Paweł Chmielewski, reżyser „Polowania”: Miałem ogromne szczęście do obsady. Zagrała prawdziwa „liga mistrzów”

GN 47/2023 |

publikacja 23.11.2023 00:00

– Nie chciałem robić filmu o konflikcie partii, tylko o konflikcie interesów, zmowie. Uważam, że jest to historia uniwersalna – mówi Paweł Chmielewski, reżyser „Polowania”.

Tytułowe polowanie to tylko punkt wyjścia fabuły. Na zdjęciu Michał Czarnecki (Król) w środku z lewej i Piotr Cyrwus (Mietek Popiel) z prawej. FILMIKON Tytułowe polowanie to tylko punkt wyjścia fabuły. Na zdjęciu Michał Czarnecki (Król) w środku z lewej i Piotr Cyrwus (Mietek Popiel) z prawej.

EDWARD KABIESZ: Przez wiele lat realizował Pan filmy dokumentalne i seriale. „Polowanie” jest Pana pierwszą fabułą kinową. Wcześniej współpracował Pan z Antonim Krauzem.

PAWEŁ CHMIELEWSKI:
Z Antonim Krauzem współpracowałem przy „Czarnym czwartku” – realizowałem sceny akcji i masowe. To był ukłon w stronę mojej małej ojczyzny, czyli Gdyni, gdzie mieszkam od 12. roku życia. Od tych scen zależała jakość filmu i jego wymiar dramatyczny. Wiedziałem, że mieszkańcy miasta mieliby żal, gdyby nie były one zrobione na dobrym poziomie. Dla A. Krauzego miałem wielki szacunek, bo kilka jego filmów, szczególnie „Meta”, było dla mnie bardzo ważne.

Wiem, że miał Pan realizować głośny „Układ zamknięty”, który opowiadał o trzech biznesmanach oskarżonych wskutek zmowy o działalność w grupie przestępczej. Dlaczego Pan odrzucił ten projekt?

Miałem wątpliwości, scenariusz jeszcze nie był napisany, opowiedziano mi jedynie intrygę i fabuła filmu wydawała mi się niezbyt ciekawa. Niepotrzebnie się obawiałem, jednak wówczas nie czułem, że w tamtej historii mogę znaleźć siebie. W przypadku „Polowania” od razu poczułem, że mogę do tej intrygi dosypać trochę własnych przeżyć. Zależy mi na tym, by filmy, które robię, wiązały się w jakiś sposób z moim życiem.

„Polowanie” zostało oparte na faktach. Na ile wiernie odtwarza rzeczywiste wydarzenia?

Ten film został zainspirowany przeżyciami pewnego człowieka i wydarzeniami, które rzeczywiście miały miejsce. Nie opowiada wiernie historii, która się zdarzyła ani biografii bohatera. Faktem jest natomiast, że na polowaniu strzelono do tego człowieka.

Nie wiemy, kto strzelał.

Właściwie wiadomo, ale zostało to sprytnie rozmyte. To miało być ostrzeżenie. Pomyślałem, że ten fakt jest najważniejszy i wokół niego trzeba zbudować opowieść. Było jeszcze jedno dramatyczne wydarzenie związane z tą historią, ale nie mogłem go wykorzystać, ponieważ film musiałby być dłuższy i potrzebny byłby większy budżet.

Może byłby to materiał na serial?

To nie jest zły pomysł. Zostało trochę niewykorzystanego materiału. Można by dokręcić kilka scen, które rozbudowałyby i wzmocniły postacie kobiet, czyli żonę bohatera, którą zgrała Magdalena Walach, i córkę jego antagonisty, zagraną przez Kamilę Kamińską.

Pana film można nazwać politycznym thrillerem, który rozgrywa się na szczeblu lokalnym…

Chociaż jest to skala mikro, myślę, że jest tu sporo informacji na temat funkcjonowania władzy. Na tej podstawie można się domyślać, co się dzieje w skali makro. Mam napisany scenariusz filmu „Spisek komandorów”, reżyserowałem słuchowisko według tego pomysłu. Akcja rozgrywa się współcześnie i w latach 50. XX w. na wyższych szczeblach ówczesnej władzy. Tak jak „Polowanie” to mocna i wstrząsająca historia, której głównym bohaterem jest kobieta. Dla mnie najważniejszy jest dobrze wymyślony bohater; wokół niego buduję fabułę.

W filmie kieruje Pan uwagę na tzw. układy, które pozwalają lokalnym elitom na prowadzenie interesów nie zawsze korzystnych dla społeczności. Właściwie nic nie wiemy o poglądach politycznych antagonistów.

To prawda. Było to świadome zamierzenie. Nie chciałem robić filmu o konflikcie partii, tylko o konflikcie interesów, zmowie. Uważam, że jest to historia uniwersalna. Może zdarzyć się zawsze i wszędzie, w każdym środowisku. W Polsce popularny jest amerykański serial „Yellowstone” stworzony z bardzo podobnych elementów.

Stawia Pan swego bohatera, Michała Króla, w sytuacji niemal westernowej. On, podobnie jak w klasycznych westernach, których bohaterowie często niechętnie biorą sprawiedliwość w swoje ręce, początkowo bez entuzjazmu odnosi się do propozycji startu w wyborach.

Michał jest postawiony w sytuacji rodem z westernu, czyli „jeden przeciw wszystkim”, ale jest również w „Polowaniu” nawiązanie do westernu włoskiego „Dobry, brzydki, zły” Sergia Leone. Król jest tym dobrym, Mandaryn brzydkim, a Huss złym. Mój film określiłbym jako tort, który ma różne warstwy. Części widzów jedna warstwa będzie smakowała bardziej od innych, ale mam nadzieję, że znajdą się też tacy, którym posmakuje cały kawałek.

Gdzie realizowano zdjęcia do filmu?

Znaczna część zdjęć powstała w miejscowości Gniew koło Malborka, którą zaproponował mój scenograf Jacek Mocny. W tym mieście zauważalna jest wyraźna granica pomiędzy środowiskiem „bogatszym” a tym, do którego należą ludzie z niższych warstw społecznych. To pomogło mnie i operatorowi Maciejowi Edelmanowi wyraźnie pokazać zderzenie świata Romana Hussa, który jest bogaty, ze światem Mandaryna, który żyje w piwnicy zrujnowanej kamienicy. Wiele osób pyta, gdzie kręcono sceny rozgrywające się w biurze Hussa. To było prawdziwe biuro w Gniewie, które dawniej należało do Rolls-Royce’a. Kilka scen nakręciliśmy pod Warszawą z powodów organizacyjnych.

W „Polowaniu” w nietypowej dla siebie roli wystąpił Artur Barciś, który stworzył znakomitą kreację Romana Hussa, czyli antagonisty Króla. W ostatnim czasie występował raczej w rolach komediowych.

Artura Barcisia pamiętam z czasów, kiedy jeszcze nie był pierwszym aktorem komediowym tego kraju. Grał przecież dramatyczne role, m.in. w „Bezmiarze sprawiedliwości” Saniewskiego czy w „Dekalogu” Kieślowskiego. Potem wszedł na ścieżkę komedii, a że jest znakomitym aktorem, zdominował rynek serialowy i filmowy, ale tym samym przypięto mu łatkę aktora komediowego czy farsowego. Uznałem, że Artur Barciś będzie idealny do roli Romana Hussa, bo chciałem odrobinę zwieść widza. Huss to przecież facet o całkiem miłej prezencji, nawet trochę dobroduszny. Dopiero z czasem, kiedy powoli zdejmuje tę maskę, okazuje się, jak bardzo jest niebezpieczny. Właściwie to mój syn Jan zmusił mnie, bym się skontaktował z Arturem, bo nie wierzyłem, że przyjmie tę rolę ze względu na ogrom aktorskich zajęć. Wysłaliśmy mu scenariusz rano, a już około południa dowiedziałem się, że przyjął propozycję. Miałem ogromne szczęście do obsady tego filmu. Zagrała w nim prawdziwa „liga mistrzów” i jestem im za to bardzo wdzięczny.

 

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.