Trucizny Schmitta

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 02.04.2011 07:26

W swojej "Trucicielce" – nagrodzonej francuską Le Prix Goncourt 2010 – Eric-Emmanuel Schmitt przypomina, że nic nie jest jednowymiarowe.

Eric-Emmanuel Schmitt Jakub Szymczuk/Agencja GN Eric-Emmanuel Schmitt

W czterech opowiadaniach autor zaskakująco kondensuje skomplikowane historie bohaterów postawionych w ekstremalnych sytuacjach, zmuszających do przewartościowania życia. A ilość możliwych komplikacji i niuansów ich działań wzrasta z każdą chwilą na potęgę. Schmitt jak Szeherezada snuje swoje opowieści, które dotykają najdelikatniejszych problemów moralnych. Poraża jasnością odkryć na temat ludzkich wyborów, które ostatecznie skłaniają się ku dobru. Pokazuje, jak skomplikowana jest prawda o naszych czynach.

Marie, uniewinniona morderczyni 3 mężów, podczas spowiedzi przyznaje się do winy proboszczowi tylko dlatego, żeby skupić na sobie uwagę tego przystojnego kapłana („Trucicielka”). Greg, pracujący na statku towarowym, podczas rejsu otrzymuje mylną wiadomość o śmierci jednej z czterech córek. Uświadamia mu to, że żadnej z nich naprawdę nie wyrażał swej miłości („Powrót”). Natomiast pierwsza dama Francji, zdradzana przez męża, w obliczu śmierci pisze wspomnienie o nim, żeby „zainwestować” w dobro, które w nim przetrwało („Elizejska miłość”).

Historie łączy postać św. Rity – patronki spraw beznadziejnych – bo, jak chce Schmitt, całe nasze życie jest w gruncie rzeczy taką beznadziejną sytuacją. Trucizny Schmitta skutecznie przenikają do naszej wyobraźni, inspirując do myślenia. Ale pomaga odniesienie do siły wyższej, którą w tekstach jest nie tylko wspomniana święta. Przekonuje wręcz scenariuszowa forma utworów. „Opowiadania mnie rozwijają, bo jestem przede wszystkim człowiekiem teatru” – tłumaczy autor w dzienniku. I rzeczywiście, jest w nich sprawny i przekonujący. Nie przez przypadek można oglądać jego dzieła na ważniejszych scenach świata