Ewa i jej Nąłeczów

Agnieszka Gieroba

publikacja 09.09.2022 08:30

Znała tu każdy kąt. Park Zdrojowy nie miał dla niej tajemnic, podobnie, jak inne części jej ukochanego Nałęczowa, w którym spędziła dzieciństwo. Mimo upływu lat, wciąż pamięta się tutaj o Ewie Szelburg-Zarembinie.

Dr Joanna Wiśniewska zachęca do poznania postaci pisarki. Agnieszka Gieroba /Foto Gość Dr Joanna Wiśniewska zachęca do poznania postaci pisarki.

Ludzie, których spotykała, a byli wśród nich zarówno kuracjusze, jak i mieszkańcy wilii Górskich, w której jako ogrodnik zatrudniony był jej ojciec Antoni, mieli duży wpływ najpierw na małą dziewczynkę, potem dorastającą panienkę, aż w końcu na pisarkę.

Po ukończeniu szkoły średniej w 1916 roku Ewa Szelburg rozpoczyna pracę jako nauczycielka. Lubelszczyznę opuszcza w 1918 r. - wówczas rozpoczyna studia polonistyczne i pedagogiczne na Uniwersytecie Jagiellońskim. Opuszcza rodzinne strony, ale do swego rodzinnego miasta wracała całe życie. Była tu osobą znaną i wpływową. Zajmowała się sprawami wielkiej wagi, takimi jak pomoc Komitetowi Organizacyjnemu Muzeum Bolesława Prusa w zdobyciu środków na wyposażenie pierwszej ekspozycji, czy wynegocjowanie w Warszawie zgody zarządu Uzdrowiska na przeznaczenie dwóch pokoi w Pałacu Małachowskich na potrzeby wystawiennicze instytucji upamiętniającej jednego z najbardziej cenionych przez nią pisarzy. Jednak uczestniczyła też w rozwiązywaniu lokalnych problemów mających mniejszą rangę: dokumenty zachowane w archiwum Towarzystwa Przyjaciół Nałęczowa poświadczają, że interweniowała u miejscowych władz np. w sprawie konieczności naprawy dziurawej drogi.

O Ewie Szelburg-Zarembinie opowiada wystawa zorganizowana w Muzeum Bolesława Prusa w Nałęczowie z okazji 100. rocznicy jej debiutu literackiego zatytułowana „Pięknie być człowiekiem. Pięknie być kobietą”.

- Pisarka spędziła tu dzieciństwo, stworzyła też literacki obraz podlubelskiego kurortu i utrwaliła w swoich powieściach. Te biograficzno-literackie fakty stanowią motyw przewodni wystawy. Poruszamy się po niej począwszy od wspomnień odnoszących się do najwcześniejszych lat życia pisarki, poprzez jej związaną z Nałęczowem i Lublinem młodość, po czasy, w których Szelburg-Zarembina, nie mieszkając w Nałęczowie, pozostawała inspiratorką i uczestnikiem lokalnego życia społecznego oraz kulturalnego - mówi dr Joanna Wiśniewska kurator wystawy.

Jaki był Nałęczów za czasów dzieciństwa Ewy, wiemy wiele od niej samej. W jednym z wywiadów powiedziała: „Było to w Nałęczowie. Przyjeżdżali do miasteczka ludzie nie tylko z Polski, ale i ze świata! Odbywały się tam spotkania wielkich artystów, jak Prus, Żeromski, Daniłowski, Paderewski. I to trwało całą zimę i lato. Ziemia lubelska była jedną z najpiękniejszych stron kraju. Nałęczów otaczały lasy, potoki, wąwozy. Były w okolicy pałace, zabytkowe domy. Każda wieś miała swoje stroje, zwyczaje, a ludzie starali się okazywać gościnność na każdym kroku”.

O Nałęczowie swojej młodości pisze także w cyklu powieści „Rzeka kłamstwa”. Odnajdujemy tam losy jej matki Elżbiety przedstawionej w książce pod postacią Joanny i ją samą, jako Salomeę.

- Z pewnością życie Ewy nie było łatwe, bo i czasy były bardzo niespokojne. Urodzona w 1899 roku była świadkiem historii. Najpierw I wojny światowej, odzyskania niepodległości, wojny bolszewickiej, w którą się zaangażowała, pracując jako sanitariuszka, potem II wojny światowej, gdy doświadczyła straty przedwcześnie urodzonej córeczki i w końcu życia w czasach komunizmu, do których się dopasowała - podkreśla dr Joanna Wiśniewska.

Nałęczów jej dzieciństwa był modnym uzdrowiskiem. Nic dziwnego, że na kuracje przyjeżdżali tu znani literaci, wśród których był Bolesław Prus. Jako mała dziewczynka Ewa spotkała go osobiście, nie wiedząc jeszcze, jak wielkim inspiratorem dla jej twórczości stanie się starszy pan w meloniku, który zaczepił ją na ulicy Nałęczowa, gdy w fartuszku niosła swego ukochanego pieska. - Prus opisujący niedolę społeczną, brak higieny, dostępu do edukacji, możliwości zmiany swego losu stał się Ewie bliski, bo dokładnie to, o czym czytała w jego twórczości rozpalało jej wyobraźnię i czyniło baczną obserwatorką życia, jakie toczyło się wokół niej - opowiada pani Joanna.

Chory ojciec, pracujący jako ogrodnik, musiał zrezygnować ze swego zajęcia, a utrzymaniem rodziny zajmowała się mama, z zawodu krawcowa, która szyła suknie dla kuracjuszek, czy też bogatych mieszkanek Nałęczowa i okolic. Zamożne damy nie zawsze chciały płacić za wykonaną pracę. Być może te doświadczenia sprawiły, że Szelburg Zarembina stała się osobą wrażliwą na los najuboższych. Już jako uczennica zaangażowała się w działalność społeczną. O latach szkolnych mówiła: „Będąc w szkole, my, członkinie skautingu, prowadziłyśmy tajną robotę wśród robotnic i robotników. Opiekowałyśmy się także bezdomnymi. W późniejszych klasach uczyłyśmy robotników”.

- Chęć pracy na rzecz społeczeństwa towarzyszyła jej do końca życia. Kiedy Polska przygotowywała się do obchodów Millenium, powstał pomysł zbudowania pomnika ku czci dzieci polskich, które zginęły w ciągu tysiącletniej historii Polski. Wówczas, Ewa, jako znana i ceniona pisarka, zaprotestowała głośno, uważając, podobnie jak niegdyś Bolesław Prus, że nie stać nas na budowanie bezużytecznych monumentów, kiedy wokół panuje bieda, a warunki życia dzieci pozostawiają wiele do życzenia. Zaproponowała wtedy, by zamiast pomnika ze spiżu zbudować szpital Pomnik Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, który będzie służył najmłodszym w cierpieniu. Jak wiemy tak się stało, a szpital także dziś ratuje życie najmłodszym pacjentom - opowiada kustosz wystawy.

Cofając się jednak do młodych lat Ewy i jej związków z Nałęczowem wystawa opowiada także o stracie rodziców. Gdy miała zaledwie 17 lat zmarł jej ojciec, dwa lata później odeszła matka. Dziewczyna właśnie kończyła szkołę średnią w Lublinie i zaczynała pracę jako nauczycielka.

- Śmierć rodziców była dla niej traumatycznym przeżyciem. Nic już jej nie trzymało na Lubelszczyźnie, postanowiła więc wyjechać na studia polonistyczne do Krakowa. Wkrótce wybucha wojna polsko- bolszewicka. Ewa Szelburg rozpoczyna służbę w szpitalu frontowym w Rzeszowie, potem pracuje w Przemyślu. Doświadczenia kobiet-sanitariuszek podsumowała słowami: „Jesteśmy nie po to, aby krew przelewać, lecz żeby krew tamować”. Wyzwanie, jakiego się wówczas podjęła, wycieńczyło ją. O tych faktach z życia pisarki również przypominamy na naszej wystawie - pokazują one, jak pisarka definiowała piękno człowieczeństwa i czar kobiecości. Po tych doświadczeniach, dla poratowania zdrowia musiała wyjechać na kurację do Zakopanego. Mniej więcej w tym czasie dostała propozycję pracy jako korektorka czasopism. Do literackiego debiutu było coraz bliżej - opowiada dr Joanna Wiśniewska.

W czerwcu 1921 roku Ewa wyszła za mąż za Jerzego Ostrowskiego (1897-1942), pedagoga, powieściopisarza i dziennikarza, działacza społecznego. Zamieszkali w Poznaniu. Dla przepełnionej patriotycznymi ideałami młodej kobiety wydarzenie to miało doniosłe znaczenie. Mówiła o nim: „Postanowiłam poznać, możliwie jak najlepiej, ziemie polskie, które zaczynały się po uzyskaniu niepodległości na nowo organizować. Nie znałam do tej pory Poznania. Znajomi z Lublina, z Krakowa spieszyli nad Wartę. To miasto było niejako symbolem, bo Polska narodziła się tam w wyniku powstania. Wolność poznaniacy okupili największą ofiarnością”. Jednocześnie Ewa chłonęła życie kulturalne odradzającej się stolicy Wielkopolski. Pisała, ale do szuflady. Wreszcie zdecydowała się pokazać swoje prace literackie teściowi, Stanisławowi Ostrowskiemu. To on zachęcił synową do ich opublikowania. Popularność zdobyła jednak nosząc już nazwisko swego drugiego męża, Józefa Zaremby.

Pierwszy wiersz dla dzieci „Przedziwne przygody duszka Dzińdzinnika” został wydrukowany w 1922 roku na łamach „Mojego Pisemka”. Tak swoją przygodę literacką zaczęła jako autorka dla dzieci.

- To właśnie od tego debiutu mija dokładnie 100 lat. Sama Ewa w jednym z wywiadów, zapytana o własny jubileusz 40-lecia pracy twórczej, odpowiedziała, że wcale go nie świętuje, bo co to za jubileusz. Jeśli jej pisanie przetrwa i będzie można powiedzieć o 100 latach jej twórczości, wówczas dopiero będzie co świętować. Zgodnie z tamtą sugestią, świętujemy w jej ukochanym Nałęczowie zapraszając na wystawę jej poświęconą - mówi dr Wiśniewska.