Louise Glück: „Ból znaczył, że kocham”. O noblistce, która przekuła traumę w wiersze

Szymon Babuchowski

GN 43/2023 |

publikacja 26.10.2023 00:00

Choć punktem wyjścia w wierszach Louise Glück bywają zranienia, poetka nie zasklepia się w swoim bólu, ale próbuje spojrzeć na świat innymi oczami.

Louise Glück: „Ból znaczył, że kocham”. O noblistce, która przekuła traumę w wiersze Katherine Wolkoff /polaris/east news

W wieku 80 lat zmarła Louise Glück, poetka uhonorowana w 2020 r. literacką Nagrodą Nobla, laureatka także wielu innych prestiżowych nagród: Pulitzera, Bollingena czy National Book Award. Co ciekawe, do czasów Nobla pozostawała u nas prawie w ogóle nieznana. Nie było o niej nawet notki w polskiej Wikipedii, a tłumaczeń jej twórczości też nie mieliśmy wiele: trzy utwory przełożone przez Julię Hartwig w antologii poetek amerykańskich „Dzikie brzoskwinie”, jeden poemat i jeden krótszy wiersz w przekładzie Piotra Zazuli, opublikowane w 14. numerze pisma „Fraza” z 1996 r. i kilka utworów rozsianych po internecie. Dziś ta sytuacja wygląda znacznie lepiej – dzięki poetce Krystynie Dąbrowskiej, która przełożyła na polski dwa tomy Glück: „Ararat” (1990, wyd. pol. 2021) i „Zimowe przepisy naszej wspólnoty” (2021, wyd. pol. 2022). Obecnie tłumaczka pracuje nad przekładem najbardziej znanej książki noblistki – „The Wild Iris”.

Pajęcza sieć relacji

Trzymam w ręku dwie wydane dotąd książki i nie mam żadnych wątpliwości, że to poezja wybitna. Zwłaszcza „Ararat”, książkę zbudowaną niemal w całości z wątków autobiograficznych, uważam za arcydzieło. Napisana po śmierci ojca, w mistrzowski sposób ukazuje sieć relacji rodzinnych – skomplikowanych, nieoczywistych. Jak zauważa w posłowiu Krystyna Dąbrowska, Glück „dotyka spraw powszechnych: utraty, kompromisów w miłości, trudnej więzi rodziców i dzieci, siostrzanej rywalizacji, wiary i jej braku. Przyglądając się wnikliwie i odważnie własnej rodzinie, tworzy fascynującą mozaikę relacji międzyludzkich w ogóle”.

Warto w tym miejscu wspomnieć, że życie noblistki obfitowało w traumatyczne doświadczenia – nie tylko w dorosłości, gdy rozpadły się jej dwa małżeństwa, a pożar zniszczył dom wraz z całym mieniem. Urodzona w 1943 r. w Nowym Jorku, w rodzinie mającej także korzenie węgiersko-żydowskie, od nastoletnich lat zmagała się z anoreksją. W jednym z esejów napisała później, że przyczyną choroby była chęć potwierdzenia własnej niezależności od matki. Glück łączyła też ten fakt ze śmiercią starszej siostry, które to zdarzenie miało miejsce jeszcze przed narodzinami poetki. Choroba wymagała aż siedmioletniej terapii psychoanalitycznej, która wiązała się z rezygnacją ze studiów. „(…) mój stan emocjonalny, skrajna sztywność zachowania i ogromne uzależnienie od rytuału uniemożliwiły inne formy edukacji” – wspominała.

„Ararat” nie tyle jednak opowiada o tej traumie, co diagnozuje jej przyczyny. Nie zawsze są one nazwane wprost. Wyłuskujemy je z drobnych gestów, schematów zachowań bohaterów. Wycofany ojciec, ekspansywna matka, młodsza siostra, przy której „uczysz się, że reguły nic nie znaczą”, wreszcie sama autorka, która w odpowiedzi na zranienie z dzieciństwa „nauczyła się istnieć bez kontaktu ze światem” – to wszystko składa się na dramat, który dla przeciętnego obserwatora mógłby być ledwie dostrzegalny. Rozgrywa się bowiem przede wszystkim nie na powierzchni, ale w duszach bohaterów. Jednak dzięki swojemu zmysłowi obserwacji i analizy Louise Glück w mistrzowski sposób ukazuje nam pajęczą sieć tych relacji.

Złote dni umierania

Pomyliłby się jednak ten, kto myślałby, że poetka zasklepia się w swoim bólu. Cały tom „Ararat” jest raczej próbą wyjścia poza własne zranienia, zobaczenia świata innymi oczami. Pierwszy i ostatni wiersz zaczynają się tym samym zdaniem, spinającym w klamrę całą książkę: „Dawno temu zostałam zraniona”. I choć poetka wyznaje, że „żyła, żeby się zemścić”, to finał okazuje się zupełnie inny:

 

(…) myślałam,

że ból znaczy:

jestem niekochana.

A znaczył, że ja kocham.

 

Ostatnie słowo należy więc do miłości. Widać to także w wyjątkowo wzruszającym wierszu „Nieuleczalne podobieństwo”, opisującym ostatnie spotkanie bohaterki z ojcem. Tych dwoje, zawsze unikających „bycia sam na sam”, nieumiejących rozmawiać, nagle znajduje nić porozumienia, bo „kiedy człowiek umiera,/ ma temat”:

 

Ojciec chciał mi powiedzieć, jak to jest, gdy się umiera.

Powiedział, że nie cierpi.

Że spodziewał się bólu, oczekiwał go, ale ból nie przyszedł.

Czuł tylko pewną słabość.

Powiedziałam, że się cieszę, że moim zdaniem ma szczęście.

 

Tych kilka prostych zdań i drobne gesty („Tym razem pomachał./ Też to zrobiłam przy drzwiach taksówki./ Pomachałam jak on, żeby ukryć drżenie ręki”) okazują się dowodem na zwycięstwo miłości. Znamienne, że w „Zimowych przepisach naszej wspólnoty”, napisanych z kolei po śmierci siostry, mamy już do czynienia z zupełnie inną tonacją. Nie słychać w nich rozgoryczenia obecnego w tomie sprzed lat. Ostatnie spotkanie z siostrą w wierszu „Popołudnia i wczesne wieczory” przedstawione jest w jasnych barwach („Piękne złote dni, gdy miałaś wkrótce umierać”), a jego tło stanowi buzujące życie („butiki, restauracje, sklepik z winami pod pasiastą markizą,/ gdzie kiedyś na progu spał kot; / (…) A później jadłyśmy ośmiornicę i saganaki,/ kelner ciął listki oregano nad spodkiem z oliwą”). „ogień ciągle żyje” – brzmią ostatnie słowa tego zbioru, który – jak cała poezja Glück – nie przynosi łatwych pocieszeń, ale jest kolejnym krokiem w stronę nadziei.

Niebiańska muzyka

Ciekawa jest w tym kontekście relacja poetki z Bogiem. Bohaterka tomu „Ararat” może wydawać się osobą niewierzącą:

 

Mam przyjaciółkę, która nadal wierzy w niebo.

Nie jest głupia, a jednak przy wszystkim, co wie, dosłownie rozmawia z bogiem,

myśli, że w niebie ktoś słucha.

Na ziemi jest niezwykle kompetentna.

I dzielna, umie zmierzyć się z przykrościami.

 

– pisze Glück w wierszu „Niebiańska muzyka”. W jej podejściu do wiary nie ma jednak agresji. Słychać tu raczej smutek z powodu niemożności uwierzenia:

 

(…) opowiada, że gdy kocha się świat,

słyszy się niebiańską muzykę:

spójrz w górę, mówi. Patrzę w górę – nic.

Tylko chmury, śnieg, biały zamęt w koronach drzew

jak panny młode wzbijające się na ogromną wysokość –

Wtedy boję się o nią; widzę ją

schwytaną w sieć umyślnie zarzuconąna ziemię –

W rzeczywistości siedzimy na skraju drogi, patrząc, jak zachodzi słońce;

czasami ptasi głos przeszywa ciszę.

To tę chwilę obie próbujemy wytłumaczyć, fakt,

że nie przejmujemy się śmiercią samotnością.

 

Jest więc w tych wierszach jakiś rodzaj otwarcia na tajemnicę, która w „Zimowych przepisach naszej wspólnoty” zdaje się nieco bardziej odsłaniać. W wierszu „Zaprzeczanie śmierci” osamotnionej bohaterce nieustannie towarzyszy zagadkowy „konsjerż”, który pociesza, tłumaczy świat, obserwuje, słucha jej „dziennika podróży”. „Czułem,/ że mówisz do mnie lub o mnie, mimo że nigdy nie odstąpiłem cię na krok” – wyzna w końcu. Czy w tej figurze poetka rozpoznaje Boga? Nie mówi tego wprost. Ale w pożegnalnych słowach skierowanych do siostry pyta:

 

Dokąd się potem wybrałaś, po tych dniach,

gdzie, choć nie mogłaś mówić, zgubiłaś się?

 

Dziś to samo pytanie możemy postawić poetce – z nadzieją, że słyszy już niebiańską muzykę.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.