„Autodafe. Sztuka unicestwiania książek”. Michel Onfray o paleniu książek bez stosu

Edward Kabiesz

GN 9/2023 |

publikacja 02.03.2023 00:00

Zbiór esejów Michela Onfraya to kronika tego, co Orwell nazwał myślozbrodnią.

„Autodafe. Sztuka unicestwiania książek”. Michel Onfray o paleniu książek bez stosu De Russe Axelle /ABACA/pap

Stosy bez płomieni Myślozbrodnią w powieści George’a Orwella „Rok 1984” było przestępstwo myślenia niezgodnego z linią Partii. Taką popełnioną – nawet nieświadomie – zbrodnię, np. w czasie snu, ścigała powołana w tym celu Policja Myśli. Karą była ewaporacja. Wszystkie wzmianki o osobie ewaporowanej były niszczone lub przekształcane, a wspominanie takiego człowieka również karano ewaporacją, czyli zatarciem wszelkich śladów po myślozbrodniarzu. W konsekwencji osoba taka jak gdyby nigdy nie istniała. Innym sposobem rozprawy z myślozbrodnią, a właściwie jej zapobieganiem, było tzw. dwójmyślenie. Polegało ono na odwróceniu znaczenia pojęć, tak by ludzie uwierzyli w prawdziwość sprzecznych pod względem logicznym poglądów, jak np. „wojna to pokój” czy „wolność to niewola”.

Fakt, że autorem „Autodafe. Sztuki unicestwiania książek” jest Michel Onfray, francuski filozof i publicysta, może zaskakiwać. To przecież, jak dowiadujemy się z jego biografii i książek wydanych również w Polsce, antyliberalny lewicowiec, epikurejczyk i ateista. Jednak ostatnio Onfrey nieco się „sprawicował”, czego dowodem może być wydana właśnie książka, której tytuł doskonale oddaje jej przesłanie. To opowieści o tym, jak zabija się książki i usiłuje unicestwić, choć jeszcze nie fizycznie, jej autorów.

Podlewają kwiaty zła

Po opublikowaniu tej książki Onfray z pewnością stanie się wrogiem mainstreamu. Jego poglądy nie tylko są politycznie niepoprawne, lecz także bez przebierania w słowach uderzają w „dorobek” i dziedzictwo rewolucji 1968 roku. Pisarz nie ma wątpliwości, że kulturowy goszyzm, czyli skrajnie lewicowe ruchy drugiej połowy XX wieku, i lewicowa faszosfera stały się podstawą nihilistycznej ideologii naszych czasów. Dla lewicy faszystą jest każdy, kto odważy się myśleć inaczej. Z tej nihilistycznej perspektywy lewica zamiast dyskusji wybiera zniewagę i potępienie, a debatę zastępuje pogardą.

Onfray idzie jednak znacznie dalej. Uważa, że obecnie trwa „druga ideologiczna zimna wojna”, która stanowi kontynuację pierwszej, czyli tej toczonej między Zachodem a komunizmem. Po jednej stronie frontu stoją postępowcy, którzy „dążą do jednego celu – obrócenia cywilizacji w ruinę, a z drugiej konserwatyści, którzy chcą zabetonować gruzy, wierzą, że wszystko może pozostać po staremu”. Część z nich, z Sartre’em i jego apologetami na czele, dąży zdaniem autora do całkowitego zniszczenia cywilizacji judeochrzescijańskiej, inni z kolei „podlewają kwiaty zła”. W ich mniemaniu nie istnieją cywilizacje ani historia, lecz „ahistoryczny kapitalizm planetarny, z prawicowymi wyzyskiwaczami i lewicowymi wyzyskiwanymi. Kiedy sytuacja się odwraca, a lewicowcy dochodzą do władzy i wyzyskują innych, w swoim przekonaniu stają się dobrymi wyzyskiwaczami”.

Onfray na przykładach sześciu książek i ich autorów analizuje sposób, w jaki lewica niszczy, a przynajmniej stara się zniszczyć, wszystkich, którzy w przestrzeni publicznej negują albo tylko podają w wątpliwość rzekome pozytywne wartości, jakie w życie społeczne wniosły protesty 1968 roku we Francji. Przede wszystkim nie wolno krytykować tak zwanych nietykalnych cnót marksizmu, maoizmu, cywilizacyjnej roli islamu lub freudowskiego oszustwa, jakim jest psychoanaliza. W przeciwnym razie myśli zawarte w książkach tych autorów stają się ofiarą swoistego autodafe, tyle że bez płomieni.

Omerta, skuteczna forma cenzury

Proceder unicestwiania przybiera różne formy. Czasem książki dotyka omerta, czyli zmowa milczenia, która sprawia, że niewiele osób w ogóle zauważa ich istnienie. Krytycy czy recenzenci kompletnie je ignorują albo piszą o nich w taki sposób, że zniechęcony czytelnik nie decyduje się na kupno. Poważne opracowania można też przedstawić jako pozbawione wszelkiej wartości broszury, podając w wątpliwość ich wartość naukową.

Wśród książek analizowanych przez Onfraya znalazły się pozycje tematycznie zróżnicowane. Pierwszy z publikowanych w „Autodafe” esejów, który opowiada o lekceważeniu wolności słowa, dotyczy wydanej w 1971 roku książki „Nowe szaty przewodniczącego Mao” Simona Leysa, belgijskiego sinologa i krytyka literackiego. W rozdziale „Ten, który pierwszy powie prawdę”, podobnie jak w kolejnych, Onfray najpierw prezentuje temat książki i zamierzenia autorów, a następnie postawę mediów i dziennikarzy, którzy starali się autorów zdyskredytować. Leys obalił tezy zachwyconych maoizmem francuskich intelektualistów, w których szeregach znajdowali się m.in. Sartre, Simone de Beauvoir, Michel Foucault czy polityków, którzy nie ukrywali podziwu dla przewodniczącego Mao, jak François Mitterrand, a nawet Valéry Giscard d’Estaing. Leys, który widział na własne oczy niesione z prądem rzeki płynącej przez Hongkong ciała ofiar chińskiej rewolucji kulturalnej, otwarcie pisał o zbrodniach, totalitaryzmie i tyranii, jaką wprowadził Wielki Sternik w Chinach. Zrównał maoizm, leninizm, nazizm i stalinizm. Jednocześnie scharakteryzował takie postaci jak Sartre, de Beauvoir, Foucault i wiele innych, odwołując się do „wielkiej tradycji hitlerowsko-leninowsko-stalinowskiej”. Oczywiście taki czyn nie mógł Leysowi ujść na sucho. Na wstępie dwa duże wydawnictwa odrzuciły jego maszynopis, co zdaniem Onfraya jest „jedną z dwóch najskuteczniejszych form cenzury, obok zmowy milczenia po opublikowaniu”. Ostatecznie dzięki pomocy znajomych książka wyszła w innym wydawnictwie, natychmiast po opublikowaniu zyskując miano pamfletu.

Pochlebcy oczekują lukru

W kolejnym rozdziale autor „Autodafe” szczegółowo analizuje, jak media potraktowały publikację Leysa. Nazwanie książki pamfletem obniża jej znaczenie, bo przecież określenie to jest zaprzeczeniem jej wartości naukowej. A o tym, czy ma taką wartość, decyduje pieczątka uniwersytetu. Onfray podaje kuriozalny przykład pracy na temat astrologii obronionej przez Élizabeth Teisssier, telewizyjną jasnowidzkę i wieloletnią doradczynię prezydenta Mitteranda. Publikację uznano za naukową, ponieważ podpisała się pod nią uczelnia. Inny sposób to szkalowanie książki sugestią, że każde twierdzenie bez przypisu jest nieprawdą, a przynajmniej błędem. Można wyrywać cytaty z kontekstu, zmieniając całkowicie ich wymowę. Można też przypisywać autorowi nieczyste zamiary, bo jego intencje są ukryte, działa więc na rzecz jakiegoś tajemniczego wroga. Krytyka maoizmu przez Leysa jest niewiarygodna, bo uchodzi za sponsorowaną przez CIA amerykańską, kapitalistyczną propagandę. No i w końcu autor powinien zajmować się jakimś tematem wyłącznie wtedy, gdy wypowiada się o nim a pozytywnie. „Pochlebcy oczekują lukru, a jak go nie dostają, to domagają się cyklonu B” – podsumowuje Onfray metody, jakimi niszczono książkę Leysa.

W kolejnych rozdziałach autor „Autodafe” podaje przykłady innych niepoprawnych politycznie książek i autorów, które dominująca we francuskich mediach lewicowa propaganda starała się dyskredytować. Wśród nich znaleźli się m.in. Sołżenicyn, który w „Archipelagu Gulag” pokazał, czym naprawdę jest komunizm, Paul Yonnet, który dowodził, że tzw. antyrasizm oznacza tak naprawdę powrót rasizmu, czy twórcy „Czarnej księgi psychoanalizy”.

Czytając książkę, uświadamiamy sobie, że choć Onfray pisze o sprawach sprzed ponad półwiecza, dzisiaj, kiedy różnice poglądów między lewicą a prawicą w wielu sprawach są tylko pozorne, sposoby niszczenia książek i ich autorów nie tylko nie odeszły w przeszłość, lecz także twórczo się rozwinęły. W latach 60. i 70. XX wieku nie było mediów społecznościowych, internetu i komórek. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.