Ekowandalizm

Szymon Babuchowski

GN 45/2022 |

publikacja 10.11.2022 00:00

Oblać zupą pomidorową „Słoneczniki” van Gogha, rzucić ziemniaczanym purée w „Stogi siana” Moneta, przykleić głowę do „Dziewczyny z perłą” Vermeera. Co jeszcze wymyślą ekoaktywiści, by zwrócić na siebie uwagę?

Protest w National Gallery w Londynie. Na szczęście obraz van Gogha nie został zniszczony. Protest w National Gallery w Londynie. Na szczęście obraz van Gogha nie został zniszczony.
Just Stop Oil /east news

Te trzy przypadki, o których mowa na wstępie, miały miejsce w ciągu niespełna dwóch październikowych tygodni w Londynie, Poczdamie i Hadze, ale proceder atakowania dzieł sztuki przez przedstawicieli organizacji ekologicznych trwa znacznie dłużej. Już w sierpniu ekoaktywiści, związani m.in. z grupą Letzte Generation (Ostatnie Pokolenie), przeprowadzili serię ataków na dzieła sztuki w Niemczech. Działacze przykleili się w Dreźnie do złotej ramy „Madonny Sykstyńskiej” Rafaela, we Frankfurcie do obrazu Nicolasa Poussina „Burzliwy krajobraz z Pyramusem i Thisbe”, w Berlinie do dzieła „Ucieczka do Egiptu” Lucasa Cranacha starszego, a w Monachium do „Rzezi niewiniątek” Petera Paula Rubensa. Nieco wcześniej, w lipcu, miały też miejsce ataki na kopię „Ostatniej wieczerzy” Leonarda da Vinci w Londynie i „Wiosnę” Sandra Botticellego we Florencji.

Powód? Chęć zwrócenia uwagi na problem kryzysu klimatycznego. „Wszyscy o tym wiedzą, ale po cichu akceptują zniszczenia i katastrofę klimatyczną. Jeśli społeczne samobójstwo natychmiast się nie zakończy, wszystko zostanie zdewastowane – łącznie ze sztuką” – napisał na Instagramie jeden z działaczy niemieckiej organizacji. Doprawdy, trudno się doszukać logiki w sposobie myślenia radykalnych ekoaktywistów. Czy naprawdę sposobem na ratowanie Ziemi przed jakimikolwiek problemami może być niszczenie piękna, które na tej samej Ziemi wytworzył człowiek?

Czyny karalne

Po sierpniowych atakach zabrał głos Olaf Zimmermann, dyrektor zarządzający Niemieckiej Rady Kultury. Zaznaczył on, że choć działania na rzecz klimatu są ważne, to obrazy są dziedzictwem kulturowym i zasługują na ochronę tak samo jak klimat. Podobny komunikat popłynął niedawno z sali sądowej. Aktywiści z grupy Just Stop Oil Belgium, którzy przykleili się do „Dziewczyny z perłą”, zostali skazani na dwa miesiące więzienia, w tym miesiąc w zawieszeniu. – Próba niszczenia słynnych obrazów nie jest dopuszczalnym protestem przeciwko brakowi odpowiedniej polityki klimatycznej. Są to czyny karalne – wyjaśniała sędzia Marianne Rootring, uzasadniając wyrok.

Dobrze, że w przestrzeń publiczną popłynęły te głosy zdrowego rozsądku. Choć mówią one o czymś, co powinno być oczywiste, w kontekście narastania zjawiska ekowandalizmu trzeba je nagłaśniać. Zwłaszcza że przyzwolenie na podobne postawy zaczyna zataczać coraz szersze kręgi. Na przykład irlandzki muzyk i działacz społeczny Bob Geldof, stwierdził w kontekście oblania pomidorówką „Słoneczników”, że aktywiści „mają w 1000 procentach rację”. – Oni nikogo nie zabijają. A zmiany klimatyczne już tak – skomentował wydarzenie. Również w Polsce mieliśmy do czynienia z podobnymi głosami. „Trudno się dziwić tak szokującym metodom protestu, bo kryzys klimatyczny nie odbija się szerokim echem w życiu publicznym” – napisał na portalu Interia.pl Jakub Wojajczyk. Naprawdę się nie odbija? Przecież to temat mielony w mediach do znudzenia, a w niektórych kręgach urastający wręcz do rangi nowej religii!

Sprzeczne działania

Jeszcze bardziej kuriozalny, wręcz nieodpowiedzialny, jest podpis, jakim Interia opatrzyła zdjęcie z nieszczęsnego londyńskiego „happeningu”: „Akcja aktywistek, które oblały zupą pomidorową »Słoneczniki« van Gogha, to przykład na to, że protest może być skuteczny, a jego szkodliwość – minimalna”. Otóż protest trudno uznać za skuteczny – chyba że za miarę skuteczności przyjmiemy poziom rozgłosu. Ale wydźwięk tego rozgłosu jest negatywny. Pozostawia bowiem, fałszywe przecież, wrażenie, że ratować klimat chcą wyłącznie osoby niezrównoważone psychicznie albo fanatycy, którzy „dla sprawy” nie cofną się przed żadnym barbarzyństwem – bez większego z tą sprawą związku zresztą. Ekoaktywiści swoimi działaniami bardziej więc zwracają uwagę na samych siebie niż na jakiekolwiek zagrożenie. Nagranie wideo ze zdarzenia w National Gallery ukazuje dwie młode dziewczyny, dzieci właściwie. Jedna z nich po wylaniu zupy z puszek z emfazą w głosie recytuje wyuczone kwestie. „Co jest więcej warte: sztuka czy życie?” – słyszymy w nagraniu. Tak jakby był to rzeczywisty dylemat i musielibyśmy podejmować dramatyczny wybór między jednym a drugim.

W zupełnie innym tonie wypowiada się Ottmar Edenhofer, dyrektor Poczdamskiego Instytutu Badań nad Wpływem Klimatu (PIK). Osoba, która zawodowo zajmuje się kwestią zmian klimatycznych, mówi wprost: – Nie uważam, by atakowanie dóbr kultury było dobre. To sprzeczne z tym, czego naprawdę chcemy: chronić planetę. A ochrona obejmuje również kulturę i nasze dziedzictwo kulturowe. Nie należy umniejszać wartości tego, czego się chce bronić, tak sprzecznymi działaniami.

Muzea mają problem

Nie jest też prawdą, że szkodliwość protestów jest minimalna. Fakt, w tych konkretnych przypadkach dzieła nie uległy zniszczeniu – w przypadku „Słoneczników” czy „Stogów siana” uszkodzona została jedynie rama obrazu – ale to tylko dlatego, że obrazy te są chronione specjalną szybą. I choć aktywiści twierdzą, że celowo wybrali eksponaty dobrze zabezpieczone, to jednak przyzwolenie na podobne działania łatwo może spowodować, że celem ataku staną się także inne, mniej chronione dzieła. Dlatego najbardziej renomowane muzea rozszerzyły ostatnio paletę środków bezpieczeństwa. W Poczdamie wprowadzono kontrolę toreb, a ekspert ds. bezpieczeństwa Niemieckiego Związku Muzeów (DMB) Remigiusz Plath zalecił ochronę dzieł sztuki poprzez umieszczenie ich za szkłem i zwiększenie liczby personelu. Problem w tym, że generuje to duże koszty i nie wszystkie placówki mogą sobie na to pozwolić. Trudno też wyobrazić sobie trzymanie za szkłem wszystkich dzieł o bardzo dużych rozmiarach. Problematyczne może stać się w obecnej sytuacji wypożyczanie dzieł sztuki, na co zwraca uwagę Hasso Plattner, mecenas sztuki i założyciel poczdamskiego Muzeum Barberini, w którym zaatakowano obraz Moneta. „Jesteśmy instrumentalnie wykorzystywani przez działaczy na rzecz klimatu do przyciągania uwagi – kosztem dóbr kultury” – trafnie ocenił sytuację w swoim oświadczeniu Niemiecki Związek Muzeów.

Gdy piszę te słowa, media obiega wiadomość o kolejnym akcie ekowandalizmu. Tym razem aktywistki oblały zupą jarzynową „Siewcę” van Gogha w Pałacu Bonapartego w Rzymie, wykrzykując przy tym hasła przeciwko ocieplaniu klimatu i stosowaniu paliw kopalnych. Festiwal bezgranicznej głupoty pod płaszczykiem ochrony środowiska trwa więc w najlepsze. •

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.