Mariusz Pilis: Ze zła, jakim była śmierć rodziny Ulmów, wyrosło absolutne dobro

GN 23/2023 |

publikacja 08.06.2023 00:00

O zbrodni popełnionej przez Niemców w Markowej, jej wielowymiarowym znaczeniu i realizacji filmu opowiada jego reżyser Mariusz Pilis.

Mariusz Pilis: Ze zła, jakim była śmierć rodziny Ulmów, wyrosło absolutne dobro archiwum Mariusza Pilisa

EDWARD KABIESZ: Chociaż film nosi tytuł „Historia jednej zbrodni”, nie jest tylko historią morderstwa popełnionego na rodzinie Ulmów. Ma znacznie szersze znaczenie.

MARIUSZ PILIS:
Chciałem, by ten film miał wiele poziomów znaczeniowych, ale przede wszystkim chciałem opowiedzieć o zbrodni wielowymiarowej. I wielowymiarowo w taki sposób, który pozwoli zrozumieć, że ta historia nie jest jeszcze zakończona, że w jakimś sensie osiągamy pewną kulminację. Ulmowie zostaną beatyfikowani. Wiemy, jak popełniono tę zbrodnię, co jest jednym z jej wymiarów. Inny wymiar to fakt, że ze zła wyrosło absolutne dobro, co rzadko się zdarza. Wyrosło coś, co będzie oddziaływało na pokolenia. Dopóki będzie istniał Kościół katolicki, o tych ludziach będziemy pamiętać.

Kiedy narodził się pomysł nakręcenia tego dokumentu? Z filmu wynika, że interesował się Pan tym tematem od dawna.

Kiedy zabierałem się za ten film, nie wiedziałem, że trwał już proces beatyfikacyjny. Moja podróż z tym tematem trwa 10 lat. W 2013 roku dotknąłem tej historii i wiedziałem, że należy się na niej skupić, bo nie jest dopowiedziana do końca. Miałem to szczęście, że nie przyglądałem się jej wyłącznie z perspektywy wątku martyrologicznego. Mogłem zająć się nią od zupełnie innej strony, od listu z Niemiec, który ujawnia inny poziom zbrodni, nigdy po ludzku nieosądzonej. Dlatego w centrum tej opowieści postawiłem historię niemiecką. To jest historia, której nie znaliśmy, a która jest szokująca. Myślę, że to uświadamia widzowi, iż opowiadam o zbrodni wielowymiarowej, trwającej do dzisiaj. Staram się, aby ten film nabierał szerszych kontekstów, aby ta historia stała się punktem wyjścia do dyskusji na temat tego, jak mamy rozumieć swoją własną rolę i przekaz, który powinniśmy budować w świecie, by pozbyć się balastu złych emocji, prowokacyjnych dyskusji krzywdzących nas jako naród w obszarze pamięci historycznej. I żebyśmy mieli okazję do spojrzenia na naszych sąsiadów. Zidentyfikowanie sytuacji, w której dzisiaj znajdują się Niemcy, jest ważne w wyborze drogi, jaką powinniśmy do nich docierać. Mam pewność, że wielu Niemców, podobnie jak moi niemieccy bohaterowie w filmie, nie ma zielonego pojęcia o tym, co się w Polsce w czasie okupacji działo. Nie wiedzą, że w Niemczech wykonano później operację na pamięci. Tego doświadczyłem, idąc śladem zbrodni na Ulmach. Chciałem, by film był zrozumiały dla Niemców, dla obcokrajowców. Staram się też dotrzeć do ludzi młodszego pokolenia.

Wydaje mi się, że podszedł Pan do tej historii bardzo osobiście i jest jak gdyby kreatorem niektórych wydarzeń oglądanych w filmie.

Kilkakrotnie w czasie realizacji doświadczałem pokusy, by odłożyć kamerę i starać się naprawiać, co się da, pomagać, budować. Jak pan zauważył, w którymś momencie filmu to nie jest tylko opowieść o faktach, ale też moja próba udziału w tej historii i próba wniesienia w nią czegoś, co pozwoli ją przekuć na coś dobrego, np. w kontaktach z Niemcami. Widzę taką potrzebę. Trudno jest po stronie niemieckiej, ale też po naszej o taki gest wyciągniętej ręki. Dużo się o tym mówi, ale robi się niezbyt wiele. Być może takie działanie na wysokim poziomie kontaktów międzynarodowych jest trudniejsze, ale zwykłym ludziom jest łatwiej, bo można sobie spojrzeć w oczy i porozmawiać.

Czy sprawa spotkania z córką żandarma Diekena, który wydał rozkaz zabicia Ulmów i ukrywanych przez nich Żydów, wypłynęła z Pana inicjatywy?

Byłem na spotkaniu z dr Maciejem Korkuciem i dr Mateuszem Szpytmą z IPN-u. Dyskutowaliśmy, co zrobić z listem córki Diekena. Chcieliśmy, by miała dostęp do prawdy o ojcu. Wspólnie uznaliśmy, że trzeba do niej pojechać i wręczyć osobiście materiały zgromadzone w tej sprawie, ale w taki sposób, by tej bardzo już starej kobiecie nie przysporzyć problemów natury medycznej. Do tego mogłoby dojść, gdybyśmy, kierując się „pokusą kamerową”, spotkali się z nią osobiście i powiedzieli: „Pani ojciec był mordercą”. Tak po prostu nie mogliśmy zrobić. Chcieliśmy tylko, by zrozumiała, z czym ma do czynienia. Otrzymuję czasem pytania dziennikarzy, czy mnie nie kusiło, by zobaczyć, jak ona na to zareaguje. Muszę powiedzieć, że mnie kusiło, ale wygrał takt. Mama tak mnie wychowała, by w tego typu sytuacjach nie krzywdzić ludzi.

Czy w czasie zdjęć była sytuacja, która Pana zbulwersowała?

Chodzi o wystąpienia w Żydowskim Instytucie Historycznym? Obserwowałem to na żywo. Miałem możliwość nagrania wystąpienia prof. Grabowskiego i trzymałem ten materiał przez wiele lat. Długo zastanawiałem się, czy poruszać w filmie ten wątek, bo w jakimś sensie jest to oddawanie głosu człowiekowi, który nie jest tego godny. Doszedłem do wniosku, że trzeba to pokazać, by ludzie zrozumieli, że takie dyskusje się toczą w przestrzeni publicznej w Polsce i na Zachodzie. To nie jest zresztą jedyne kłamstwo formułowane na zgromadzeniach tego rodzaju. Grabowski mówi, że po masakrze w Markowej Polacy ze strachu przed Niemcami zamordowali wszystkich Żydów, a w moim filmie występuje jeden z nich. Pisałem nawet do Grabowskiego w tej sprawie, prosząc o materiały, na podstawie których formułuje swoje oskarżenia. Oczywiście nie doczekałem się. Jaką ten człowiek czuje odpowiedzialność za swoje słowa? Jak można dopuszczać się tak rażących kłamstw? Tak to nazywam, bo mam utrwalonego na taśmie człowieka, który przetrwał w Markowej śmierć Ulmów. Przetrwało 21 Żydów. Myślę, że Opatrzność nade mną czuwała. Kiedy patrzę na te zbierane od 2013 roku materiały, muszę powiedzieć, że jestem dzieckiem szczęścia, bo byłem we wszystkich ważniejszych momentach dotyczących odkrywania tej zbrodni. Wiem, że takie rzeczy nie dzieją się bez przyczyny. Codziennie modlę się za to, co dostałem. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.