Sto lat opowieści. Od Myszki Mickey do nowinek obyczajowych

Jakub Jałowiczor

GN 43/2023 |

publikacja 26.10.2023 00:00

Takiego wpływu na zbiorową wyobraźnię nie mieli Steven Spielberg, Francis Ford Coppola ani Alfred Hitchcock. Studio Walta Disneya kończy 100 lat.

Sto lat opowieści. Od Myszki Mickey do nowinek obyczajowych Walt Disney Pictures/ AF Archieve /East News

Każde dziecko wie, że Kubuś Puchatek jest żółty i nosi czerwony kubraczek. Ilustracje z książek A.A. Milnego są czarno-białe, ale produkowane dziś zabawki, ubranka i najróżniejsze gadżety z wizerunkiem Puchatka niemal zawsze nawiązują do wizerunku stworzonego w latach 70. w studiu Walta Disneya. Każde dziecko słyszało też o Bambim, choć nazwisko Felixa Saltena, autora sfilmowanej przez Disneya powieści o jelonku, może być obce nawet rodzicom. O popularności Myszki Mickey i Kaczora Donalda nie trzeba nikogo przekonywać. Disney to potęga. Nie zawsze właściwie korzystająca ze swojej siły.

Wielki wynalazca

Walt Disney był kiepskim biznesmenem. Długo trwało, zanim jego działalność zaczęła przynosić prawdziwe dochody. Uchodził też za wrednego szefa. Okazał się za to geniuszem, jeśli chodzi o umiejętność sprzedawania ludziom bajek opowiedzianych tak, żeby chciało się w nie wierzyć. Był też innowatorem w swojej branży. Jego „Parowiec Willie” z 1928 r. był pierwszą w dziejach kreskówką z dźwiękiem. Jego udźwiękowienie – mieszanka muzyki ze świstami, tupaniem itp., kiedy bohaterowie biegają i przewracają się – okazało się wzorem dla całych pokoleń twórców kreskówek. I nie tylko dla nich, bo inspirowali się tym np. Sergio Leone i Ennio Morricone, tworząc „Trylogię dolarową” z Clintem Eastwoodem. Disney ma ponadto w dorobku pierwszą w dziejach pełnometrażową kreskówkę, „Królewnę Śnieżkę i siedmiu krasnoludków”. To jemu można też przypisać zainicjowanie powszechnego dziś w kinie obyczaju filmowania w nowy sposób historii, które wszyscy już znają. Disney zaczynał od kręcenia przerobionych bajek Ezopa i klasycznych europejskich baśni, a „Fantazja” z 1940 r. z Myszką Mickey fabułę zaczerpnęła z „Ucznia czarnoksiężnika” Goethego.

Niezbyt wierzący antykomunista

Urodził się w 1901 r. w Chicago. Jego ojciec Elias pochodził z rolniczej rodziny, a sam imał się różnych zajęć – od budowy kolei po grę na skrzypcach. Starszy Disney był protestantem i przyjaźnił się z pastorem Walterem Parrem. Żony obu mężczyzn w podobnym czasie zaszły w ciążę, więc przyjaciele postanowili, że syn Parra dostanie imię Elias, a syn Disneya zostanie Walterem. Krótko po narodzinach małego Walta Disneyowie przenieśli się na farmę w stanie Missouri. Z Chicago miał ich wypędzić gangsterski klimat czasów Ala Capone. Potem zamieszkali w Kansas City. Nurt protestantyzmu, do którego należał ojciec przyszłego twórcy kreskówek, był surowy – i taki był sam Elias. Nie uznawał alkoholu, rzadko żartował. Jako nastolatek Walt był prawdopodobnie wierzący. Z pewnością był gorliwym patriotą. W czasie I wojny światowej sfałszował dokumenty, żeby zawyżyć swój wiek i wstąpić do wojska. Został wysłany do Europy i jako kierowca służył we Francji. Po osiągnięciu dorosłości Walt przestał jednak chodzić do kościoła. Tłumaczył, że jego zdaniem wystarczy Boża miłość. Kiedy w 1955 r. otwierano Disneyland, modlitwy z tej okazji odmówili protestanccy duchowni. Disney nie uznawał też kpin z religii. Jednak w filmach celowo unikał wszelkich religijnych wątków, twierdząc, że nie chce nikogo urazić. Mówił nieraz o wierze, ale chodziło raczej o wiarę w bliżej niezdefiniowane dobro, albo wręcz w to, że można spełnić marzenia, a nie o relację ze Stwórcą.

Po latach oskarżano go o sympatyzowanie z nazistami. Miał pojawiać się na spotkaniach legalnie działających w USA przed wojną stowarzyszeniach popierających politykę Niemiec. Nigdy tego nie udowodniono. Pewne jest natomiast, że był zdecydowanym antykomunistą. W latach 50. zeznawał przed znienawidzoną przez Hollywood komisją senatora McCarthy’ego tropiącą sowieckich agentów. Opowiadał tam o komunistycznych sympatiach kolegów z branży filmowej.

Od zera do milionera

Wartość The Walt Disney Company jest dziś wyceniana na 180 mld dol. Zaczęło się od zera. Po powrocie z wojny Walt ilustrował gazety. Zaprzyjaźnił się z innym ilustratorem, Ubem Iwerksem. Razem podejmowali pracę w studiach filmowych i próbowali zakładać własne. Brakowało klientów, więc skończyło się na tworzeniu kreskówek dla lokalnego kina z Kansas. Aby leczyć płuca, Walt przeniósł się do Kalifornii. To tam 16 października 1923 r. razem z bratem Royem założył Disney Brothers Cartoon Studio, które dało początek dzisiejszemu koncernowi.

Wspólnie z Iwerksem Disney wymyślił postać królika Oswalda i wyprodukował 26 filmów z jego udziałem. Został oszukany przez dystrybutora, który przejął prawa do postaci, więc stworzył nową – Myszkę Mickey. Sam podkładał jej głos. Trzeci film z udziałem Mickey’ego, „Parowiec Willie”, odniósł wreszcie sukces. Mimo to w firmie nie brakowało problemów, z powodu których w 1931 r. Walt przeszedł załamanie nerwowe. Rok później dostał pierwszego w życiu Oscara – za film „Flowers and Trees” – i od razu drugiego, honorowego, za wymyślenie Myszki Mickey. Do końca życia dostał jeszcze 24 statuetki, w tym za filmy dokumentalne. Nominacji miał 59.

Z interesami ciągle jeszcze było krucho. W czasie trwającej lata produkcji „Królewny Śnieżki” skończyły się pieniądze. Jeden z banków udzielił kredytu, wymuszając przy tym skrócenie fabuły. „Śnieżka” trafiła do kin i zarobiła rekordową w tym czasie kwotę 6,5 mln dol.

Bezkonkurencyjni

Od tego czasu było już tylko łatwiej. Disney kręcił filmy o uroczych zwierzątkach albo księżniczkach, zdobywając fortunę i popularność. W jego studiu powstawały też filmy z udziałem aktorów, dokumenty i propagandówki z czasów II wojny światowej. Twórca rozrywkowego imperium zmarł w 1961 r. Wbrew legendom o tym, że kazał się zamrozić, został skremowany. Tymczasem studio istniało dalej i produkowało kolejne hity filmowe. Oprócz milionów zarobionych w kinach czerpało korzyści z kolejnych parków rozrywki i setek tysięcy gadżetów z wizerunkami słonia Dumbo czy Pinokia. Po słabych latach 80. odbiło się od dna dzięki sukcesowi „Małej syrenki” z 1989 r. i „Pięknej i bestii” z 1991 r. Gdy na przełomie stuleci zaczęła wyrastać mu konkurencja w postaci wytwórni Pixar, Disney po prostu ją wykupił. Nabył też kilka innych firm, zyskując w ten sposób prawa do „Titanica”, „Gwiezdnych wojen” i „Indiany Jonesa”. Koncern stworzył też platformę streamingową. Jedną z największych na świecie, choć mniejszą od Netflixa i Prime Video.

Nowe czasy, nowa ideologia

Mimo niejednoznacznego podejścia Walta Disneya do religii chrześcijanie nie muszą się niczego obawiać, puszczając dzieciom „101 dalmatyńczyków” czy „Piękną i bestię”. Jednak w nowej wersji drugiego z tych filmów (z 2017 r.) znajdziemy już dyskretne wątki gejowskie. Mniej dyskretnie jest w „Buzzie Astralu”, gdzie całują się dwie kobiety, oraz w „Między nami żywiołami”, w którym występuje postać „niebinarna”. Koncern otwarcie wspiera postulaty środowisk LGBT, przez co doszło do konfliktu z Ronem DeSantisem, konserwatywnym gubernatorem Florydy, gdzie znajduje się Disneyland. Kilka lat wcześniej studio Disneya znalazło się wśród kilku wielkich hollywoodzkich firm naciskających na stan Georgia, by ten nie wprowadzał przepisów ograniczających aborcję.

„Buzz Astral” zarobił na całym świecie nieco ponad 200 mln dol. „Między nami żywiołami” – niecałe 500 mln dol. Niewiele więcej zysków dała „Merida Waleczna” opowiadająca o zaniedbującej wygląd chłopczycy. Tymczasem „Kraina lodu”, której bohaterką jest jasnowłosa księżniczka, dała Disneyowi 1,2 mld dol., a kontynuacja – 1,4 mld dol. Nietrudno znaleźć gadżety z wizerunkiem Meridy, ale nie działa ona na małe klientki Disneya tak jak Elsa. Wprawdzie scenarzystka „Krainy lodu” zapowiadała, że w kolejnej części bohaterka może się okazać lesbijką, ale jak dotąd nie zdecydowano się na taki krok.

W 2023 r. koncern ogłosił, że zwalnia dyrektor ds. różnorodności odpowiedzialną za umieszczanie w filmach różnych mniejszości (wiele osób dopiero wtedy dowiedziało się, że ktoś taki tam pracował). Nie wiadomo, czy oznacza to zasadniczą zmianę, ale jak widać, forsowanie nowinek obyczajowych nie jest najbardziej udaną strategią biznesową w stuletnich dziejach studia Walta Disneya.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.

TAGI: