To nie oszustwo, ale biznes

Edward Kabiesz

GN 48/2022 |

publikacja 01.12.2022 00:00

Czy „Zbawiciel świata” jest oryginalnym dziełem Leonarda da Vinci?

O „Zbawicielu świata” zrobiło się głośno, kiedy w 2011 roku wystawiono go w National Gallery w Londynie. Tolga Akmen /AFP/east news O „Zbawicielu świata” zrobiło się głośno, kiedy w 2011 roku wystawiono go w National Gallery w Londynie.

Czy rzeczywiście jest najdroższym obrazem spośród tych, które znajdują się w muzeach albo w rękach prywatnych? Przecież jest tam wiele dzieł sztuki uznawanych powszechnie za bezcenne. Z pewnością jest natomiast dziełem, które osiągnęło najwyższą cenę na licytacjach organizowanych kiedykolwiek przez domy aukcyjne.

W znakomitym dokumencie Antoine’a Vitkine’a „Zbawiciel na sprzedaż” pada pytanie: „Jak zmienić 1000 dolarów na 470 milionów?”. Odpowiedź, przynajmniej w kontekście tego filmu, może zaskoczyć. „Należy inwestować w sztukę” – słyszymy w jednej z końcowych scen. Dokument francuskiego reżysera opowiada historię związaną z konkretnym obrazem, przedstawiając mało znane, a właściwie kompletnie nieznane kulisy handlu dziełami sztuki dawnej. Ta historia to znakomity materiał na scenariusz filmu sensacyjnego, bo wiele w niej zagadek, zwrotów akcji, tajemniczych postaci, a nawet wątków politycznych. Trudno byłoby uwierzyć, że wydarzyła się naprawdę, gdyby na ekranie nie pojawili się jej autentyczni bohaterzy. Niektórzy wystąpili w masce. Dlaczego? Jak się okazuje, handel dziełami sztuki, szczególnie tej dawnej, rządzi się regułami, które nawet jeżeli nie przekraczają granicy prawa, nie zawsze mają wiele wspólnego z etyką.

Reprodukcja na sprzedaż

Ta historia w swoim czasie wzbudziła zainteresowanie nie tylko profesjonalistów, ale też opinii publicznej na całym świecie. Przełomowe znaczenie miała rekordowa licytacja w Nowym Jorku w 2017 roku, gdzie w domu aukcyjnym Christie sprzedano „Zbawiciela świata” za 450 milionów dolarów. Do dzisiaj żaden obraz nie zbliżył się do tej granicy. Co wydarzyło się z obrazem później? Kim jest jego obecny właściciel i dlaczego od czasu licytacji nie można obrazu oglądać? Ten i wiele innych poruszanych w filmie wątków to przedmiot wnikliwego dziennikarskiego śledztwa, jakie przeprowadzili realizatorzy dokumentu.

Biografia Leonarda da Vinci kryje w sobie wiele tajemnic związanych z datą powstania i oryginalności jego niektórych obrazów. Także tych, które zaginęły, a następnie odnalazły się po latach. Artysta, podobnie jak wielu mu współczesnych, nie podpisywał swoich prac, chociaż prowadził szczegółowe notatki dotyczące np. wydatków na jedzenie. „Zbawiciel świata”, czyli portret Jezusa z prawą ręką uniesioną w geście błogosławieństwa i kryształową kulą w lewej dłoni, zawiera wiele elementów charakterystycznych dla stylu da Vinci. Przedstawia postać o skierowanym na wprost spojrzeniu, ledwie dostrzegalnym uśmiechu i pofalowanych włosach, typowa jest także zastosowana technika sfumato, czyli łagodne przejścia z partii ciemnych do jasnych, co daje mgliste, „miękkie” efekty kolorystyczne. Obraz przeżywał różne perypetie i zmieniał właścicieli, ale dopiero w 2011 roku, kiedy wystawiono go w National Gallery w Londynie, zrobiło się o nim głośno.

„Zbawiciela świata” do Londynu przywiózł marszand Robert Simon, który zauważył go w ofercie niewielkiego domu aukcyjnego w Nowym Orleanie. „W katalogu podano, że chodzi o reprodukcję. Kiedy dokładnie mu się przyjrzałem zauważyłem, że jego kompozycja odpowiada kompozycji zaginionego dzieła Leonarda da Vinci… Postanowiłem wziąć udział w licytacji. Poza mną licytowała tylko jedna osoba i tylko raz podbiła cenę. Kupiłem go za 1175 dolarów. Kiedy obraz dotarł do Nowego Jorku, okazało się, że został paskudnie przemalowany. Nawet przez myśl mi nie przeszło, że chodzi o obraz Leonarda”.

Obraz jak nowy

Simon zdawał sobie sprawę, że ma do czynienia ze starym dziełem sztuki, które posiada pewien potencjał, dlatego zlecił renowację obrazu. Kosztowny proces rekonstrukcji trwał dwa lata, a kiedy usunięto tło, na obrazie pojawiły się dwa kciuki. Simon i jego współpracownicy uznali, że jest to pentimento, czyli znak, że artysta dokonał zmian w czasie malowania. Wówczas marszand zaczął podejrzewać, że być może nabyty za śmieszną cenę obraz może być zaginionym dziełem Leonarda. Prace konserwatorskie cały czas toczyły się w tajemnicy, a po ich zakończeniu Simon postanowił zasięgnąć opinii ekspertów. Skonsultował się z National Gallery w Londynie, jedną z najsłynniejszych i najbardziej prestiżowych galerii sztuki na świecie, gdzie obraz obejrzeć mieli najwybitniejsi naukowcy zajmujący się dawnym malarstwem. Mieli ocenić, czy jest oryginalnym dziełem mistrza, czy może tylko powstał w jego pracowni. Wiemy przecież, że uczniowie kopiowali obrazy Leonarda pod jego kierunkiem, a samych kopii „Zbawiciela świata” powstało około 20. Było to ważne, bo w National Gallery miała się odbyć wkrótce wystawa obrazów Leonarda. Gdyby dzieło znalazło się na wystawie obok innych oryginalnych prac mistrza, byłoby to równoznaczne z uznaniem jego autentyczności. Robert Simon nie spodziewał się, tak przynajmniej twierdzi w filmie, że się tam znajdzie. Można się jednak domyślić, że handlarzowi dzieł sztuki zależało na pozytywnej ocenie ekspertów, bo cena kupionego za śmieszną kwotę obrazu od razu poszybowałaby w górę. Dyrekcję galerii zapewniono, że obraz nie jest na sprzedaż, bo inaczej by się tu nie znalazł. W każdym razie kustosz National Gallery podjął decyzję o umieszczeniu „Zbawiciela świata” na wystawie obrazów Leonarda, która odbyła się w latach 2011/2012. Przed otwarciem tłumaczył, że eksperci byli pewni co do tego, że jest dziełem mistrza, a poza tym „było w nim coś niezwykłego. Emanowała z niego jakaś aura… Teraz zdecyduje publiczność”. Obraz z miejsca stał się sensacją, przyciągając rekordową liczbę zwiedzających.

W szarej strefie

Wbrew deklaracjom dom aukcyjny Sotheby’s wystawił obraz na licytację, a kupił go, przez francuskiego pośrednika, oligarcha Dmitrij Rybołowlew, właściciel klubu piłkarskiego AS Monaco. Rosyjski miliarder sprzedał swoje kopalnie w Rosji i przeniósł się do Monako; dywersyfikował inwestycje, kupując m.in. dzieła sztuki. Pośrednik oszukał nabywcę, wliczając w cenę swoje olbrzymie honorarium. „To nie oszustwo, ale biznes” – wyjaśniał w filmie, gdy poczuł się zagrożony, bo sprawa wyszła na jaw, a z Rosjanami nigdy nic nie wiadomo… Bomba wybuchła w 2017 roku, kiedy Rybołowlew wystawił obraz na licytację w domu aukcyjnym Christie. Kupił go za niewiarygodną sumę 470 milionów dolarów „nieznany nabywca”. Nieznany przynajmniej na początku, bo po jakimś czasie media ujawniły, że jest to książę Bader ibn Abd Allah ibn Farhan, minister kultury Arabii Saudyjskiej. Minister działał prawdopodobnie na zlecenie Muhammada ibn Salmana, następcy tronu Arabii Saudyjskiej i jej faktycznego władcy.

Obecnie nikt nie wie, gdzie znajduje się obraz, który, jak mówi w filmie przedstawicielka ministra kultury Arabii Saudyjskiej, miał być wystawiony w arabskim Luwrze w Abu Zabi. Jednak obecny właściciel nie może mieć pewności, co tak naprawdę kupił i czy nie przepłacił. „Jest różnica między ­Leonardo da Vincim a pracownią Leonarda. To była prawdziwa fabryka. Ta historia to fikcja, na której wiele osób zrobiło karierę i zarobiło krocie… Handel sztuką to królestwo cieni, to środowisko chce zarobić na milionerach” – mówi w filmie Scott Reyburn, niezależny dziennikarz doskonale zorientowany w handlu dziełami sztuki. „Założeniem strategii marketingowej domów aukcyjnych było zapewnienie, że słowa: pracownia czy warsztat zostaną całkowicie zmarginalizowane w przypadku informacji o obrazie”. Autor filmu dotarł do wielu osób związanych bezpośrednio ze współczesną historią obrazu; naukowców, ekspertów, handlarzy dziełami sztuki i dziennikarzy. Jak się okazuje, wbrew marketingowym zabiegom domów aukcyjnych istnieje sporo wątpliwości, czy obraz jest oryginalnym dziełem włoskiego geniusza, czy tylko pochodzi z jego pracowni. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.