Jezus też tak pachniał? Słuchowisko o tym, jak cudowne jest Boże Narodzenie

Katarzyna Widera-Podsiadło

GN 50/2023 |

publikacja 14.12.2023 00:00

Anielka sama nie wiedziała, jak to się stało, ale otworzyła ręce, i wtedy Najświętsza Panna ułożyła w nich swojego Synka. Był taki maleńki! Tak cudownie pachniał…

Julianna i Jakub Wołkowie z dziećmi: Amelką, Anią, Marianką, Różą, Helenką, Ritą, Leonem i Józiem. Alona Stefańska Julianna i Jakub Wołkowie z dziećmi: Amelką, Anią, Marianką, Różą, Helenką, Ritą, Leonem i Józiem.

Drobne płatki śniegu rozmazują się na umytym oknie. Basia wiesza firanki i kolejny raz zastanawia się, po co te trzy tygodnie sprzątania, biegania po zakupy, prezenty, choinkę i inne rzeczy, bez których te święta mogłyby się obejść. „Mamo, jak ślicznie!” – Basię wystraszył głos syna za jej plecami. „Już wiem, dlaczego jest tak fajnie przed świętami – bo jest tak czysto i pachnąco!”. Basia osłupiała.

Dziś, kiedy wspomina tę scenę sprzed kilku lat, zastanawia się, co by było, gdyby Pan Bóg uleczył wówczas również jej serce. Od lat, trochę jak zaprogramowana, robi wszystko, co przed świętami należy zrobić, by przy wigilijnym stole zmówić modlitwę, złożyć życzenia, przełamać się opłatkiem… Potem zje kolację, zaśpiewa kolędę, ucieszy się radością dzieci z prezentów i choinki. Od dawna się nie cieszy, bo tego się nie nauczyła, a właściwie zalała tę radość łzami. Bo Basia nie pamięta już szczęścia płynącego z tych wydarzeń. W jej domu Boże Narodzenie było smutne. Rodzice często kłócili się ze sobą, nawet w tym dniu. Więc zaczęła się tego czasu bać. Wmówiła więc sobie, że radość z Bożego Narodzenia jest dla małych dzieci, nie dla niej. Z tym przekonaniem budowała święta w swojej rodzinie. Tylko czasem, kiedy wszyscy szli na pasterkę, była smutna, że w sercu nic nie czuje, że choć kocha Jezusa na krzyżu, to nie umie ucieszyć się z Tego w stajence. A tak bardzo chciała!

Cud Bożego Narodzenia

Basia dostała książkę: Julianna Wołek, „Cud Bożego Narodzenia”. Na okładce namalowana Święta Rodzina. Odłożyła ją na półkę. Zresztą ostatnio przewijała się przez strony portali społecznościowych opowieść autorki tej książki. Julianna wspominała, jak w dzieciństwie była oczarowana ruchomymi szopkami. Stojąc przed jedną z nich, zastanawiała się, jak by to było, gdyby udało się wejść do jej wnętrza. Dziecięca fantazja, choć nie opuszczała jej w kolejne i kolejne święta. Mniej może było tylko czasu na fantazjowanie, bo na świecie pojawiały się kolejne dzieci. W sumie z najmłodszym, dwumiesięcznym dziś Józkiem to rodzina, w której jest aż ośmioro małych cudów. – Bo narodzenie każdego kolejnego dziecka to bez wątpienia cud, którego nie sposób opisać słowami. Nawet sztuka, która często pomaga nam wyrazić to, co trudne do opowiedzenia, nie daje rady. Tego trzeba doświadczyć – mówi Jakub, tata tych ośmiorga, który towarzyszył ich przyjściu na świat. Wspomina, że kiedy rodziły się bliźniaczki i na świecie pojawiła się druga dziewczynka, zrobiło mu się słabo. Dziś dziewczynki już są mądrymi dwulatkami, a mama tuli Józia, który ze słodkim uśmiechem oddaje się ssaniu matczynej piersi. Czy tak wyglądał maleńki Jezus w ramionach Maryi?

Jakie to szczęście, że pośród trudu płynącego z opieki nad tak maleńkim dzieckiem i pozostałą siódemką Julianna i Jakub znaleźli czas na hobby. Kuba kocha muzykę. Ale opieka nad tak liczą rodziną zobowiązuje, dlatego na kilka lat odłożył swoje pasje. Jednak przed pięcioma laty uznał, że czas na powrót. W końcu mieli wówczas „tylko” czworo dzieci, więc wygospodarował czas i dokończył swoje dzieło muzyczne. W kolejnym roku miała miejsce premiera albumu muzycznego „Słowa i obrazy”, w którym… samą muzyką, bez słów, opowiada historie i maluje obrazy, próbuje przekazać swoje uczucia, także te związane z narodzinami dzieci. Jeszcze w tym samym roku byli w Kalwarii Zebrzydowskiej, oglądali ruchomą szopkę – i wtedy Julce przyszło literackie natchnienie. Postanowiła, że podobnie jak mąż zrealizuje swoje marzenie.

Tak powstaje opowieść, która kiedyś doczeka się druku i zachwyci tysiące czytelników. Wtedy jednak, ponieważ wydawcy nie byli nią zainteresowani, Wołkowie umieścili opowieść na stronie internetowej jako świąteczny prezent. – Pierwszymi recenzentami były nasze dzieci, rodzina, potem przyjaciele i okazało się, że widzą w tej książce moc. Dlatego w kolejnym roku, dzięki wsparciu czytelników na portalu Zrzutka, udało się ją zilustrować pięknymi obrazami Sary Tchorek i wydać – opowiada Julianna. Jest szczęśliwa, że historia Anielki poruszyła serca wielu ludzi, nie tylko dzieci, ale również dorosłych. Dlatego z mężem zdobyli się na odwagę, by w tym roku z grupą 30 osób – aktorów, muzyków, realizatorów i reżysera – przygotować słuchowisko muzyczne na podstawie tej książki. – To nie jest typowy audiobook, czytany przez jednego lektora, ale spektakl z dialogami, przeplatany piosenkami autorstwa Agaty Trojan, wzbogacony przez działające na wyobraźnię tło akustyczne. To historia, którą tworzyliśmy przez rok, a teraz, w Adwencie, oddajemy wszystkim, którym jest bliska historia Narodzenia Pana – mówią Kuba i Julianna.

Lody puszczają

Basia wyciąga z pudeł ozdoby świąteczne. Przecież trzeba już budować klimat, za chwilę święta… Część poustawia na komodzie, część zaniesie do pokoi dzieci, coś może ustawi na półce z książkami. Na tle tej z błękitną okładką ładnie będzie wyglądał taki mały domek, jak z szopki wyjęty, z piekarzem i kowalem. Zaraz, czy to nie „Cud Bożego Narodzenia”? Przerzuca kilka stron. Przypomina sobie opowieść Wołków o tym, jak tworzyli wydawnictwo Wołek i osiołek, by wydać książkę, i jak rozrastał się krąg czytelników. Potrzebowali trzystu kupujących – do dziś sprzedali ponad dziewięć tysięcy egzemplarzy. Basi nie dziwi, że takie cuda się zdarzają, i cieszy się, że wreszcie ludzie dostali produkt na miarę tych świąt. Nie opowieść o Kevinie, nie historię o Scroogu czy Mikołaju-krasnalu, ale o Jezusie, o istocie Bożego Narodzenia. Jeszcze kilka stron… „Nagle z jednej z kamienic wybiegła drobna postać. Dziewczynka w rozpiętym kożuszku, bez szalika, bez czapki (…). Biegła prosto przed siebie. Policzki jej płonęły (…) Dziewczynce mocno coś doskwierało, o wiele bardziej niż płytki oddech na mrozie… Nawracająca myśl tłukła się po głowie, raniła umysł i serce: »Nie przyjadą… nie przyjadą…« – powtarzała szeptem. Biegła wzdłuż rzędu kamienic. Widziała światła w mieszkaniach, świętujące rodziny, kontury choinek. Tak, wszyscy gromadzą się w ten wieczór, podają sobie ręce, cieszą się sobą nawzajem. Tylko jej nikt dziś nie przytuli… Dla niej świąt nie będzie…”

Łzy napływają Basi do oczu, czuje ból Anielki, czuje, jak to jest, gdy święta Bożego Narodzenia nie tak wyglądają, jak powinny, i nie dziwi się, że dziewczynka, stając w ciemnym, zimowym kościele przed ruchomą szopką, wspominając szczęśliwie chwile z dzieciństwa, krzyczy: „Dlaczego dziadek umarł, dlaczego rodzice musieli wyjechać do pracy za granicą? Dlaczego nie mogę być ciągle mała i przychodzić tu z całą rodziną w Boże Narodzenie? Skoro nie może być tak, jak kiedyś, nie chcę już żadnego Bożego Narodzenia!”. Basia płacze z książkową Anielką nad jej – a może swoim – losem. I już się nie zatrzymuje, kartka za kartką, minuta za minutą odkrywa fascynującą opowieść o poszukiwaniu sensu Bożego Narodzenia.

Basia myśli o swoim życiu i o latach, kiedy nie umiała się cieszyć, kiedy zamknęła się na dziecięcą radość. Biegnie więc za Anielką, by doświadczyć szczęścia ze spotkania maleńkiego Zbawiciela… Zaraz, jak to tłumaczyła Julianna Wołek? „Zapachu nowo narodzonego dziecka nie da się z niczym porównać. Mam przeczucie, że tak pachnie Niebo”. Basia czyta słowa: „Anioł uśmiechnął się do niej. Potem spojrzeniem zachęcił, żeby weszła do groty. (…) Anielka poczuła równocześnie ciepło zwierzęcych oddechów i słodki zapach nowo narodzonego dziecka; usłyszała oszalałe bicie własnego serca. (…) Jezus, zawinięty w pieluszkę, spał w ramionach Maryi. Na kosmyku jej czarnych włosów zaciskał maleńkie paluszki. (…) Anielka sama nie wiedziała, jak to się stało, ale otworzyła ręce i wtedy Najświętsza Panna ułożyła w nich swojego Synka. Był taki maleńki! Tak cudownie pachniał…”. Basia przypomina sobie zapach swoich dzieci, kiedy były malutkie, ten cudowny, zapadający w serce zapach, który zostaje z matką na zawsze. Jezus też tak pachniał? Kiedy po jej policzkach staczają się dwie ogromne łzy, myśli o tym, jak cudowne jest Boże Narodzenie. Niedługo będzie mogła się nim wreszcie ucieszyć!

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.