Szymborska bez retuszu

Szymon Babuchowski

GN 7/2023 |

publikacja 16.02.2023 00:00

„Wiersze wszystkie” Wisławy Szymborskiej pozwalają uważnie prześledzić zawiłą poetycką drogę noblistki: od młodzieńczego szukania własnego głosu, przez socrealistyczną grafomanię, po wybitną dojrzałą twórczość.

Wisława Szymborska podczas wieczoru autorskiego w Operze Krakowskiej w 2009 r. henryk przondziono /foto gość Wisława Szymborska podczas wieczoru autorskiego w Operze Krakowskiej w 2009 r.

W roku Wisławy Szymborskiej, ustanowionym przez Senat w stulecie urodzin noblistki, do rąk miłośników jej poezji trafi 22 lutego niezwykły prezent – „Wiersze wszystkie”, wydane przez Znak. To pierwsza publikacja zbierająca całość jej twórczości poetyckiej. Dla wielu czytelników będzie to okazja do zweryfikowania obiegowych sądów o tej poezji, Szymborska ukazuje się bowiem w tym tomie bez retuszu. Wiersze wszystkie to przecież – obok utworów kanonicznych i rozproszonych – także te wstydliwie, dotąd ukrywane, pomijane w wyborach. Pomijane zresztą ze względów zrozumiałych. Tak, było się czego wstydzić, bo pierwsze dwa tomiki Szymborskiej – nie liczę tu odnalezionej „Czarnej piosenki”, wydanej dopiero po śmierci autorki – są naprawdę straszne. Dopiero kolejne tomy pozwalają prześledzić jej drogę ku poezji wybitnej, bo taki niewątpliwie poziom osiągnęła w swoich najlepszych wierszach.

Dość łagodnie obchodzi się prof. Ligęza z tomami „Dlatego żyjemy” (1952) i „Pytania zadawane sobie” (1954), pisząc o „fatalnym zauroczeniu” Szymborskiej socrealizmem. Trudno też zgodzić się z nim, gdy sytuuje tę część jej dorobku „bliżej linii umiarkowanej Różewicza niż radykalnej dykcji walki ideologicznej w wydaniu »pryszczatych«”. Właśnie „walka”, „nienawiść”, „wróg”, „gniew”, „pięść” są przecież słowami kluczami scalającymi większość tych wierszy. Znajdziemy wprawdzie, zwłaszcza w „Pytaniach zadawanych sobie”, pojedyncze utwory odbiegające od tego schematu („Zakochani”, „Klucz” czy obecna niegdyś w podręcznikach „Gawęda o miłości ziemi ojczystej”), jednak wymowa całości jest porażająca: pochwała rewolucji październikowej, w której „towarzysze potęgują huk armatni”, idąc „na odsiecz” naszej „niewiedzy i lękowi”; pochwała żołnierzy radzieckich, „oszczędzających gromów”, by „nie ranić” polskich miast i wsi; wezwanie do walki nie tylko z „wrogiem, co tutaj wszedł”, lecz także z klasowym „wrogiem, co ojców karki giął”; pochwała partii (oczywiście zapisanej wielką literą), która „rozgarnia mrok”. A już największym kuriozum jest wiersz „Lenin”, zamykający zbiór „Dlatego żyjemy”. Zacytujmy go w całości:

Fatalne zauroczenie?

Nie wiadomo do końca, dlaczego „Czarna piosenka”, napisana pod bezpośrednim wpływem przeżyć wojennych, nie ukazała się w latach czterdziestych ubiegłego wieku. Być może, jak pisze w posłowiu prof. Wojciech Ligęza, „poetyka awangardowa (mistrzem Szymborskiej był wówczas Przyboś), dykcja postkatastroficzna, realizm opisów szaro-czarnego polskiego życia po wojnie, także podmiotowy wyraz uczestnictwa w nowej rzeczywistości – bez idealizacji, bez złudzeń, nie mieściły się w wąskich ramach optymistycznej utopii, odbiegały od założeń socrealizmu”. Tak czy inaczej, tom ten okazuje się ciekawym świadectwem poszukiwań własnego głosu, od których wolne są, niestety, dwa kolejne zbiory, wydane już w oficjalnym obiegu.

Od tej nocy ponad miarę złego snu, od tej nocy ponad miarę samotności, zaczął Pan Bóg pomalutku dzień po dniu przeprowadzkę z dosłowności do przenośni.

Zachwyt i przemijanie

Jeśli uświadomimy sobie, że „nowym Adamem” święty Paweł nazywał Chrystusa, to poziom „odjechania” Szymborskiej w debiutanckim tomie stanie się bardziej wyrazisty. I trudno tłumaczyć tę grafomanię „fatalnym zauroczeniem” – mamy przecież do czynienia z autorką ponadprzeciętnie inteligentną, która musiała rozumieć moralną wagę swoich literackich wyborów. Był to więc raczej koniunkturalizm w czystej postaci. Niestety.

W tej sytuacji trudno się dziwić, że kolejny zbiór wierszy, „Wołanie do Yeti” (1957), mający być „nowym otwarciem” czy też „właściwym debiutem” Szymborskiej, zaczyna się od wiersza „Noc”, poetyckiej polemiki z biblijną historią ofiary Izaaka. Wiersz ten kończy się słowami:

Od tej nocy ponad miarę złego snu, od tej nocy ponad miarę samotności, zaczął Pan Bóg pomalutku dzień po dniu przeprowadzkę z dosłowności do przenośni.

Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że owa deklaracja utraty wiary w realną obecność Boga w świecie, a przynajmniej w Jego dobroć, ma związek z wcześniejszymi wyborami autorki i stanowi próbę ich usprawiedliwienia. Podobne wątki wybrzmiewają także w innych wierszach: „Spotkaniu” czy nieszczególnie udanej „Hani”. Pozytywnie zaskakuje natomiast stosunkowo duża w tym tomie liczba wierszy bardziej osobistych, np. tych o tematyce miłosnej, która w późniejszej twórczości zejdzie na plan nieco dalszy, ustępując miejsca problemom filozoficznym. Ciekawym połączeniem obu wątków okazuje się wybitny wiersz „Nic dwa razy”, pochodzący właśnie z „Wołania do Yeti”, a przeżywający teraz swój renesans wśród młodych ludzi dzięki popularnej piosence Sanah (poprzednie pokolenie poznawało go za sprawą muzycznej interpretacji Kory i zespołu Maanam). Głęboko filozoficzne, a jednocześnie oparte na paradoksie, frazy: „Jesteś – a więc musisz minąć./ Miniesz – a więc to jest piękne” – to właśnie Szymborska w najlepszym wydaniu.

Tutaj i gdzie indziej

Uważna lektura „Wierszy wszystkich” pozwala zauważyć, że Bóg w poezji noblistki nie przeprowadził się jednak całkiem „z dosłowności do przenośni”. Szymborska nadal prowadzi z Nim dyskretny dialog. Nie zaprzecza Jego istnieniu, ale też nie wydaje się z Nim pogodzona. Na przykład w „Urodzinach” z „Wielkiej liczby” (1972), zaczynających się od słów: „Tyle naraz świata ze wszystkich stron świata”, autorka nie wymawia wprawdzie Jego imienia, ale wyraźnie odrzuca „prezenty”, którymi została w życiu obdarowana. Mimo to jej wiersze do końca pozostają pochwałą stworzenia i życia na ziemi. „Nie wiem jak gdzie,/ ale tutaj na Ziemi jest sporo wszystkiego./ Tutaj wytwarza się krzesła i smutki,/ nożyczki, skrzypce, czułość, tranzystory,/ zapory wodne, żarty, filiżanki” – brzmią pierwsze słowa jej ostatniego wydanego za życia tomiku, zatytułowanego „Tutaj” (2009).

Pochwała owego „Tutaj” wiąże się w tej poezji z niemożnością wyobrażenia sobie jakiegokolwiek „gdzie indziej”. Za ziemskim bytowaniem przemawia „wszystko” – przedmioty, których możemy dotknąć, wytwory ludzkich rąk, nasze uczucia i działania, wymieszane w pozornie chaotycznych wyliczankach. Po drugiej, niejasnej stronie pozostaje tylko „nie wiem”. A jednak poezja Szymborskiej ciągle do tego „nie wiem” odsyła. Bo jak inaczej określić tę nagłą zmianę perspektywy: „kręcisz się bez biletu w karuzeli planet/ a razem z nią, na gapę, w zamieci galaktyk,/ przez czasy tak zawrotne,/ że nic tutaj na Ziemi nawet drgnąć nie zdąży”? Podmiot liryczny tych wierszy, choć opowiada się po stronie doczesności, zawsze, jakby mimochodem, zaznacza istnienie czegoś więcej – jakiegoś świata, który wykracza poza nasz jednostkowy sposób patrzenia. W utworze „Chwila” z tomu pod tym samym tytułem (2002) w kontemplację z pozoru sielskiego krajobrazu wkrada się niepokój: „Jakby tutaj nie było żadnych kambrów, sylurów,/ skał warczących na siebie,/ wypiętrzonych otchłani,/ żadnych nocy w płomieniach/ i dni w kłębach ciemności”. Jakby nie było – ale jednak są!

Oba tytuły tomów: „Tutaj” i „Chwila” to nierozłączna para, w obiegowym języku występująca w wyrażeniu „tu i teraz”. To właśnie wyrażenie z pozoru wydaje się kluczem do poezji Szymborskiej, ale w rzeczywistości wprowadza nas dopiero do pierwszej komnaty. Jeśli bowiem zajrzymy głębiej, porwie nas zamieć galaktyk, zobaczymy też odkładające się w ziemi warstwy czasu. Ten czas „nie wdaje się w szczegóły, bo w szczegółach litość”, ale poeta musi się w nie wdawać. Pisać o żyjątkach tak małych, że widzialnych tylko pod mikroskopem, albo o zamienionych w białe skały otwornicach, z których każda żyła przecież „we własnej, bo we własnej/ wapiennej skorupce”. Współodczuwanie z poszczególnym istnieniem należy bowiem do istoty poezji. „Kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie” – pisał Mickiewicz. Nie może więc pisać o wieczności ktoś, kto nie zaznał czasowości, kto nie zanurzył się w nasze bycie „tutaj”. Czasem może się wydawać, że tego „tutaj” u Szymborskiej jest aż za dużo, ale właśnie dlatego możliwość istnienia „gdzie indziej” tak u niej intryguje. Dla mnie odnajdywanie tej ledwie zaznaczonej perspektywy okazało się podczas lektury „Wierszy wszystkich” najbardziej zajmujące. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.