Polskie nuty nad Tamizą

Szymon Babuchowski

GN 47/2022 |

publikacja 24.11.2022 00:00

Nasza muzyka sakralna nie jest jeszcze na Wyspach wystarczająco dobrze znana. Ale dzięki festiwalowi Joy & Devotion ma szansę, by taką się stać.

Portret wykonawców biorących udział w tegorocznej edycji. Marcin Urban Portret wykonawców biorących udział w tegorocznej edycji.

Już drugi rok z rzędu polska muzyka miała swoje święto w samym sercu Londynu. Powodem tego był festiwal Joy & Devotion, odbywający się w anglikańskim kościele St Martin-in-the-Fields, tuż obok słynnego Trafalgar Square. Pomysł festiwalu polskiej muzyki sakralnej zrodził się w głowie kompozytora i dyrygenta prof. Pawła Łukaszewskiego, którego zainspirowały wcześniejsze doświadczenia współpracy ze światem muzycznym na Wyspach. A realizacja tego marzenia stała się możliwa dzięki współpracy z Instytutem Adama Mickiewicza, który wydarzenie kolejny raz zorganizował. Na światowym poziomie.

Intensywna i poruszająca

„Głęboko poruszająca, niezwykle intensywna i pełna dramatycznej religijności” – tak o muzyce z pierwszego dnia festiwalu napisał w recenzji brytyjski kompozytor i dziennikarz Robert Hugill na swoim blogu Planet Hugill, poświęconym muzyce klasycznej. Tego wieczoru wystąpił zespół Polyphony pod dyrekcją Stephena Laytona, znanego również jako dyrygent chóru Trinity College z Cambridge. Muzycy olśnili wręcz słuchaczy precyzją wykonania. „Każda nuta wydawała się idealnie umiejscowiona” – zachwycał się recenzent, podziwiając również grę na organach Ruperta Jeffcoata, która w trakcie całego festiwalu przeplatała się z muzyką chóralną.

Pierwszy dzień poświęcony został postaci i dziedzictwu św. Jana Pawła II, zabrzmiały więc utwory jemu dedykowane. Dla aż siedmiu z nich była to brytyjska premiera. Koncert otworzyło „Agnus Dei” Wojciecha Kilara, stosunkowo mało znany utwór tego wybitnego kompozytora. „Nie jest skomplikowany, ale piekielnie trudny do zaśpiewania” – napisał po koncercie Robert Hugill. „Mężczyźni mieli do zaśpiewania jedną niezmienną frazę przypominającą pieśń, która powtarzała się do znudzenia, a ponad tym Kilar zbudował strukturę unoszącą się melizmatami z wyższych głosów, co dawało wzruszający efekt” – analizował. Wysoko ocenił też m.in. mszę twórcy festiwalu, Pawła Łukaszewskiego, doceniając troskę kompozytora o wydobycie znaczeń tekstu.

Słuchacze nagrodzili koncert gromkimi brawami. – Nie mogę powiedzieć, że jestem zdziwiony, bo brytyjska publiczność jest bardzo ciepło nastawiona do polskiej twórczości, ale bardzo cieszymy się tym ciepłym przyjęciem – komentował na gorąco prof. Łukaszewski.

Tradycja i współczesność

Wykonawcami drugiego dnia festiwalu była grupa wokalna The Gesualdo Six, kierowana przez Owaina Parka. To artyści doceniani w świecie, mający w swoim bogatym dorobku m.in. album „Fading”, uznany przez prestiżowy magazyn „Limelight” za wokalno-chóralne nagranie roku 2020. Na festiwalu Joy & Devotion zagościli po raz drugi. – Spędziliśmy tu w zeszłym roku bardzo dobry czas i zostaliśmy świetnie przyjęci przez publiczność, dlatego z wielką radością wracamy – wyznaje Owain Park.

W każdym dniu imprezy pojawił się w programie cykl mszalny, jednak drugiego dnia był to cykl szczególny – zamówiony specjalnie na to wydarzenie. Napisał go Marek Raczyński, kompozytor stosunkowo młody, ale już z niemałym dorobkiem, nagradzanym w międzynarodowych konkursach. – Czuję się zaszczycony, bo premiera za granicą, na tak ważnym festiwalu, w dodatku w wykonaniu The Gesualdo Six, to jest duże wyróżnienie – zwierzał się przed koncertem. – Nie ukrywam, że było to dla mnie wyzwanie: połączyć tradycję mszy, która jest ogromnym zobowiązaniem, z językiem współczesnej muzyki, odpowiednim dla dzisiejszego słuchacza. Kluczem, jaki dla siebie znalazłem, okazał się zespół, który będzie tę kompozycję wykonywał. Ta grupa fantastycznie brzmi w repertuarze renesansowym. Postanowiłem więc, że w swojej kompozycji nawiążę do tego aspektu brzmienia zespołu. Dodałem też do utworu drobny element osobisty: fragment psalmu przy „Alleluja” odnosi się do postaci Anioła Stróża. Kilka tygodni temu skończyłem 40 lat, a urodziny obchodzę właśnie w święto Aniołów Stróżów.

Majestat i czułość

– To bardzo ekscytujące współpracować z tak dobrym kompozytorem – podkreśla Owain Park. – Wymieniliśmy wcześniej wiele maili, ale muszę powiedzieć, że kiedy otrzymaliśmy gotowe dzieło, uderzyła nas siła jego oddziaływania. To doskonała muzyka, z głosami rozpisanymi w bardzo przemyślany sposób, dobrze korespondująca z tekstem. Medytacyjna, a jednocześnie w odpowiednich miejscach, takich jak „Gloria”, podnosząca odbiorcę ku radości.

Te wypowiedzi kompozytora i dyrygenta nie są bynajmniej wyłącznie wymianą uprzejmości. The Gesualdo Six dzięki niezwykłej wręcz precyzji wykonania wydobyło całe piękno muzyki Marka Raczyńskiego. Tym razem brzmienie tej męskiej grupy wokalnej zostało poszerzone również o głosy kobiece. Doskonale zestrojone sprawiały, że słuchacz mógł się całkowicie zanurzyć w fale dźwięków i emocji płynących ze sceny. Dotyczy to zresztą całego programu, który w tym dniu został poświęcony Matce Bożej. Zabrzmiały m.in. dwa utwory Henryka Mikołaja Góreckiego z cyklu „Z pieśni kościelnych”, które w wersji łacińskiej miały na festiwalu swoją brytyjską premierę. Oparte na melodii godzinek „Veni, o Mater terrae” i „O, Mater semper alma” (opracowanie XVI-wiecznej pieśni „O, Matko miłościwa”), stanowiły piękne preludium do tego programu. Potężne, majestatyczne dźwięki organów Ruperta Jeffcoata wbijały niemal słuchaczy w podłogę, gdy grał „Regina caeli” Mariana Sawy czy „Lumiere de Laube” Michała Schaeffera. Z ich brzmieniem kontrastowało łagodnie i czule zaśpiewane „Ave Maria” Bartłomieja Pękiela. Doświadczyliśmy więc podczas jednego wieczoru ogromnej skali emocji.

Bogurodzica Brytyjczyków

Nie inaczej było podczas następnego, ostatniego już dnia festiwalu, skoncentrowanego wokół mistrzów polskiej polifonii. Usłyszeliśmy tu ciekawie skomponowaną mieszankę dawnej i współczesnej muzyki. – Są w programie dzieła, o których istnieniu nie wiedziałem, a które mnie zachwycają – przyznał przed koncertem Ralph Allwood, dyrygent akademickiego chóru Rodolfus, który uświetnił trzeci festiwalowy wieczór.

Tym razem zaczęło się od „Bogurodzicy”, wyśpiewanej z balkonów anglikańskiej świątyni. Trzeba przyznać, że chór znakomicie poradził sobie z trudną polską wymową, a słowa takie jak „ziści” czy „spuści” zabrzmiały bezbłędnie! „Bogurodzica” zabrzmiała potem zresztą raz jeszcze, wpleciona w utwór Roxanny Panufnik „All Shall Be Well” (Wszystko będzie dobrze), znanej brytyjskiej artystki o polskich korzeniach, córki kompozytora Andrzeja Panufnika. Był to przykład ciekawego połączenia tradycji z nowoczesnymi środkami wyrazu. W tym utworze, oprócz chóru, zabrzmiała także wiolonczela Leo Popplewella, którego mistrzowska gra spotkała się z wielkim aplauzem publiczności.

Emocje wśród słuchaczy wywołał też cykl mszalny Jana Krutula, zaledwie 35-letniego kompozytora i dyrygenta związanego z Białymstokiem. To kolejny duży atut londyńskiego festiwalu – że obok uznanych już na świecie twórców wydobywa młodych, bardzo utalentowanych kompozytorów i pokazuje ich szerokiej publiczności. – Polska muzyka nie jest jeszcze w Wielkiej Brytanii wystarczająco dobrze znana, ale dzięki festiwalowi ma szansę, by taką się stać – ocenia Owain Park. Duże zainteresowanie publiczności, która podczas wszystkich wieczorów wypełniła kościół St Martin-in-the-Fields, pokazuje, że potencjał jest rzeczywiście duży. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.