Krzysztof Koehler: Kiedyś ludzka egzystencja toczyła się znacznie bliżej Boga. Przekroczyliśmy wiele granic – w życiu i w kulturze

GN 16/2023 |

publikacja 20.04.2023 00:00

O polskości i jej przejawach w literaturze mówi prof. Krzysztof Koehler.

Krzysztof Koehler: Kiedyś ludzka egzystencja toczyła się znacznie bliżej Boga. Przekroczyliśmy wiele granic – w życiu i w kulturze Arsen Petrovych /TVP/East News

Bogumił Łoziński: Czy na podstawie naszej literatury można wskazać cechy typowe dla Polaków? Co można uznać za główny składnik polskości?

Prof. Krzysztof Koehler:
Powiem za Mickiewiczem, że taką cechą jest chrześcijaństwo. To, jak się wydaje, najważniejsza cecha polskości. Na drugim miejscu, zaraz obok chrześcijaństwa, umieściłbym wartości republikańskie, czyli podmiotowość obywatelską: ogromną tradycję, która trwa w naszej kulturze od XV wieku. Te dwie wartości, pożenione ze sobą, budują polskość. Choć nie wiem, na ile ta polskość dzisiaj ma znaczenie. Ale przez wieki miała.

Porozmawiajmy o naszej religijności. Jaka ona jest?

Mickiewicz, mówiąc o Polsce, twierdził, że tu „wszystkie zwyczaje wojenne i cywilne opierały się na mocnej wierze w zależność bezpośrednią świata ziemskiego od świata wyższego, w to objawienie tego związku, który nazywamy cudami”. Taka była religijność sarmacka: oczekująca i poszukująca cudów: krwawiące krzyże, cudami słynące obrazy, wizje świętych patronów nad polami bitew itd. My często traktujemy te zachowania jako symptomy religijności ludowej, powierzchownej, nie głębokiej. Ja sądzę, że warto w tym widzieć raczej otwartość na doświadczenie mistyczne. Oczekiwanie cudu, czyli bezpośrednich przejawów wpływu Bożej Opatrzności na dzieje Polski, jest niezwykle charakterystyczne dla naszej religijności. Śladów tego nastawienia jest wiele nie tylko w poezji, ale i w pamiętnikach epoki. To pewien stan duszy. Nie była to na pewno wiara intelektualna, ale nie zgodzę się z tym, by można ją było określać mianem prymitywnej, ludowej czy zrytualizowanej. Takie oceny są pochopne. Dostrzegam w niej pewną wartość polegającą na otwartości, oczekiwaniu czy na gotowości, aby doświadczać Bożych znaków w przestrzeni, która otacza ludzką egzystencję.

W jaki sposób taka religijność wyrażała się w literaturze?

Warto przywołać tu poetę i dziejopisa z XVII wieku Wespazjana Kochowskiego, autora na przykład zbioru wierszy „Niepróżnujące próżnowanie” (1674 r.), w którym zarówno wątek biograficzny, jak i historia wspólnotowa ukazane są w odniesieniu do tej wiary, o której pisał Mickiewicz. Zarówno życie prywatne, osobiste, jak i historia Polski to dla poety przestrzenie doświadczania Bożej ingerencji. Fascynujące jest to, jak całkiem prywatne, osobiste „cuda” przenikają się z doświadczeniem „cudów” w historii. A wiemy, że wiek XVII nie był łatwym stuleciem. Kochowski, a i inni poeci tego interesującego stulecia to byli poszukiwacze „znaków Bożej obecności” w życiu jednostki i wspólnoty. Potem tak będzie „czytał” dzieje i życie tylko chyba Mickiewicz, na przykład w „Dziadach cz. III”.

Jednak polska religijność jest często określana jako płytka, mówi się o słabości wiary…

Ja nie wiem, jak się mierzy siłę czy słabość wiary. Jaki jest wzorzec? Wydaje mi się, że Bóg wciąż udziela nam znaków, ale kiedyś, może, ludzie byli bardziej uważni. Sądzę, że tamta religijność, a może raczej tamta wiara, była bardzo silna. Bo ludzka egzystencja toczyła się znacznie bliżej Boga, świętości, wiary właśnie. I literatura zdawała nam z owej bliskości relację. Myśmy przekroczyli bardzo wiele granic, odchodząc od owej bliskości. W życiu i w kulturze. I z dumą twierdzimy, że wiara intelektualna, czyli nasza współczesna, ma większą wartość niż tamta. W ogóle jest w nas silna tendencja do gloryfikowania osiągnięć współczesności, co zrozumiałe, ale dla innych wieków dosyć krzywdzące.

Z Twojej analizy można wysnuć wniosek, że Polacy mają naturalną wiarę, że istnienie Boga jest dla nich oczywiste. Jednak czy są w literaturze przykłady wadzenia się z Nim, utraty wiary, wręcz jej zaprzeczenia?

Ależ oczywiście! Swego czasu wielkie wrażenie zrobiła na mnie książka Jana Parandowskiego „Niebo w płomieniach”. Oczywiście w literaturze dawnych stuleci takich świadectw nie ma wiele, nie wiem, czy można o nich pomyśleć w ogóle. Ale w kolejnych stuleciach dzieje się odwrotnie: dzisiaj sporo czasu zajmuje wyszukiwanie autorów, których nazwać można autorami religijnymi. Intrygująco wadził się z Bogiem na przykład Czesław Miłosz. To być może nasz ostatni pisarz religijny. Oddalenie człowieka czy kultury od Stwórcy spowodowało jednak, iż nawet wadzenie się z Nim nie jest literackim tematem. Mówię to z bólem, ale Boga w literaturze jednak się zapomniało…

Czy w Polsce jest obecna tradycja literatury antyreligijnej, kwestionującej istnienie Boga?

Do XVIII wieku na pewno nie, ale w oświeceniu pojawia się na przykład nurt libertyński, którego przedstawicielami są Tomasz Kajetan Węgierski, polski zwolennik Woltera, czy wolnomyśliciel Stanisław Trembecki. Bardzo ciekawy, jeśli chodzi o tę kwestię, jest też romantyzm, który w polskim wydaniu wiąże się z poszukiwaniami duchowymi (towianizm), z intrygującym religijnie Juliuszem Słowackim… A potem, w głąb XIX wieku, jest to, co zwykle nazywa się pozytywizmem. To przecież prąd intelektualny, który odrzuca metafizykę. A marksizm, scjentyzm, materializm, współczesne prądy postnowoczesne?… Wszystkie one mają swoje literackie wyrazy. Także w literaturze polskiej. Ta tradycja jest bardzo silna. Idzie od XIX-wiecznych pozytywistycznych scjentystów czy darwinistów aż do płynnej nowoczesności. Wygląda to tak, iż dzisiaj literatura, która przyznaje się do tradycji republikańskiej czy chrześcijańskiej, jest zdecydowanie w odwrocie. W mniejszości.

Przejdźmy zatem do drugiej cechy, którą wymieniłeś jako wyznacznik polskości – republikanizmu, podmiotowości obywatelskiej. Na czym to polega?

Kultura staropolska jawi mi się jako kultura oparta na założeniu „nic o nas bez nas”. Przekładało się to na formę podmiotowości obywatelskiej. Taka była struktura polityczna tej wspólnoty. Nakładała ona jednak na obywatela obowiązki. Jednym z nich było praktykowanie cnót w sferze publicznej. Nie prawo czy lęk przed nim kieruje postępowaniem obywatela, ale cnota, cel etyczny, do którego winien dążyć. Brzmi to jak utopia? Być może, ale popatrzmy na ten etos jako na formatowanie: bo szkolenie obywateli w tym etosie skonstruowało polskość, która potem była „testowana” w okresie niewoli, przecież trwającym od końca XVIII do prawie końca XX wieku, z przerwą na dwudziestolecie międzywojenne.

Czy nurt republikański ma odzwierciedlenie w literaturze?

Kluczowe dla zrozumienia tej cechy Polaków są utwory XVI-wieczne Stanisława Orzechowskiego, Andrzeja Frycza Modrzewskiego czy Jana Kochanowskiego. Etos zobowiązania literatury wobec wspólnoty w okresie niewoli – też tak odbieram: od „Dziadów” do „Raportu z oblężonego miasta” Zbigniewa Herberta. Myślę, że siła i oryginalność polskiej literatury na tym polegają: na zobowiązaniu, które współcześnie jakże łatwo postrzega się jako ograniczenie czy nawet zniewolenie. Choć niezauważalnie, aczkolwiek świadomie bywa, że literatura współczesna podejmuje się innych zobowiązań… Tyle że odległych dosyć od etosu, o którym mówię. Ba, etos ów uznaje za przejaw polskiego zapóźnienia, najdelikatniej rzecz ujmując. Dzisiejsze zobowiązania chętnie określa się mianem emancypacyjnych… Współczesna literatura chętnie tego „brzemienia” się podejmuje.

Wskazujesz dwie cechy bardzo pozytywne. Jednak wiemy, że mamy też cechy negatywne, jak skrajny indywidualizm, kłótliwość czy pewną gnuśność. Jakiś twórca pisał o tych aspektach polskości?

Ksiądz Skarga, Modrzewski, Norwid, Słowacki, Żeromski, Brzozowski, Miłosz, Gombrowicz… Lista jest bardzo długa. Odważyłbym się powiedzieć, że większość autorów poważnie traktujących swoje zadanie pisarskie wobec wspólnoty miała krytyczny stosunek do licentia, czyli podstawowego zagrożenia dla libertas. Największym bowiem zagrożeniem dla tego etosu, który wiąże się z polskością, jest pasywność, gnuśność, odwrócenie się plecami do wspólnoty, nieoglądanie się na prawo itp., itd.

A w Twojej twórczości są wątki religijne i republikańskie?

Będąc chrześcijaninem – nie jestem w stanie nim nie być, kiedy tworzę. Nie odkładam swego chrześcijaństwa na półkę. Podobnie z polskością: jestem stąd, z tej kultury, używam polskiego języka. Poważnie traktuję zobowiązania literatury. Być może to kwestia światopoglądowego wyboru albo poczucie wewnętrznej konieczności. Akceptuję ten stan rzeczy i traktuję jako ważną inspirację.•

Prof. dr hab. Krzysztof Koehler

poeta, historyk literatury, krytyk literacki, eseista, scenarzysta. pracuje m.in. na UKSW w Warszawie.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.