Cisza głębokiej wiary. Rozmowa z reżyserką filmu „Głos”

GN 25/2023 |

publikacja 22.06.2023 00:00

O doświadczeniu, jakim była realizacja filmu o jezuickich nowicjuszach, i próbie zgłębienia tajemnicy powołania opowiada Dominika Montean-Pańków.

Po wielu próbach w innych klasztorach na realizację filmu zgodzili się jezuici z Gdyni. Wojciech Staroń Po wielu próbach w innych klasztorach na realizację filmu zgodzili się jezuici z Gdyni.

EDWARD KABIESZ: Co sprawiło, że zainteresowała się Pani tematem ludzi, którzy zamierzają wstąpić do zakonu?

DOMINIKA MONTEAN-PAŃKÓW:
Przystępując do realizacji tego filmu, nie kierowałam się jakimś trendem, nie analizowałam statystyk powołań. Przystępuję do robienia filmu, jeżeli coś mnie poruszy wewnętrznie, zadam sobie jakieś pytanie i nagle mi się to objawi, dokładnie tak jak powołanie, jakieś takie uczucie, jakiś głos, który mi powie, że to jest dobry temat na film. Idę za tym uczuciem, nie analizując okoliczności zewnętrznych. Teraz też zainteresował mnie temat; to był głos, który spytał: „A może o tym zrobić film?”. I ja za tym głosem poszłam, nie analizując sytuacji rynkowej w mojej branży, bo w moim zawodzie też jest coś takiego jak tematy festiwalowe lub mniej festiwalowe. Jestem twórcą, który kompletnie to pomija, skupiam się wyłącznie na wewnętrznym głosie, który mówi: „Idź tam i zrób o tym film”.

Film nosi tytuł „Głos”. Czy chodziło Pani o moment, w którym ci młodzi ludzie poczuli, czasem nagle, powołanie?

Tytuł filmu nawiązuje do bardzo szerokiej odpowiedzi na pytanie: „Kim chcę być w życiu” i dotyczy każdego człowieka. Chciałam stworzyć taką metaforę na przykładzie wyboru dokonanego przez zakonników. Uważam jednak, że każdy słyszy taki głos, który mówi mu, gdzie jest jego miejsce. Człowiek przez okoliczności życiowe czasami ten głos w sobie zagłusza, ale prędzej czy później dochodzi do niego, co chciałby w życiu robić. Tytuł „Głos” miał być metaforą dotyczącą powołania każdego człowieka. W tym filmie za przykład posłużył mi zakon, ale mogło to być również jakieś inne środowisko. Wydawało mi się, że proces decyzyjny jest w zakonnym nowicjacie spektakularny dla kamery, ponieważ mam grupę kilkunastu mężczyzn, zamkniętych w określonej przestrzeni przez określony czas, którzy muszą podjąć decyzję, czy zostaną zakonnikami, czy wrócą do świeckiego życia. Zafascynował mnie proces podejmowania decyzji, który jest procesem wewnętrznym i bardzo trudnym do sfilmowania, ponieważ zahacza o metafizykę, a metafizyka jest w filmie największym wyzwaniem. Nie chciałam tego wewnętrznego głosu nazywać głosem Boga, co byłoby logiczne w przypadku zakonu. Nazwałam go po prostu głosem, który każdy człowiek, wierzący czy nie, nosi w sobie i go słyszy.

Odebrałem Pani dokument jako film o wierze i powołaniu, a nie jako głos w dyskusji o instytucji Kościoła. Jednak w obecnej sytuacji każdy obraz poruszający ten temat może być również odbierany przez część widzów jako stanowisko w tej dyskusji.

Nie robiłam tego filmu z zamiarem wzięcia w niej udziału. Paradoksalnie, kiedy pojawił się w mojej głowie pomysł i zaczęłam go realizować, powołań było sporo i kryzysu nie było. Pierwszą dokumentację do filmu zaczęłam zbierać w 2016 roku. Prace się wydłużały, ponieważ najpierw długo czekaliśmy na podpisanie umowy z koproducentem, a potem długo szukaliśmy zakonu, który nas przyjmie, bo ten początkowo wybrany odmówił współpracy w pewnym momencie. Kiedy przyszłam do jezuitów, byłam już mocno zrezygnowana, ponieważ sporo innych zakonów odmówiło nam po drodze. Jezuici zgodzili się praktycznie od razu, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, bo wcześniej bywały wspólnoty, na których decyzję czekałam kilka miesięcy, a i tak była negatywna. Okazało się, że u jezuitów ani kilka lat wcześniej, ani później nie było tylu powołań jak właśnie w tym roku, kiedy zjawiłam się z kamerą. To było trochę tak, jakbym musiała właśnie w tym czasie być w tym miejscu, w którym byłam.

Czy nie łatwiej byłoby uzyskać zgodę żeńskiego zakonu? Nie myślała Pani o tym?

Nie. Przez przypadek, chociaż w życiu podobno nie ma przypadków, byłam kiedyś na spotkaniu z zakonnikiem i wówczas po raz pierwszy zakiełkowało mi w głowie pytanie: „Dlaczego oni to robią? Dlaczego zostają zakonnikami?”, a potem natychmiast pojawiła się nowa myśl, że to byłby dobry temat na film. Co stoi za taką decyzją, za takim wyborem na całe życie? Podążyłam tą drogą. Przez moment, nie mogąc znaleźć zakonu męskiego, który chciałby nas wpuścić, zaczęłam przyglądać się zakonom żeńskim, ale po powierzchownym zapoznaniu się z dokumentacją zorientowałam się, że z uzyskaniem pozwolenia byłoby jeszcze trudniej. Poza tym od początku ułożyłam sobie w głowie, że ma to być zakon męski, i już za tym szłam.

Jak długo trwała i jak przebiegała realizacja filmu?

W 2016 roku przystąpiłam do robienia dokumentacji w jednym z krakowskich zakonów. I zaczęłam się powoli decydować, który etap formacji duchowej w zakonie najbardziej mnie interesuje. Najciekawszy wydał mi się początek podejmowania decyzji – czyli przychodzi ktoś z zewnątrz, chce zostać zakonnikiem i teraz co? Jaki proces musi przejść, żeby podjąć decyzję o pozostaniu tam na zawsze albo o powrocie do swojego dawnego życia…? Ci mężczyźni, żeby wstąpić do nowicjatu, musieli zostawić za sobą wszystko, co dotychczas mieli i znali – pracę, stanowiska, dziewczyny, dobra materialne. Zakonnik nie może bowiem mieć niczego na własność, to jest potężne przemeblowanie dotychczasowego życia. Jest to również trudne, kiedy po pewnym czasie okazuje się, że to nie miejsce dla niego i musi po wyjściu zacząć wszystko od nowa.

Do czego miała Pani dostęp w czasie zdjęć? Czy były jakieś ograniczenia?

Od razu ustaliliśmy z o. Piotrem Szymańskim, który prowadził nowicjat moich bohaterów, że robimy ten film absolutnie szczerze. I ta szczerość działała w obydwie strony. Jezuici byli absolutnie otwarci wobec mnie i my – ekipa filmu (reżyserka, operator i dźwiękowiec) – również. Nic nie ukrywaliśmy, nic nie robiliśmy za ich plecami. Po prostu staliśmy z kamerą i czekaliśmy, co się wydarzy, a działo się wiele. Tu nie mogło być żadnych oszustw, że mówię coś, a będę filmować coś innego. Oczywiście były sprawy tak intymne jak towarzyszenie duchowe podczas rekolekcji milczenia, kiedy wiadomo było, że nie możemy wejść z kamerą, bo charakter tych rozmów to była nieomal spowiedź. Filmowaliśmy więc te spotkania zza zamkniętych okien. Mamy obraz, nie mamy fonii, ale obraz mówi wiele o tym, jaką wewnętrzną walkę toczą ze sobą moi bohaterowie. To mi wystarczało. Słowa tutaj były zbędne.

Czy inscenizowała Pani pewne sytuacje, czy na przykład sugerowała temat rozmów?

Z o. Piotrem Szymańskim umówiłam się, że nie będzie żadnych ustawek, żadnych inscenizacji ani powtarzania ujęć przed kamerą. Chcieliśmy zrobić film obserwacyjny i spokojnie staliśmy z kamerą, patrząc, co toczy się przed nią.

Czy wszyscy nowicjusze zgodzili się na udział w nagraniach?

Wszyscy z wyjątkiem jednego, który pod koniec kręcenia filmu wyraził żal, że się wcześniej nie zgodził. Wyjawił, że nie chciał brać w tym udziału, ponieważ kiedy przyszedł do nowicjatu, był przekonany, że nie wytrzyma miesiąca w zakonie. Tymczasem wytrwał do końca.

Czy realizacja tego filmu coś zmieniła w Pani życiu? Czy przybliżyła Panią do zrozumienia tajemnicy powołania?

Do tajemnicy powołania nie, ale do tajemnicy wiary na pewno. Było to jedno z piękniejszych doświadczeń w moim życiu. Obcowanie z formą tak czystej wiary, tak prawdziwej idei wiary, odczuwałam niemal fizycznie, na przykład podczas filmowania adoracji w kaplicy. Mój operator Wojtek Staroń wtapiał się wówczas w ścianę i stawał niewidzialny. Ja, skulona w kącie kaplicy, żeby nie uchwyciła mnie kamera, chłonęłam tę dziwną i tajemniczą aurę skupienia, czystej metafizyki wokół mnie. Ciemność niewielkiej kaplicy zakonnej, milczenie pogrążonych w modlitwie mężczyzn sprawiły, że odczułam faktycznie coś, co można nazywać ciszą głębokiej wiary. Spływał wówczas na mnie taki rodzaj spokoju, którego nigdy wcześniej nie zaznałam. To było piękne doświadczenie. •

Próba wiary

Było ich czternastu. „Witam was bardzo serdecznie w nowicjacie. Zadzwońcie do domu, bo nie będziecie mieć dostępu do telefonu” – powitał o. Piotr Szymański SJ młodych ludzi, którzy zamierzali wstąpić do zakonu. Teraz nowicjusze mogli szukać odpowiedzi na pytanie, czy dokonali właściwego wyboru. Przez dwa lata towarzyszyła im wraz z ekipą filmową Dominika Montean-Pańków, reżyserka „Głosu”. Kamera rejestruje codzienność życia w nowicjacie, wykłady, rozmowy, modlitwy. Nowicjusze pomagają chorym w hospicjum, jesteśmy również świadkami odwiedzin w domu rodzinnym. Opowiadają też szczerze o trudnych chwilach, jakie przechodzą. „Dla mnie najgorszym doświadczeniem była kompletna pustka. Jestem z Nim i nic nie czuję… Miałem wrażenie, że tracę wiarę” – zwierza się jeden z nich. Dokument, ze znakomitymi zdjęciami Wojciecha Staronia, w ubiegłym roku otrzymał nagrodę za zdjęcia i montaż na Krakowskim Festiwalu Filmowym, a w tym roku doceniło go jury Międzynarodowego Festiwalu Filmów Dokumentalnych w Salonikach, przyznając mu nagrodę główną.• Głos, reż. Dominika Montean-Pańków, Polska 2022. W kinach od 16 czerwca.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.