Cóż to jest pięć minut...

Agata Puścikowska

GN 51-52/2022 |

publikacja 22.12.2022 00:00

Kochają śpiewać – najbardziej pastorałki. A jeszcze bardziej kochają... rodzinę.

Zespół Gronicki to pięć wyjątkowych sióstr: (od lewej) Maria, Gosia, Bogusia, Janka i Ania. Roman Koszowski /Foto Gość Zespół Gronicki to pięć wyjątkowych sióstr: (od lewej) Maria, Gosia, Bogusia, Janka i Ania.

Znają się od zawsze, czyli od dziecka. Zaczynały wspólną drogę, gdy jedna po drugiej przychodziły na świat w domu Heleny i Bronisława Paluchów z Bukowiny Tatrzańskiej. Mówili o nich na wsi „siostry jak malowane”, bo wszystkie ładne, energiczne i zdolne – do dziś: Janina, Hania, Bogusia, Gosia i Maria. Aktualnie mężatki, matki, a nawet (jak na razie dwie) babcie. Niemal całe ich życie to nie tylko więzy krwi, siostrzana przyjaźń, ale też wspólne śpiewanie. I to jakie! Na pięć mocnych góralskich głosów. Z serca, z duszy, tak by dawać innym coś z siebie.

Gronicki to dużo więcej niż zespół. To siostrzana historia o pasji, radości wspólnego tworzenia, miłości do tradycji, ale też świadectwo tego, że rodzina jest dużo ważniejsza niż nawet najciekawiej rozwijająca się kariera.

Córki górala z Gronia

Górale beskidzcy mówią gronicki na niższe góry. Ale nie od tego wzięła się nazwa zespołu. Po prostu tata Janiny, Hanki, Bogusi, Gosi i Marii, Bronisław Paluch, pochodzi z podhalańskiego Gronia. Więc jego córki to „gronicki”.

– Na przestrzeni jedenastu lat przyszło na świat pięć dziewczyn. Rodzice mieli wesoło, nie ma co. A i my miałyśmy wesoło, jak to w wielodzietnej, kochającej się rodzinie. Było i gwarno, i śpiewająco – opowiada Janina, najstarsza z sióstr. A ojciec każdą kolejną córkę przyjmował z takim samym zachwytem. – Oj, dumny z nas był i dumny jest – mówią siostry zgodnie. – Wszystkie byłyśmy takie typowe córeczki tatusia. Więc mogłyśmy rosnąć w poczuciu własnej wartości, rozwijając się i ucząc.

Rodzina niemal z dziada pradziada była mocno muzykująca. Dziewczyny góralskie nuty wyssały więc z mlekiem matki. – Rodzice obydwoje tańczą i śpiewają. Mama tańczyła nawet w regionalnym zespole. Nasz dziadek grał na skrzypcach, a babcia śpiewała, miała przepiękny mocny głos – mówi Hanka. – Tak więc miałyśmy po kim odziedziczyć muzyczne talenty. Ale też i przykład jest ważny, by po prostu lubić muzykę, tworzyć ją i robić to z pasją.

Siostry Paluch już w przedszkolu należały do ludowego zespołu dziecięcego Orlęta. Potem chodziły na zajęcia do bukowiańskiego Domu Ludowego i ćwiczyły w zespole Mali Wierchowianie. – Ważne, a dziś to wiemy jeszcze bardziej niż wówczas, że rodzice nas lekko popychali do tych zespołów. Dzięki temu zdobyłyśmy wiedzę, jak się śpiewa po góralsku, jak ważne są strój, tradycja – mówi Gosia. – Niektóre dzieci wstydziły się tego, a my od dziecka byłyśmy dumne. Ta nasza muzyka, zwyczaje to spadek po przodkach. Coś bardzo ważnego.

Harmonia wyjątkowa

Dziewczyny śpiewały świetnie, z wielkim wyczuciem, na głosy. – Nie wiedziałyśmy, że aż tak umiemy, brzmiałyśmy razem wyjątkowo spójnie – śmieją się dziś. – Wyłapali to nasi instruktorzy, widząc, że nasze brzmienia idealnie się dopasowywały. Może dlatego, że jesteśmy siostrami. Wielogłos w wykonaniu panien Paluchówien zyskiwał sobie wielu fanów. Więc siostry jeździły na konkursy wokalne, śpiewały, tańczyły. Wygrywały. – Ludzie zaczynali nas kojarzyć, rozpoznawać. Ale w zasadzie nie mówiło się o nas, że wygrały Paluchówny, ale że „gronicki”. I tak już zostało.

Zespół Gronicki formalnie powstał w 1995 roku. Dziewczęta śpiewały góralskie tradycyjne melodie, pieśni religijne, w czasie Bożego Narodzenia kolędy i pastorałki. Repertuaru przybywało. Pojawiały się też nowe kompozycje, na nieco nawet mocniejszą, bardziej zadziorną nutę. Szczególnie Janina potrafi zaśpiewać ostrzej, lekko rockowym brzmieniem. Najstarsza gronicka również pewną dyscyplinę i porządek trzyma w zespole do dziś. Ktoś musi. Przy pięciu energicznych kobietach trzeba wprowadzić ład...

– Nie sądziłyśmy, że kiedyś nagramy płytę. Tymczasem na któreś Boże Narodzenie przyjechał w góry na wypoczynek producent z Krakowa. My śpiewałyśmy kolędy, on słuchał. Po koncercie stwierdził: „Wrócę tu z ekipą, nagramy płytę” – opowiadają siostry. – Przygotowałyśmy 12 numerów góralskich i nagrałyśmy je.

Powstało nagranie „Z tatrzańskich wierchów”. I od tego się zaczęło. Kaseta rozchodziła się jak ciepłe bułeczki. Co ciekawe, kupowali ją słuchacze z całej Polski i zagranicy. Kolejna płyta nosiła tytuł „Carne ocy” i znów okazała się sukcesem. Siostry zaczęły jeździć na regularne koncerty po kraju. A później nagrały kilka kolejnych płyt z kolędami i wiele teledysków – klipów. To już były czasy, gdy powstawały zespoły folkowe. Łączenie muzycznych stylów, mieszanie muzyki regionalnej z popem i disco stało się modne.

– Nasza młodość naznaczona była koncertami, wyjazdami. Byłyśmy w ciągłym ruchu. Nasza pasja zmieniła się w pracę. Wyjeżdżałyśmy regularnie, w zasadzie od weekendu majowego aż do października dawałyśmy po trzy koncerty tygodniowo. W czasie zimowym dodatkowo kolędowałyśmy wszędzie tam, gdzie nas zapraszano – mówi Gosia.

Rodzina – największy przebój

Dziewczęta koncertowały, jeździły po całym świecie – latały nawet do USA czy Kanady. Najmniej grały na... Podhalu. W Polsce występowały również z zespołami rockowymi. – To była przygoda życia – dodają zgodnie. – Jest co wspominać, do czego wracać. To było nasze wielkie pięć minut. I wykorzystałyśmy ten dar najlepiej, jak potrafiłyśmy.

Ale życie trwa dłużej niż te pięć minut sławy. I trzeba przeżyć je najlepiej, jak się potrafi. Siostry nie żałują tego, co było, a już nie jest. Bo muzyka muzyką, kariera karierą, lecz najważniejsze są miłość i rodzina. Zakochiwały się więc, wychodziły za mąż, rodziły dzieci. Dziś mają ich łącznie dziewięcioro i troje wnucząt. – Czasem nadal koncertujemy, bo to bardzo kochamy. Lubimy ubrać się w strój góralski, wyjechać do ludzi, bawić się śpiewem i cieszyć naszych słuchaczy – mówią. – I regularnie uczestniczymy w koncertach charytatywnych: dla dzieci niepełnosprawnych, chorych. Z domu wyniosłyśmy chęć pomocy. Nie umiemy powiedzieć potrzebującemu „nie”.

Święta u gronicek

Pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia cała wielka rodzina spędza wspólnie. Taka to już tradycja. Większość potraw przygotowuje mama Helena – seniorka rodu. Siostry donoszą ciasta, sałatki. – Wigilię spędzamy zazwyczaj z własnymi rodzinami. I wspominamy dawne dzieje – mówi Gosia. – Jadło się barszczyk z fasolą, karpia, gołąbki postne z kaszą, grzybami i sosem. Piło się kompot ze śliwek. Wszystkich potraw trzeba było chociaż spróbować.

A reszki były dla zwierząt domowych. Ale tylko takich, które dzielnie ogrzewały małego Jezuska w stajence betlejemskiej: dla krowy, owcy, kozy... – Dopiero po modlitwie można było odejść od stołu. Na samą wieczerzę ubieraliśmy się odświętnie, elegancko. A na pasterkę szliśmy wszyscy w strojach góralskich.

W domu oczywiście przez całe Boże Narodzenie wybrzmiewały kolędy. I teraz też się je śpiewa na kilkadziesiąt głosów. Ania gra na akordeonie i gitarze, mąż Janiny na akordeonie. Śpiewają i mali, i duzi. Najbardziej wszyscy lubią góralskie pastorałki. I oczywiście śpiewane najbliższą im gwarą.

Niedawno rodzina obchodziła niezwykły jubileusz: 50-lecie małżeństwa rodziców, Heleny i Bronisława Paluchów. Córki rzecz jasna śpiewały w czasie uroczystości. Powstał nawet specjalny wiersz:

Za nasyk rodziców Bogu dziynkujymy Za trud wychowanio, miłość i łopieke, za kozdy Was uśmiech choć przez łzy niekiedy. Za cierpliwość wielgom, bo przecie nos 5 było łoprać i posprzątać, kie pralek nie było. Tak my poziyrały na nasom matecke, syćko porobione w sopie i chałpecce. Tata wiecor siadoł, dziywcynta śpiywomy, i paczoł ze łzami w strone swojej żony. A my wse śpiywały tońcyły i grały I tak młode lata wartko nom zleciały (...)

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.