Piórkiem o perełkach

ks. Witold Lesner

publikacja 08.06.2011 08:00

– Z wykształcenia jestem architektem, ale dziś niepraktykującym. Z zamiłowania jestem podróżnikiem i rysownikiem, a czasami też trochę piszę – mówi o sobie zielonogórzanin Zbigniew Jaworski.

Piórkiem o perełkach GOŚĆ NIEDZIELNY W Rogach atrakcją turystyczną jest neorenesansowy pałac rodziny von Waldów

Żagań to historycznie zupełnie wyjąt­kowe miasto, zwłaszcza jego poaugustiański kościół i klasztor – mówi artysta. – Natomiast największy bu­dynek kultury chrześcijańskiej to oczywiście Gościkowo-Paradyż. Lubię rysować m.in. farę w Gubinie, Zamek Promnitzów w Żarach, ko­ściół romański z ratuszem w Lubsku czy kate­drę w Gorzowie. Są też brama i mury obronne w Strzelcach Krajeńskich, pałac w Mierzęcinie, Łagów, Ośno Lubuskie i kościół w Klępsku… – mamy sporo ciekawych zabytków.

Zbigniew Jaworski wydał dotąd 10 albumów ze swoimi pracami. Większość zawiera rysunki Zielonej Góry i ziemi lubuskiej, ale są też skan­sen w Ochli, zabytki Poczdamu i niemieckie zamki. Przy wyborze obiektów kieruje się ich walorami historycznymi, kulturowymi i religijnymi. – To wizytówki naszego regionu. Niektóre kościoły, zamki czy pałace to prawdziwe perełki – mówi artysta.

Młodzieńcze fascynacje

Piórkiem o perełkach   GOŚĆ NIEDZIELNY Zbigniew Jaworski w biurze własnej firmy przy ul. Bohaterów Westerplatte w Zielonej Górze urządził stałą galerię swoich prac. Na zdjęciu w tle widoczne rysunki XVIII-wiecznego spichlerza w Gorzowie, kościoła seminaryjnego w Paradyżu i fasady sanktuarium w Rokitnie Zbigniew Jaworski urodził się w Trzebini pod Krakowem, skąd w 1957 roku, mając 6 lat, wraz z rodzicami i siostrą przeprowadził się do Zielonej Góry. – Nie pamiętam dokładnie, kiedy zacząłem rysować. Najstarsze prace, które się zachowały, są z 1965 roku. Miałem wtedy 14 lat. Pamiętam, jak jeździłem po oko­licy na rowerze i rysowałem architekturę mia­sta – wspomina. W tym czasie był pod dużym wrażeniem telewizyjnych programów „Klub pod Smokiem” i później „Piórkiem i węglem”.

– Fascynował mnie prof. Wiktor Zin. Jego obrazy, opowieści… Później zdawałem u niego kilka eg­zaminów i byłem z nim dwa razy na praktykach w Zamościu. To było coś! – dodaje pan Zbigniew. Podczas studiów na Wydziale Architektury Politechniki Krakowskiej był uczniem znanego architekta i rysownika. Po powrocie do Zielo­nej Góry pracował w Wojewódzkim Biurze Planowania Przestrzennego i równocześnie w Pracowniach Sztuk Plastycznych „Sztuka Polska”. Gdy w 1982 roku ukończył kurs pilota wycieczek zagranicznych, rozpoczęła się jego, trwająca do dziś, przygoda podróżnika. W 1991 roku założył własne biuro podróży „Exodus”. – Teraz właściwie żyję z 300-procentowym deficytem czasu – śmieje się pan Zbigniew i wymienia: – Prowadzę firmę i musiałbym poświęcić się temu na 100 proc. To jedno. Dru­gie, bardzo lubię jeździć i zwiedzać, i to też chciałbym robić na 100 proc. Rysunek? To rów­nież powinienem robić w pełnym wymiarze… A jeszcze trochę piszę. Niedługo ukażą się dwie moje książki, opowieści z podróży po świecie. Więc za co by się nie zabrać, zawsze brakuje mi czasu.

Format A3

– Rozpoczynam zawsze od szkiców obiektów – zdra­dza swój warsztat pracy rysownik. – Najważniejsze jest to, by uchwycić zarysy, proporcje i kształty. Jednak to dopiero jakieś 2–3 proc. pracy – wyjaśnia. Później nie potrzeba już ciągłego patrzenia na dany budynek, więc światłocie­nie, listki, drzewa i detale powstają najczęściej w domu, gdzie pomocą służy dokumentacja fotograficzna w komputerze. Rysuje cienkim rapidografem, takim jakiego używają kreśla­rze, na kartkach brystolu formatu A3, które zawsze ma ze sobą na wyjazdach. – Prawdę mówiąc, w domu zwykle bez przerwy coś się dzieje, dlatego zdecydowanie najlepiej mi się pracuje w sanatorium. Mam wtedy dużo czasu… – uśmiecha się Zbigniew Jaworski. W uzdrowiskach leczenie idzie w parze z in­tensywną pracą. – Rysuję najczęściej 3–4 godz. dziennie, gdy jest dobre światło, a wieczorami dla odmiany piszę… Nie potrafię siedzieć bez­czynnie – mówi zielonogórzanin.

Rysowanie nie jest dla niego najważniejsze. – Przyjemność sprawia dopiero tworzenie obrazu – mówi artysta z błyskiem w oku. – Mam frajdę, gdy kładę cienie, kolejnymi kreskami wydobywając jakieś elementy. Przejście od jed­nego szczegółu do drugiego, porzucanie jedne­go niuansu, a wyodrębnianie innego… Wtedy tworzy się kompozycja, która jest już moją wła­sną. Kształt budynku jest narzucony, ale de­cyduję, jaką kreską jest zrobiony – opowiada rysownik. – Zabawa polega na tym, jak to ujmę, jak pokażę, co zaakcentuję… Zwykłe odzwier­ciedlenie budynku, jak na zdjęciu, nie daje żad­nego zadowolenia. Chcę, żeby rysunek miał w sobie nastrój, duszę, to coś – wyjawia pan Zbigniew.

Rysownik i gawędziarz

Wzorem swojego mistrza Wiktora Zina Zbigniew Jaworski nie tylko tworzy obrazy, ale potraf o nich godzinami opowiadać. Dobrze zna historię miejsc, które rysuje, łącznie z szep­tanymi do ucha ciekawostkami. – W pałacu w Wojnowie urodził się książę holenderski Bernard zur Lippe-Biesterfeld, późniejszy mąż królowej belgijskiej. Przyjeżdżała tu również jako dziecko obecna królowa Holandii Beatrix – mówi, wskazując jeden z wiszących na ścianie obrazów. – To jest pałac w Zaborze, zbudowany ponoć za pieniądze z okupu za wziętego do nie­woli tureckiego paszę, czyli generała. Należał on do Fryderyka Augusta, syna naszego króla Augusta II Mocnego i hrabiny Cosel – ujaw­nia się gawędziarski talent rysownika. – Hra­bina bardzo chciała, aby jej syn zasiadł również na tronie. Ponoć tak mocno wtrącała się do poli­tyki, że Ferdynand zamknął ją w areszcie domo­wym. Sam Ferdynand zmarł raniony w jednym z wielu pojedynków – kończy kolejny wątek.

Zapytany o to, dlaczego z takim zacięciem wciąż wraca do rysowania, a nie skupi się na jednej konkretnej rzeczy, skoro tak bardzo brakuje mu czasu, odpowiada z powagą: – Podstawowa moja umiejętność to nie organizo­wanie wycieczek, ani pisanie książek. Jestem przekonany, że największym darem od Pana Boga jest umiejętność rysowania. Jeżeli tego daru z jakichś przyczyn bym nie wykorzy­stywał, gdybym odpuścił, porzucił, zostawił, to obrażałbym Go – kończy, uśmiechając się.