Warownia na wulkanie

Franciszek Kucharczak

GN 4/2023 |

publikacja 26.01.2023 00:00

Taka twierdza w Polsce? – dziwią się ci, którzy przyjechali tu pierwszy raz. A to jeden z pierwszych obiektów turystycznych w Europie.

Warownia na wulkanie Roman Koszowski /foto gość

Góra z zamkiem Grodziec jest widoczna z daleka, bo okolica tu raczej płaska. Tak bywa, gdy wzniesienie jest efektem erupcji wulkanicznej, a to właśnie wygasły wulkan.

W miarę zbliżania się do zalesionego wzgórza coraz wyraźniej widać prześwitujące zza drzew czerwone dachy budynków i stożkowe zwieńczenia baszt. To znak, że mamy do czynienia nie z ruiną, ale z dobrze zachowanym obiektem. Wrażenie wzrasta, gdy krętą, wijącą się spiralnie drogą wjeżdżamy w obręb murów, przekraczając kamienno-drewniany budynek bramny. Jesteśmy w innej epoce. Przed nami imponująca bryła średniowiecznego zamku z renesansowymi elementami. Mury obwodowe i sama warownia są zbudowane z ciemnego kamienia, co wzmaga odczucie surowości. To bazalt – skała wulkaniczna, a więc budulec dostarczony tu przed milionami lat z wnętrza ziemi.

Romantyczne zwalisko

Zimno na dworze, choć dzień słoneczny. Po wysokich kamiennych schodach wchodzimy do centralnej części zamku zwanej palatium. Wewnątrz, w czymś w rodzaju holu sklepionego gotyckim żebrowaniem, ziąb nie ustępuje. – Nagrzać w średniowiecznym zamku zawsze było trudno, rozumieją panowie – tłumaczy kasztelan Mariusz Garbera. Prowadzi nas do sali zwanej staroniemiecką. Tu przyjemne ciepło płynie od kominka. – Radzimy sobie jak umiemy – gospodarz obiektu dokłada drewna do paleniska. Siadamy przy jednym ze stołów, takich samych, przy jakich zasiadali tu do posiłków turyści sto lat temu. Krzesła też wyglądają identycznie, o czym można się przekonać na podstawie wiszącego na ścianie dużego zdjęcia sprzed roku 1945. A może i jeszcze wcześniej było tu podobnie, bo zamek Grodziec jest uważany za najstarszy obiekt turystyczny w Europie. Został przeznaczony do zwiedzania już w roku 1800!

– Trzeba pamiętać, że początek XIX wieku to romantyzm. W malarstwie modne są lekko zamglone nastrojowe pejzażyki z ruinami dawnych budowli w roli głównej – wyjaśnia gospodarz, wskazując, że zamek Grodziec odpowiadał romantycznym gustom współczesnych.

Istotnie, był to czas, gdy niektórzy arystokraci, z braku prawdziwych ruin w swoich włościach, budowali sobie tzw. ruiny romantyczne, upozowane na prastare zwaliska. Tymczasem wskutek burzliwych losów grodziecka twierdza podupadała od XVII wieku, nabierając charakteru „romantycznego” w sposób naturalny. Na szczęście nie doszło do całkowitej degradacji, a to dzięki hrabiemu Rzeszy Janowi Henrykowi IV von Hochbergowi z Książa. Arystokrata ten był romantykiem w każdym calu, a przy tym człowiekiem bajecznie bogatym. Był spokrewniony z Piastami śląskimi, którzy kiedyś władali zamkiem w Grodźcu, co dodatkowo go motywowało do zakupu niszczejącego zamku. Jesienią 1800 roku nabył  twierdzę wraz z całą posiadłością, z zamiarem odrestaurowania obiektu i udostępnienia go do zwiedzania. Nie oczekiwał z tego tytułu żadnych korzyści materialnych.

– Hochberg wykonał gest, którym zapoczątkował ruch turystyczny, o ile można to w ten sposób nazwać – mówi gospodarz zamku. Wyjaśnia, że metoda konserwatorska, jaką zastosował, zabezpieczała pierwotny wygląd budowli, ale nie naruszała jej oryginalnych elementów.

W 1803 roku dzięki pieniądzom Hochberga w Grodźcu został uporządkowany teren, nasadzono drzewa według reguł parku angielskiego, zrekonstruowano budynki, lecz niektóre odbudowano tylko częściowo, pozostawiając je w charakterze trwałej ruiny. Dla wygody zwiedzających wybudowane zostały urokliwe altany i w różnych miejscach parku postawiono ławki. Zadbano też o miejsce, w którym zwiedzający mogli coś zjeść a także zanocować.

Działania hrabiego zyskały poklask u współczesnych. Grodziec stał się znany, pojawił się w ówczesnych opisach krajoznawczych, stał się też inspiracją dla pisarzy.

To, co widzimy dzisiaj, odbiega jednak od tamtej wersji zamku, a to za sprawą Willibalda von Dirksena, dyplomaty i miłośnika średniowiecza, który kupił posiadłość w roku 1899. Nowy właściciel zlecił znanemu architektowi Bodo Ebhardtowi rozbudowę i przebudowę zamku, który zrekonstruował już wiele założeń obronnych w Europie, w tym popularny zamek Czocha. On też, po zbadaniu wszystkich dostępnych źródeł, nadał grodzieckiej warowni obecny wygląd, dość swobodnie traktując kwestię jej pierwotnego kształtu.

Rozbudowa, przebudowa

Wychodzimy z Sali Staroniemieckiej. Nasz przewodnik zwraca uwagę na wmurowane w ścianę dwie tablice. Jedna, stylizowana na gotycką, upamiętnia wizytę cesarza Wilhelma II, który w 1908 roku uroczyście otworzył urządzone w zamku muzeum.

– To było wielkie wydarzenie. Kiedy przez bramę wjeżdżał cesarz, na dziedzińcu śpiewał chór dziecięcy na 600 gardeł. Rodzina Dirksenów błyszczała: do nich przyjechał cesarz, oni mieli gest, oni w obecności władcy podarowali zamek narodowi. Podarowali w tym sensie, że zamek był otwarty, można było przyjechać, zwiedzić, odpocząć. W ten sposób stawali się mecenasami kultury – tłumaczy Mariusz Garbera.

Mniejsza, umieszczona wyżej tablica, upamiętnia wcześniejsze najważniejsze dla zamku wydarzenia: rok 1473 – przebudowa zainicjowana przez księcia legnicko-brzeskiego Fryderyka I; rok 1633 – zniszczenie zamku podczas wojny trzydziestoletniej; rok 1800 – przejęcie i odrestaurowanie zamku przez Hohbergów.

Gospodarz zamku pokazuje znak kamieniarski, podobny do litery B, wyryty na wykonanym z piaskowca portalu zewnętrznym. – W ten sposób Bodo Ebhardt podpisywał się w tych miejscach, które przebudowywał, żeby było jasne: to już jest nowe – wyjaśnia.

W ten sposób oryginalne średniowieczne fragmenty budowli łączą się z późniejszymi.

– Proszę spojrzeć: To sklepienie jest po części rekonstruowane, ale maszkarony u podstawy żebrowania są prawdopodobnie oryginalne. Ebhardt tak często robił: używał zabytkowych elementów, które komponował z wnętrzem. Mogły być stąd, ale mogły też być z zewnątrz – relacjonuje gospodarz.

Trzeba przyznać, że, choć taka metoda nie przeszłaby dziś u żadnego konserwatora zabytków, to w Grodźcu efekt działań Ebhardta wygląda dość wiarygodnie. Szczególnie wyraźnie widać to w kaplicy zamkowej, która pierwotnie znajdowała się w zupełnie innym miejscu.

– Ta kaplica to miejsce, które uwielbiam. Pachnie późnym średniowieczem, prawda? Tymczasem ona została zbudowana przez Bodo Ebhardta w latach 1906-1908. Te wspaniałe wykute w piaskowcu żebra przypominają konary drzew i być może krzew winorośli. Piękna symbolika. Jest tu wszystko, co być powinno – zauważa kasztelan.

– Ale te epitafia to już na pewno oryginalne – wskazuję wmurowane w ścianę po obu stronach wejścia płaskorzeźby z wizerunkami rycerzy.

– Oryginalne, ale nie stąd. Epitafia przyjechały aż ze środkowej Nadrenii. Przedstawiają rycerzy z przełomu XV/XVI wieku – otrzymuję odpowiedź.

Dowiadujemy się, że wyposażenie kaplicy przed wojną było bardzo bogate. Po wojnie oczywiście znaczna jego część została zrabowana.

Powrót do świetności

Wchodzimy do Sali Rycerskiej. Wielka przestrzeń w centralnej części zamku odpowiada pierwotnemu wyglądowi. W jej zachodniej ścianie widać resztki renesansowego portalu z 1522 roku częściowo odzyskanego przez konserwatorów. Został odsłonięty spod cementowego tynku, który od lat 60-tych minionego wieku pokrywa ściany i sufit sali.

Po przejściu przez drzwi wbudowane w portal stajemy w mniejszej sali z imponującym kominkiem, wybudowanym najprawdopodobniej przez Bodo Ebhardta. Czasem jest używany. Wnioskujemy to po świeżym palenisku i czujemy po wyższej temperaturze, jaka zachowała się od dnia poprzedniego, kiedy materiał robiła tu ekipa Teleexspressu.

Dziś zamek jest własnością gminy Zagrodno. Stopniowo nabiera blasku. Każdego dnia odwiedzają to miejsce turyści, najliczniej, rzecz jasna, w sezonie letnim. Szczególnie gdy w zamku odbywają się turnieje rycerskie bądź inne akcje grup rekonstrukcyjnych. Można zwiedzić wiele zakamarków zamku, przejść się chodnikami wartowniczymi i podziwiać wspaniałe widoki, jakie rozciągają się ze szczytu budowli. Można zanocować, można także zjeść, i to dobrze, o czym przekonaliśmy się osobiście, degustując świetne pierogi.

Niepowtarzalnego smaku wszystkiemu dodaje tu dziewięć wieków wielkiej historii, w jakiej uczestniczyło to miejsce. Zamek Grodziec był naocznym świadkiem i uczestnikiem wojen husyckich, wojny trzydziestoletniej, walk toczonych przez wojska napoleońskie i wielu innych dramatycznych zdarzeń, które odcisnęły na nim swoje piętno. Były chwile triumfu i upadku, i mozolnego dźwigania się z ruin. Kiedy człowiek ma tego świadomość, miejsce to nie pozostawia go takim, jakim był, gdy się tu zjawił.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.