

Co tydzień księga otwierana jest na innym drzeworycie z cyklu „Żywot Maryi”. My trafiliśmy akurat na prezentację sceny ukoronowania Najświętszej Maryi Panny. Naszą uwagę od razu zwrócił fakt, że dzięki oprawie karty księgi są świetnie zachowane. Na rycinie widoczne są najdrobniejsze szczegóły: mimika postaci, zdobienia korony, fałdy szat. Ci, którzy chcą jeszcze uważniej przyjrzeć się detalom, mogą skorzystać z prezentacji multimedialnej, towarzyszącej ekspozycji. Znajdziemy tu omówienia poszczególnych drzeworytów pod kątem ikonografii i walorów stylistycznych.

A co z innymi drzeworytami, które dla zwiedzających pozostają zamknięte w księdze? Można obejrzeć je na wystawie dzięki reprodukcjom. W całości pokazane są dwa cykle: „Wielka Pasja”, składająca się z 12 rycin, i – najbardziej znana – „Apokalipsa”, złożona z 16 rycin. Z 20 drzeworytów cyklu maryjnego wybrano pięć najciekawszych. Pozostałe można oglądać podczas cotygodniowych odsłon księgi.

Trudno nie zachwycić się tymi pracami – precyzją ich wykonania, bogactwem kulturowych odniesień i niczym nie skrępowaną wyobraźnią artysty. Jak podkreśla w katalogu kustosz wystawy Ewa Korpysz, artysta „upodobnił swe ryciny do malarstwa, nadał im rangę samodzielnego dzieła sztuki”. To właśnie dlatego żyjący w tych samych czasach Erazm z Rotterdamu nazywał Albrechta Dürera „Apellesem czarnych linii”. – W historii sztuki jest to ważny moment przejścia od gotyku do renesansu. Dürer miał ogromną świadomość zachodzących zmian, a dzięki temu, że jego ojciec był złotnikiem, od dzieciństwa obcował ze sztuką. Już jako trzynastolatek narysował swój autoportret, który wydaje się dziełem doświadczonego artysty. Na jego późniejszą twórczość wpływ miały zwłaszcza podróże do Włoch, dzięki którym zyskał m.in. doskonałą znajomość perspektywy. I choć powstało wiele falsyfikatów prac Dürera, to precyzja jego ręki okazuje się nie do podrobienia. Widać to chociażby w słynnym hiperrealistycznym obrazie „Studium trawy”, gdzie ważne okazują się każdy listek, każde źdźbło.

Sacrum i profanum

Podobnie jest z eksponowanymi cyklami drzeworytów. Warto przyjrzeć się np. scenie ucieczki do Egiptu, rozgrywającej się w pięknym pejzażu leśnym. Święta Rodzina podróżuje tu pośród bujnych egzotycznych drzew. Palmy, wawrzyny i zamieszkujące między nimi egzotyczne zwierzęta – wszystko to zostało oddane z wielką wirtuozerią. – Kiedy patrzy się na ryciny Dürera w powiększeniu, dostrzega się jeszcze dodatkowe kreski i detale – podkreśla Iwona Gąsiorek, pracownik muzeum. – W jaki sposób udało mu się je wyrzeźbić, pozostaje tajemnicą.

– Dürer potrafił też bezbłędnie narysować postać ludzką. Wszystkie szczegóły anatomiczne są zgodne z naturą. A kiedy patrzy się na scenę prezentacji Maryi w świątyni, to niemal słychać gwar rozmów odbywających się na dziedzińcu – dodaje dr Piotr Kopszak. Faktycznie, przy wejściu do świątyni rozgrywa się gwarna codzienność: kwitnie handel, a przy straganach liczone są pieniądze. To obraz zapowiadający scenę wypędzenia kupców ze świątyni.

Na rycinach Dürera wiele sytuacji rozgrywa się równocześnie. Sacrum miesza się z profanum – jak w codziennym życiu. W scenie ostatniej wieczerzy apostołowie zajęci są głównie dyskutowaniem między sobą. Jeden z nich, odwrócony tyłem do pozostałych uczestników uczty, ukradkiem dolewa sobie wina. Niektóre pomysły zadziwiają symboliczną głębią, np. podczas nawiedzenia brzuchy witających się ze sobą Maryi i św. Elżbiety niemal się stykają, przez co widz dostrzega, że jest to przede wszystkim powitanie Jezusa z Janem Chrzcicielem. Z kolei sceny Apokalipsy zachwycają dynamizmem, i to nie tylko tam, gdzie przedstawiona jest walka czy pęd czterech jeźdźców. Bo nawet kiedy św. Jan pochłania księgę otrzymaną od anioła, mamy wrażenie, że wsysa ją niczym odkurzacz. Wszystkie te sceny są tak sugestywne, że na kolejne wieki zawładnęły wyobraźnią odbiorców. Do tego stopnia, że dziś trudno myśleć o Apokalipsie, nie mając przed oczami wizji z drzeworytów Albrechta Dürera. Wystawa w Muzeum Archidiecezji Warszawskiej, czynna do 4 września, uzmysławia, jak wielkim był on artystą. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.