Czoło w czoło z Janem Pawłem. Stanisław Jakubowski – mistrz fotoreportażu i życiowej mądrości

ks. Adam Pawlaszczyk

GN 47/2023 |

publikacja 23.11.2023 00:00

Był tam, gdzie przy otwartych oknach przeszczepiano serce. I tam, gdzie zawał w kopalni więził ludzi. Słynny polski laureat World Press Photo to mistrz nie tylko fotoreportażu, ale i życiowej mądrości.

Stanisław Jakubowski to pierwszy polski laureat World Press Photo w kategorii reportażu. roman koszowski /foto gość Stanisław Jakubowski to pierwszy polski laureat World Press Photo w kategorii reportażu.

Jan Paweł II z naręczem kwiatów wchodzi do celi śmierci ojca Maksymiliana Kolbego. W klaustrofobicznie wręcz małej przestrzeni, w której umierał błogosławiony, klęka i zatapia się w modlitwie. Trzy lata później franciszkańskiego męczennika kanonizuje. Modli się, przypatrują mu się tylko trzej fotoreporterzy. Oprócz najsłynniejszego z nich – Arturo Mariego – dwóch Polaków. Jeden z nich po latach wspominał będzie, że miejsca było tak mało, iż tę chwilę zadumy przeżył „czoło w czoło” z papieżem. Nazywa się Stanisław Jakubowski.

Walka o kolor

Dwadzieścia lat wcześniej jury najważniejszej dziennikarskiej nagrody fotograficznej świata World Press Photo uhonorowało w jednej z kategorii Neila Armstronga za zdjęcie Edwina Aldrina pozującego na Księżycu przy amerykańskiej fladze. Ale prym w tym roku wiódł Polak, który w kategorii fotoreportażu otrzymał główne trofeum. To Jakubowski właśnie, który jako fotoreporter Centralnej Agencji Fotograficznej został wyróżniony za zdjęcia z akcji ratowniczej w kopalni Generał Zawadzki w Dąbrowie Górniczej. Dokumentowały one ratowanie prawie 120 górników uwięzionych pod ziemią przez wodę i błoto. Od tamtej pory nagradzany wielokrotnie za zdjęcia, których pozazdrościć mogliby mu czołowi fotografowie świata, nawet ci bardzo współcześni, dysponujący sprzętem, o którym w tamtych czasach nie śnił nikt. Bo – trzeba to powiedzieć – lata najbardziej aktywnej działalności fotoreportera przypadły na okres PRL. Wystawy jego fotografii są monochromatyczne. Może przez to bardziej wyraziste… Nie wiadomo, choć po korytarzach redakcji „Gościa Niedzielnego” niosą się anegdoty, jak to właśnie Jakubowski usiłował przekonywać redaktora naczelnego, księdza Stanisława Tkocza, do przejścia w tygodniku na fotografię kolorową. – „Po co komu kolor w gazecie?” – miał pytać poirytowany ksiądz Tkocz, ale czy to prawda, czy raczej podkolorowana legenda, na razie dowiedzieć się nie sposób.

Jan Paweł II w celi śmierci świętego Maksymiliana.   stanisław jakubowski, reprodukcja roman koszowski /foto gość Jan Paweł II w celi śmierci świętego Maksymiliana.

Mistrz, skromność i aparat

Najsłynniejszy reporter wojenny minionego stulecia Robert Capa mówił podobno, że jeśli twoje zdjęcia nie są wystarczająco dobre, to znaczy, że nie jesteś wystarczająco blisko. Stanisław Jakubowski przez całe swoje fotoreporterskie życie był najbliżej fotografowanych wydarzeń, jak tylko można. Dlatego zapewne i zdjęcia robił najprzedniejszego gatunku. Na niewielkiej przestrzeni w muzeum zamkowym w Toszku zgromadzono ich niewiele, a trudno zdecydować, które bardziej przyciąga wzrok i budzi emocje. Życiorys i dorobek ich autora jest bowiem imponujący. Urodzony w 1934 roku w Krakowie, amator, od nikogo niepobierający nauk, pasjonat fotografowania, a właściwie znajdowania się w centrum ważnych wydarzeń, laureat wielu nagród, a wreszcie Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski – na wernisaż w Toszku po raz pierwszy w życiu przypina go do klapy marynarki. Jest tak skromny, że kiedy opowiada o swoich zdjęciach i o tym, jak je robił, zdaje się cały niknąć, ustępować miejsca tym, których uwiecznił. Lubański przeskakujący w trakcie meczu przez piłkarza przeciwnej drużyny (uhonorowany potem za to nagrodą Fair Play), zapłakana żona witająca górnika kopalni Zawadzki uratowanego po katastrofie, wspomniany Jan Paweł II, pielęgniarki w szpitalu opatrujące uratowanego po długich dniach pobytu pod ziemią górnika, strażacy gaszący pożar rafinerii w Czechowicach-Dziedzicach, no i… to serce. Pierwsze polskie transplantowane przez profesora Zbigniewa Religę serce. Tak, był tam. Nad głowami latały muchy, bo panował upał – więc okna były pootwierane. Serce przygotowane do wszczepienia zaprezentowano do zdjęcia właśnie Jakubowskiemu. Jak noworodka troskliwie trzymanego w rękach przez pielęgniarkę. Przeszczep się przyjął, dzięki czemu jego nowy użytkownik przeżył jeszcze wiele lat.

Jakubowski dokumentował najtrudniejsze zmagania z żywiołami...   stanisław jakubowski, reprodukcja roman koszowski /foto gość Jakubowski dokumentował najtrudniejsze zmagania z żywiołami...

Bez kolorowania

– A to serce to prawdziwe jest? – pyta zaintrygowana pani, jedna z osób obecnych na wernisażu. Zapada krępująca cisza, zaskoczony mistrz jakby nie do końca wierzył, że dobrze usłyszał pytanie, w końcu jednak odpowiada: – A jak pani myśli?

No właśnie – u Jakubowskiego wszystko jest prawdziwe, autentyczne, realne. Bo wiadomo… historię można prezentować na różne sposoby, najczęściej bardzo subiektywnie, przepuszczając ją przez sito swoich poglądów, sympatii i antypatii. Tak samo można fotografować. Jakubowski tego nie robi. On tylko prezentuje rzeczywistość, co podkreśla na każdym kroku. Zapytany o to, czy jest artystą, czy rzemieślnikiem, odpowiada po chwili namysłu: – Rzemieślnikiem, jak sądzę.

W wiele miejsc musiał się wepchać, wejść nielegalnie. Za komuny nie było łatwo. A jednak zjechał do kopalni, fotografował pod KWK „Wujek” w pamiętne tragiczne dni, trudno byłoby znaleźć ważne wydarzenie z tamtych lat, w którym nie uczestniczył. Dzisiaj, rok przed dziewięćdziesiątymi urodzinami, mówi: – Nie wiem, kiedy te lata minęły. Ale jestem szczęśliwy i spełniony. Aparat jest nieustannie przy mnie i wykorzystuję go.

Nie potrafi wskazać, które zdjęcie z jego zbiorów jest najważniejsze. Ale potrafi powiedzieć, co kosztowało go najwięcej odwagi i wysiłku. Przede wszystkim trudne warunki, w których jako fotoreporter musiał się dostosować do sytuacji, gdy wykonywanie zdjęć wymagało o wiele więcej niż gdzie indziej. Zjechać do kopalni z całym ówczesnym sprzętem fotograficznym nie było łatwo, do tego trzeba było mieć ze sobą standardowy ekwipunek górniczy, a i okoliczności, w których pod ziemię zjeżdżał, nie były bezpieczne. – Zaraz po moim nielegalnym zjeździe pod ziemię w kopalni Rokitnica okazało się, że nastąpił kolejny wybuch o tej samej sile, która spowodowała zawał – wspomina. I dodaje: – Włos mi się zjeżył na głowie. Oj, synku – pomyślałem – trafiłeś w niewłaściwe miejsce, ale jesteś tam, gdzie trzeba. – Bał się pan, że może zginąć? – pytam. – Nie, nie miałem takich myśli, raczej bałem się, czy coś nieprzyjemnego nie spotka tych górników, którzy mnie tam nielegalnie zabrali – odpowiada.

...i sportowe emocje na najwyższym światowym poziomie.   stanisław jakubowski, reprodukcja roman koszowski /foto gość ...i sportowe emocje na najwyższym światowym poziomie.

Pierwszy i ostatni

Barbara Karwat-Seko, wdowa po znanym fotoreporterze Kazimierzu Seko, uhonorowanym przez Instytut Yad Vashem medalem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata, współpracowała z Jakubowskim właściwie przez całe swoje zawodowe życie. To ona wywołała wszystkie wiszące w toszeckim muzeum fotografie. Nie potrafi wskazać najlepszej, ale zapytana o to, która z nich wzbudziła u niej największe emocje, po chwili zastanowienia odpowiada, że chyba ta z Alojzym Piątkiem, jak po akcji ratunkowej w kopalni, cudem właściwie uratowany, wita się z małżonką. – Jaka jest najważniejsza cecha Stanisława Jakubowskiego? – pytam. Odpowiada bez namysłu: – Upór. – Pracowitość – na to samo pytanie ripostuje bez wahania Bogdan Kułakowski, również fotoreporter i laureat World Press Photo. I dodaje: – On był maszyną do robienia zdjęć. Rano wstawał, wiedział, co zrobi przez cały dzień, a po obiedzie czy po kolacji pędził jeszcze fotografować jakiś mecz. Potem trzeba to było przesłać do redakcji. Pierwszy w pracy, ostatni wychodził. – Cenię pracę – odpowiada sam Jakubowski na pytanie o to, co jest najważniejsze w życiu. I dodaje: – Trzeba umieć podchodzić do swojego zajęcia jak do pasji i robić to, czemu pragnie się całkowicie poświęcić. Tak postępowałem całe życie.

Dynamiczne życie Stanisława uspokoiło się, obecnie dokumentuje to, co „się trafi”. Najczęściej codzienność mieszkańców domu pomocy społecznej, w którym mieszka. „Blisko” stało się zatem „coraz bliżej” i chyba trudno o lepsze podsumowanie jego twórczości. Jego osobistej skromności, pokory i umiejętnego rozliczania siebie również. Kilka dni po wernisażu dzwoni do redakcji: – Chciałem jeszcze coś dopowiedzieć, co przypomniało mi się dopiero po naszej rozmowie. Ja byłem jedynym fotoreporterem, któremu UB przeszukało mieszkanie po tym, jak zdjęcia z wydarzeń na kopalni Wujek w roku 1981 ukazały się na Zachodzie. Ukryłem swoje materiały w bezpiecznym miejscu, były to nie tylko fotografie, ale i łuski pozbierane po strzelaninie. Po tym przeszukaniu nie wytrzymałem psychicznie – pozbierałem te materiały i wrzuciłem do kanału. Bardzo tego żałuję.

Fotografie Stanisława Jakubowskiego są zapisem najważniejszych wydarzeń w historii.   stanisław jakubowski, reprodukcja roman koszowski /foto gość Fotografie Stanisława Jakubowskiego są zapisem najważniejszych wydarzeń w historii.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.