Ale kino! Narodowe Centrum Kultury Filmowej z wielką wystawą o historii polskiego kina

Szymon Babuchowski

GN 46/2023 |

publikacja 16.11.2023 00:00

Chcesz poznać ponad 120 lat historii polskiego kina w kilka godzin? Koniecznie wybierz się do Narodowego Centrum Kultury Filmowej.

Niech nas nie zmyli ten tytuł. „Bolek i Lolek” to także film fabularny z 1936 r. Henryk Przondziono /foto gość Niech nas nie zmyli ten tytuł. „Bolek i Lolek” to także film fabularny z 1936 r.

Budynek EC1 Wschód, w którym mieści się Narodowe Centrum Kultury Filmowej, już od progu robi wrażenie. Imponująca przeszklona elewacja, wkomponowana w przestrzeń dawnej elektrowni sprawia, że jest to obecnie jeden z najchętniej fotografowanych obiektów Łodzi, świętującej właśnie swoje 600. urodziny. Położony tuż obok dworca Łódź Fabryczna, przyciąga oko postindustrialną architekturą. Jednak to, co najciekawsze, kryje w środku.

Ojcowie kinematografii

„Kino Polonia”, najważniejsza wystawa Narodowego Centrum Kultury Filmowej, której kuratorem jest Piotr Kulesza, to największa ekspozycja o polskim kinie, wielki audiowizualny spektakl, rozgrywający się na trzech kondygnacjach budynku i 1500 metrach kwadratowych powierzchni. Czegóż tu nie ma? Kamery, projektory, kostiumy, rekwizyty, plakaty, a przede wszystkim ogrom filmów wyświetlanych na dziesiątkach ekranów i stanowisk interaktywnych. Można tu spędzić nawet kilka godzin, a i tak wyjdzie się z poczuciem, że zaledwie dotknęło się prezentowanych na wystawie treści.

Po Centrum oprowadzają nas Joanna Szlembarska i Sonia Bacchus z działu edukacji. – Zaczynamy od pierwszych fotograficznych zabawek, które tworzyły iluzję ruchu – zapowiada Joanna Szlembarska. Przed nami „zabawka” dość pokaźnych rozmiarów – wielka drewniana skrzynia z wystającymi przyrządami optycznymi i mechanizmem, który... działa! To rekonstrukcja biopleografu – jednego z pierwszych urządzeń do emisji ruchomego obrazu. Skonstruował go w 1898 r. Kazimierz Prószyński, uznawany za ojca polskiej kinematografii. Wcześniej Prószyński stworzył pleograf, który nie tylko odtwarzał, ale również rejestrował materiał filmowy. Miało to miejsce w 1895 r., a więc niemal równocześnie z powstaniem kinematografu braci Lumière. „Panowie, ten człowiek jest pierwszy w kinematografii, ja jestem drugi” – miał, według przekazów, oznajmić Louis Lumière podczas prezentacji urządzenia Prószyńskiego. „Gdyby Prószyński urodził się pod szczęśliwą gwiazdą, to jego »pleograf« zastąpiłby nazwę »kinematografu« i mówilibyśmy dziś wraz z milionami ludzi o światowej »pleografii«, a nie »kinematografii«” – odczytujemy na jednej z tablic słowa Anatola Sterna, poety i prozaika, udzielającego się także w roli krytyka filmowego.

Kawałek dalej przyglądamy się wiekowym i niezwykle kruchym lalkom Władysława Starewicza, który z kolei okazał się pionierem polskiego filmu animowanego, a przyczyniły się do tego… żuki. Zamiłowanie do entomologii sprawiło bowiem, że Starewicz zaczął kręcić filmy o tematyce przyrodniczej, a w trakcie realizacji jednego z nich odkrył technikę animacji poklatkowej. W jego „Walce żuków” (1910) wykorzystane zostały jako modele prawdziwe owady z odnóżami zaczepionymi na drucikach. – Widzowie myśleli, że to żywe, tresowane zwierzęta – uśmiecha się Sonia Bacchus.

Replika zoopraksiskopu z 1879 r.   Henryk Przondziono /foto gość Replika zoopraksiskopu z 1879 r.

Spacer po historii

Przemierzamy przestrzenie wystawy ukazujące międzywojenną kinematografię. Przyglądamy się fotosom Poli Negri, zwiedzamy pawilon poświęcony kinu jidysz (z głośników płyną piosenki w tym języku) i zjawisku tzw. Pollywood, czyli twórcom Hollywood urodzonym na ziemiach polskich (bracia Warner, Billy Wilder, Samuel Goldwynn, Fred Zinemann). Zaraz potem wchodzimy w kino wojenne. Dowiadujemy się m.in., że w Warszawie działała z poświęceniem życia w pierwszych dniach wojny grupa polskich filmowców, zwana „ekipą Starzyńskiego”. Podziwiamy wysiłek innej ekipy, kierowanej przez Antoniego Bohdziewicza, która w ogarniętej powstaniem stolicy tworzyła kroniki filmowe, dokumentując przebieg walk. Ale jest i ciemna strona wojennego kina: fotografie na planszach ukazują też propagandowe produkcje niemieckie, w których obsadzeni zostali polscy aktorzy. Ich werbunkiem zajął się Igo Sym, popularny przed wojną amant filmowy, zastrzelony później z wyroku podziemia. Nim zejdziemy piętro niżej, rzucamy jeszcze okiem na obrazy socrealistycznej propagandy, które całkowicie zawładnęły kinem tuż po wojnie.

Na kolejnej kondygnacji znajdujemy już pierwsze zwiastuny odwilży. Na ścianie wyświetlany jest wstrząsający dokument Jerzego Bossaka „Warszawa 1956”, ukazujący odbudowywaną stolicę od innej strony niż dotąd. W ocalałych resztkach mieszkań zrujnowanego domu żyją „warszawscy jaskiniowcy”. Kilkunastomiesięczne dziecko spaceruje nad przepaścią gruzowiska, ciągnąc za sobą kawałek sznurka, którym było przywiązane do łóżka. Ta scena także i dzisiaj mrozi krew w żyłach. Tymczasem wchodzimy w lata świetności polskiego kina. Słynne produkcje polskiej szkoły filmowej poznajemy za pośrednictwem znakomitych plakatów, które zostały dla nich zaprojektowane. „Popiół i diament”, „Kanał”, „Pętla”, „Niewinni czarodzieje”, „Matka Joanna od aniołów” – wszystkie te obrazy zapowiadane były przez afisze będące arcydziełami sztuki graficznej. – Tych plakatów w ogóle nie da się porównać do powstających obecnie – twierdzi Joanna Szlembarska. – Dziś, na wzór kina zachodniego, pokazuje się na plakatach przede wszystkim aktorów, którzy występują w danej produkcji, natomiast w tamtych czasach była to wizja artystyczna, w symboliczny sposób nawiązująca do treści filmu.

Przeszkloną elewację wkomponowano w budynek dawnej elektrowni.   Henryk Przondziono /foto gość Przeszkloną elewację wkomponowano w budynek dawnej elektrowni.

Bez klapniętego uszka

Zwiedzający wystawę „Kino Polonia” otrzymują solidną dawkę wiedzy. Dowiadują się, czym było „kino moralnego niepokoju”, poznają mechanizmy działania cenzury czy pojęcie „półkownika”. Wśród dzieł, które sporo czasu przeleżały na półkach, nim zostały dopuszczone do kinowego obiegu, odnajdują takie tytuły jak „Rejs”, „Miś”, „Przesłuchanie” czy „Wodzirej”. O historii polskiego kina opowiadają na wystawie także kostiumy, pochodzące z takich filmów jak „Lalka”, „Królowa Bona” czy „Na srebrnym globie”. Możemy też przejrzeć albumy z projektami scenografii autorstwa Lidii i Jerzego Skarżyńskich, m.in. do „Rękopisu znalezionego w Saragossie” czy „Sanatorium pod klepsydrą”. – Staraliśmy się pokazać każdy aspekt dzieła filmowego i każdy zawód związany z jego powstawaniem – podkreśla Sonia Bacchus.

– Najczęściej kojarzymy z filmem aktorów, reżysera, ewentualnie operatora kamery. Większość z nas nie zdaje sobie sprawy, jak wielu ludzi różnych profesji potrzebnych jest, by film zaistniał – dodaje Joanna Szlembarska.

Nie możemy sobie odmówić zajrzenia w przestrzeń kina poświęconą dzieciom. Znajdujemy tu maski z filmu „W pustyni i w puszczy”, szkatułkę z „Akademii Pana Kleksa” czy oryginalną lalkę Misia Uszatka, która zagrała w popularnej animacji. A właściwie dwie lalki, bo pierwszy Uszatek, wykorzystany w filmie krótkometrażowym z 1962 r., nie miał jeszcze słynnej piżamki ani nawet… klapniętego uszka. Zresztą uszka, dziś już mocno sfatygowanego, „właściwego” misia też dziwnie się odkształciły. Ale i tak spotkanie telewizyjnego przyjaciela z dzieciństwa jest dla nas miłym zaskoczeniem.

Wystawa doprowadzona jest aż do ostatnich lat. Produkcje, które powstały całkiem niedawno, śledzimy na zamykającym ekspozycję multimedialnym pokazie. Na 18 ekranach przewijają się równolegle sceny z prawie 100 filmów: współczesnych i historycznych, gatunkowych i artystycznych, kosmopolitycznych i arcypolskich. Mamy przed oczami wielki kalejdoskop współczesnego kina.

Na wystawie można zobaczyć oryginalną lalkę Misia Uszatka.   Henryk Przondziono /foto gość Na wystawie można zobaczyć oryginalną lalkę Misia Uszatka.

Poczuj się filmowcem

Ale to bynajmniej nie koniec zwiedzania. Przed nami kolejna wystawa. „Materia kina”, której kuratorem jest dr Adam Uryniak, okazuje się mniejsza „gabarytowo”, ale równie zajmująca. Na jej zwiedzanie też warto sobie zarezerwować sporo czasu, bo to niespotykana okazja, żeby choć przez chwilę poczuć się jak filmowiec. Bierzemy tu udział w multimedialnej grze, przechodząc przez wszystkie etapy produkcji filmu. Ustalamy budżet, wybieramy lokacje i ekipę, czuwamy nad porządkiem na planie, operujemy kamerą, montujemy materiał i dodajemy do niego dźwięk, wreszcie projektujemy plakat i planujemy uroczystą premierę. A potem nic, tylko rozsiąść się wygodnie przed ekranem, by podziwiać efekty swojej pracy.

Oprócz zabawy w filmowca, Centrum oferuje także warsztaty edukacyjne, polegające na pracy w wybranym studiu. Na przykład w studiu efektów specjalnych dzięki systemowi motion capture można stać się avatarem i zagrać swoją rolę w wirtualnej rzeczywistości. – Zakładamy kombinezon, który wyposażony jest w specjalne czujniki, a system kamer z możliwością obrotu o 360 stopni wychwytuje każdy nasz ruch – wyjaśnia Joanna Szlembarska. W studiu telewizyjnym możemy wejść w rolę prowadzących program informacyjny, prognozę pogody albo telewizję śniadaniową. W studiu animacji poznajemy sekrety tworzenia lalek i techniki animacji poklatkowej, a studio dźwięku pozwala nagrać własne dialogi do gotowego obrazu albo odkryć, jak imituje się w filmie konkretne dźwięki. – Czasami te odkrycia bywają zaskakujące. Zdarza się, że np. dźwięk maszyny do pisania lepiej naśladuje inny przedmiot, jak choćby ta kamera – demonstruje Sonia Bacchus.

Okazji do takich odkryć zwiedzanie Narodowego Centrum Kultury Filmowej dostarcza mnóstwo. Warto zaplanować sobie więcej czasu na tę wycieczkę do Łodzi, zwłaszcza że w bezpośrednim sąsiedztwie NCKF-u znajdują się: Planetarium, Centrum Nauki i Techniki z fantastyczną, przeznaczoną dla małych eksperymentatorów Ulicą Żywiołów, czy Centrum Komiksu i Narracji Interaktywnej. Na koniec można wspiąć się na taras widokowy na szczycie dawnej chłodni kominowej, by podziwiać piękną panoramę Łodzi. Atrakcji więc na pewno nie zabraknie!

Wystawa czasowa poświęcona twórczości Janusza Morgensterna.   Henryk Przondziono /foto gość Wystawa czasowa poświęcona twórczości Janusza Morgensterna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.