Reżyser filmu „Figurant”: Bohater wchodzi w spiralę zła bez dna

GN 42/2023 |

publikacja 19.10.2023 00:00

O swoim najnowszym filmie i o tym, na ile oddaje on wydarzenia związane z działaniami SB wobec biskupa Karola Wojtyły w latach 60. XX w., mówi Robert Gliński, reżyser „Figuranta”.

Budny (w tej roli znakomity Mateusz Więcławek) jest zdolnydo każdej podłości, by zdobyć potrzebne mu informacje. materiały prasowe Budny (w tej roli znakomity Mateusz Więcławek) jest zdolnydo każdej podłości, by zdobyć potrzebne mu informacje.

EDWARD KABIESZ: Najpierw był film o ks. Ziei, a teraz w „Figurancie” biskup Karol Wojtyła jest postacią, wokół której toczy się filmowa opowieść. Są to produkcje bardzo różne, ale w obu pojawia się wątek inwigilacji. Czy to przypadek?

ROBERT GLIŃSKI:
Do tamtych czasów mam stosunek nie tylko emocjonalny. Odczuwam też ich ciężar i znaczenie. PRL jest dla mnie okresem fascynującym. Z jednej strony bardzo ciekawa kultura, a z drugiej służby, komunizm, niedostatki, trudy ówczesnego życia codziennego. To wszystko pozostało w świadomości mojego pokolenia, które wówczas się wychowywało i kształtowało. Stąd właśnie moje powroty do tego okresu. Silnym i widocznym elementem PRL-u był styk Kościoła i władzy, Kościoła i służb bezpieczeństwa. Kościół miał wówczas mocny autorytet, był w jakimś sensie ostoją nie tylko duchową całego społeczeństwa. Dlatego od razu stał się przedmiotem zainteresowania służb bezpieczeństwa. Był inwigilowany, starano się podglądać hierarchów, szukano różnych sposobów, by złapać ich w jakieś pułapki, dzięki którym można byłoby ich skompromitować. Myśmy o tym wiedzieli, choć tylko częściowo. Myślę, że to odbija się w moich filmach.

Ekranizacja jest czarno-biała, co we współczesnym kinie bywa rzadkością. Dlaczego wybrał Pan taką formułę?

Obraz jest mocno osadzony w latach 60. XX w. Pojawiają się w nim krótkie sekwencje materiałów archiwalnych. Kręcono je na taśmie czarno-białej, bo nie było wówczas kolorowej. I to rzutuje też na materiał fabularny. Konstrukcja filmu opiera się na tym, że mamy krótkie sceny, jakby refreny z tych materiałów dokumentalnych, i później dopiero zaczyna się opowieść fabularna. Chciałem, żeby to było spójne, jednolite, by całość była organicznie jednorodna. To zdecydowało, że produkcja jest czarno-biała. A poza tym epoka lat 60. z takim kolorem nam się dziś kojarzy. Ikonografia, zdjęcia, materiały filmowe, kroniki. To wszystko jest czarno-białe. Chodziło nam o to, by przejście scen dokumentalnych w fabularne nie było dla widza zauważalne.

To dotyczy między innymi sekwencji w Piwnicy pod Baranami.

Piwnica pod Baranami była bardzo wyrazista, powszechnie znano pochodzące stamtąd piosenki czy skecze. W filmie pojawiają się fragmenciki autentycznych występów. Ale część zrobiliśmy sami. Wśród ujęć widowni znalazły się wprawdzie autentyczne z tamtego okresu, ale ujęcia z bohaterem filmu na widowni musieliśmy dokręcić. I tak dokument nakręcony kiedyś przeplata się z kadrami robionym dla filmu teraz. Oczywiście tak, by nie można było odróżnić co jest stare, a co nowe.

Akcja toczy się wokół działań Bronka Budnego, który z entuzjazmem przyjmuje propozycję służby w IV Departamencie MSW zajmującym się Kościołem katolickim. Skąd wziął się pomysł scenariusza?

Scenariusz powstał jakieś 20 lat temu, paru kolegów próbowało się za to zabrać, ale nie doszło do realizacji ekranizacji. Tak zresztą często bywa, jest scenariusz, ale film nie powstaje. Kiedy dotarł do mnie, odezwał się we mnie temat PRL-owski. Scenariusz zmienił jednak trochę swój kształt. Okroiłem go, skróciłem i wyrzuciłem niepotrzebne sceny. Jakoś udało się zdobyć środki. Produkcja tak naprawdę jest skromna, cała akcja dzieje się w Krakowie, gdzie też nakręciliśmy większość scen. Realizacja filmu w jednym miejscu ułatwia skupienie się na detalach, spadają koszty, ekipa nie wędruje po całej Polsce.

Jakie były motywacje głównego bohatera? Nawet jego szef, pułkownik Wojnar, zdaje się mieć co do nich wątpliwości.

To historia młodego chłopca, który zaczyna pracę w Służbie Bezpieczeństwa. To w jakiś sposób stawia go na nogi, finansowo i życiowo. Teraz czuje, że ma władzę, że może o czymś decydować. Jest kimś. Nie zdaje sobie sprawy, że jest figurantem, postacią marionetkową, która nie ma najmniejszego znaczenia, że jest wykorzystywany przez innych, że kto inny tu pociąga za sznurki. Praca w SB go napędza i dlatego tak bardzo się jej oddaje. Wchodzi w spiralę zła bez dna. Jednocześnie marnuje swoje życie osobiste, rodzinne, bo jest oddany jednej idei, idzie do celu po trupach. Opuściła go nawet żona, bo nie chciała już dłużej żyć z takim diabłem.

Czasem jednak, jak się wydaje, ma jakieś wątpliwości, na co wskazuje pewna scena w kościele.

W finale filmu pojawia się jakby małe światełko. Ma to związek z przypowieścią o synu marnotrawnym, o tym, że każdy może zawrócić z drogi, którą zmierza, że każdy może się zmienić. On znalazł się już na dnie moralnym, ale wydaje się, że ma szansę na jakieś odbicie się od tego dna. Czy rzeczywiście jest w stanie wykorzystać taką możliwość?

Na ile ekranizacja oddaje rzeczywiste wydarzenia związane z inwigilacją biskupa Wojtyły?

Są tam sytuacje, które miały miejsce, np. obrona krzyża w Nowej Hucie czy prowokacja SB związana z rzekomym romansem Ireny Kinaszewskiej. W filmie znalazły się ślady tych prawdziwych wydarzeń. Działy się one w różnych okresach, ale myśmy je skompilowali. W produkcji jest jeden bohater, który prowadzi nas przez Kraków lat 60.

Czy inne filmowe postaci mają odniesienia do rzeczywistych? Jak na przykład ksiądz, który przekazuje informacje Służbie Bezpieczeństwa?

Tak. Każdy hierarcha otoczony był zgrają informatorów. Byli to często ludzie z zewnątrz, ale zdarzali się też księża. Podobno spośród 18 sekretarzy, których biskup Wojtyła miał w okresie krakowskim, 12 na niego donosiło. Widzimy więc, jaka była skala ingerencji bezpieki, widzimy z jak wielu stron starali się do niego podejść, jak szantażowali tych młodych chłopaków i jak szeroko nad biskupem była rozpięta agenturalna siatka. Biskup o tym oczywiście wiedział, miał do tego dystans. Wiedział, że ma podsłuchy na Kanoniczej, gdzie mieszkał, czy na Franciszkańskiej, gdzie pracował. Wyrywał je, a oni je znowu zakładali. Była to taka gra ze Służbami Bezpieczeństwa, zabawa w kotka i myszkę.

Biskupa Wojtyłę w filmie gra Maciej Mikołajczyk, ale jego głos wydaje się autentycznym głosem Wojtyły.

Nie, głos podkłada inny aktor, który ma takie zdolności. Wiele osób było przekonanych, że to prawdziwy głos Wojtyły. Tak to jest zrobione, byśmy uwierzyli, że to głos biskupa Wojtyły.

edward.kabiesz@gosc.pl


Na podsłuchu

W filmie Roberta Glińskiego to nie biskup Karol Wojtyła, śledzony przez bezpiekę, znajduje się na pierwszym planie. Taką postacią jest Bronek Budny, który po ukończeniu szkoły MSW w Legionowie zostaje funkcjonariuszem wydziału zajmującego się duchowieństwem. Jego pierwszym zadaniem, którego ochoczo się podejmuje, jest inwigilacja biskupa Wojtyły. Postać ta jest jakby pretekstem do opowiedzenia o życiu i wyborach młodego Budnego. Z czasem „praca” nabiera dla początkującego esbeka charakteru obsesji, jest dla niej gotów poświęcić wszystko, łącznie z rodziną. Zdolny do największej podłości, by osiągnąć cel, nie waha się iść po trupach. I to dosłownie. Etyka, moralność nic dla niego nie znaczą.

Czarno-biały film doskonale oddaje klimat Krakowa z tamtych czasów i metody, jakimi posługiwała się bezpieka werbując informatorów z otoczenia Wojtyły. Przedstawia kulisy prowokacji stosowanych wobec biskupa, ale także innych księży i hierarchów. Przykładem może być przywołany w filmie wątek działań bezpieki wobec Ireny Kinaszewskiej, którą w filmie zagrała  jej wnuczka Paulina.

Figurant, reż. Robert Gliński, wyk.: Mateusz Więcławek, Marianna Zydek, Zbigniew Stryj, Paulina Kinaszewska, Maciej Mikołajczyk (Karol Wojtyła), Polska 2023

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.