Wybaczać tym, którzy wyrządzili nam krzywdy

GN 44/2022 |

publikacja 03.11.2022 00:00

– „Prorok” bardzo wiernie odzwierciedla fakty – mówi Michał Kondrat o swoim debiucie fabularnym.

Reżyser Michał Kondrat. Reżyser Michał Kondrat.
Roman Koszowski /Foto Gość

Edward Kabiesz: Pana film rozgrywa się na przestrzeni kilkunastu lat działalności prymasa Wyszyńskiego – od powrotu z Komańczy do wydarzeń Grudnia 1970 roku. Dlaczego wybrał Pan właśnie ten okres?

Michał Kondrat:
Bardzo mnie zainteresowała działalność polityczna prymasa Wyszyńskiego. W kontekście beatyfikacji dużo mówiło się o jego świętości, ale dokonania Prymasa Tysiąclecia dla narodu także są bardzo ważne. Do tej pory nikt tego nie zekranizował. Uznałem, że będzie to dobry temat dla mojego debiutu fabularnego.

Skąd tytuł filmu?

Pochodzi od akcji, którą nazwano „Prorok”, wymierzonej w prymasa i jego otoczenie przez Służbę Bezpieczeństwa. Kilkudziesięciu wyszkolonych agentów zostało oddelegowanych do śledzenia każdego jego kroku. Przy wejściu do siedziby prymasowskiej na ul. Miodowej w Warszawie zainstalowano kamerę operacyjną rejestrującą wchodzących, którym potem zakładano teczki. Inwigilacja była wielopoziomowa, werbowano także ludzi z najbliższego otoczenia prymasa. Taką osobą był ks. Goździewicz, który na niego donosił. Mimo tak rozbudowanej inwigilacji nie znaleziono nic, co mogłoby kard. Wyszyńskiego skompromitować. Chodziło o to, by obniżyć morale Polaków upatrujących w nim nieformalnego lidera. A on po prostu był sobą, nie miał nic do ukrycia.

Film rozpoczyna przesłuchanie biskupa Baraniaka. To mocna i wstrząsająca scena.

Rzeczywiście. To był rok 1953, czyli okres silnego prześladowania Kościoła. Należało to zaznaczyć w filmie, by przejść do akcji zasadniczej, która rozpoczyna się w roku 1956. Władza szukała wówczas wsparcia w hierarchii kościelnej, by zapewnić sobie frekwencję w wyborach i stworzyć wrażenie, że cieszy się poparciem społecznym.

W obrazie znaczącą rolę odgrywają wydarzenia polityczne dotyczące stosunków Kościoła i państwa w Polsce. Na ile to, co w nim widzimy, np. rozmowy z przedstawicielami władz PRL-u, jest oparte na faktach?

Wszystkie rozmowy w filmie zostały odtworzone ze stenogramów powstałych z podsłuchów instalowanych przez Służbę Bezpieczeństwa. Niegdyś były niejawne, teraz zostały już odtajnione przez IPN. W rzeczywistości te rozmowy były bardzo długie. Jedno spotkanie prymasa z Gomułką trwało kilkanaście godzin. My je wszystkie przeanalizowaliśmy i wybraliśmy do scenariusza najciekawsze fragmenty. Odzwierciedlają to, co działo się naprawdę. Dzięki temu w filmie zobaczymy emocjonujące sceny prawdziwych rozmów prymasa Wyszyńskiego z Władysławem Gomułką i premierem Cyrankiewiczem. W filmie nie zagłębiamy się w duchowość prymasa, ale akcentujemy coś bardzo istotnego, co sam określał jako najważniejsze dokonanie w jego życiu – zawierzenie narodu polskiego Matce Bożej, które zostało poprzedzone dziewięcioletnimi przygotowaniami do obchodów Milenium Chrztu Polski. Być może to, co później wydarzyło się w Polsce, jest konsekwencją tego zawierzenia.

Z filmu dowiadujemy się, że władze miały nadzieję „obłaskawić” prymasa, użyczyły mu np. salonki, którą pojechał do Rzymu. Jaki był cel tego typu działań?

Myślę, że była to „życzliwość” Gomułki, która miała na celu uśpienie jego czujności, sprawienie wrażenia, że władza jest mu przychylna. Był on jednak w błędzie, ponieważ wiemy, że kard. Wyszyński miał duży dystans do rzeczy materialnych, bardziej cenił relacje z ludźmi. A przede wszystkim z Bogiem, bo od Niego czerpał siłę, by prowadzić te trudne rozmowy. Prawdopodobnie przyjął propozycję podróży salonką do Watykanu, aby przedstawiciele władzy mieli wrażenie, że coś osiągają w relacjach z nim i Kościołem w Polsce. Prymas nie bał się komunistów, stawiał im nawet warunki, a oni momentami ulegali. Mimo że sam stał wobec komunistycznego aparatu władzy, udało mu się załatwić dużo spraw dla narodu.

Jednak w jednej ze scen pokazuje Pan, że nie we wszystkich biskupach rozmowy z władzami wzbudzały entuzjazm.

To też zostało oparte na faktach. Niektórzy nazywali prymasa „czerwonym kardynałem”. Ale to również było związane z propagandą i działalnością agenturalną, która sięgała nawet Watykanu.

W filmie jest także scena dotycząca listu biskupów polskich do niemieckich, w którym padło sformułowane: „Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie...”. Ten list również nie znalazł uznania u wszystkich hierarchów.

To prawda. Prymas twierdził, że mamy iść drogą wskazaną nam przez Pana Jezusa, który wisząc na krzyżu, przebaczał swoim oprawcom. I dlatego my również musimy wybaczać tym, którzy wyrządzili nam krzywdy.

W filmie znajdujemy także wątki fikcyjne. Jak na przykład historia Kazi, Janka i jego rodziny. Czy były one konieczne?

Owszem. Razem z aktorem, który przygotowywał się do roli prymasa, mieliśmy spotkania z „Ósemkami” na Jasnej Górze. Poznaliśmy ciekawe historie wielu osób z otoczenia kardynała. Nie sposób było opowiedzieć tego wszystkiego w filmie fabularnym. Dlatego zdecydowaliśmy się skompilować prawdziwe postacie i stworzyć kilka fikcyjnych. To właśnie dzięki niektórym z nich dowiemy się, jaki był prymas w życiu codziennym. Zobaczymy jego poświęcenie i troskę o ludzi, którzy potrzebują pomocy, a także to, że nigdy nikogo nie odrzucał, że przebaczał. Nikogo nie potępiał. Dobrem odpłacał za zło.

W jaki sposób szukał Pan kandydata do roli prymasa Wyszyńskiego?

Miałem takie szczęście, że scenarzystka filmu Katarzyna Bogucka w czasie spektaklu odbywającego się na deskach jednego z teatrów w Warszawie dostrzegła Sławomira Grzymkowskiego. Poleciła mi, bym się z nim spotkał. Po zdjęciach próbnych od razu wiedziałem, że nie muszę dalej szukać aktora do roli prymasa.

Kto jest adresatem tego filmu?

Jest to film historyczny, więc na pewno każdy, kto interesuje się historią Polski. Akcja filmu obejmuje obchody 1000-lecia Państwa Polskiego, 1000-lecia Chrztu Polski i innych ważnych dla naszego kraju wydarzeń historycznych. Ale przede wszystkim film adresuję do młodych ludzi i w tym celu starałem się wybrać taką formę, by do nich trafić. Zarówno scenografia budowana w hali filmowej, efekty specjalne, wybuchy, sceny z udziałem 40 kaskaderów, 300 rekonstruktorów, 5000 statystów i 160 aktorów, jak i odrobina humoru oraz nowoczesna muzyka sprawiają, że „Prorok” jest filmem komercyjnym, kierowanym przede wszystkim do młodego, wymagającego widza.•

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.