Muzyka pełna obrazów

Szymon Babuchowski

GN 29/2011 |

publikacja 21.07.2011 00:15

O „Czterech porach roku” mówi prof. Marek Toporowski.

Prof. Marek Toporowski archiwum rozmówcy Prof. Marek Toporowski
– wykładowca Akademii Muzycznej w Katowicach, klawesynista, organista, kameralista i dyrygent specjalizujący się w wykonawstwie barokowej muzyki oratoryjnej

Szymon Babuchowski: „Cztery pory roku” to jedno z nielicznych dzieł muzyki klasycznej, które jest kojarzone i lubiane przez tak szeroką publiczność. Jak wytłumaczyć ten fenomen?

Prof. Marek Toporowski: – Mamy tu do czynienia z zaskakującą ilością obrazów w zaskakująco niewielkiej „przestrzeni” muzycznej. Wszystko układa się w emocjonalną całość. Słyszymy zatem śpiewy ptaków, szczekanie psa, bzyczenie much, burzę, polowanie, tańce wieśniaków, skrzypiący lód… Kompozytorowi udała się sztuka stworzenia muzyki „klimatycznej”; jednocześnie efektownej, wirtuozowskiej, dobrze skomponowanej i przyjemnej w odbiorze. 

Czy decyduje o tym fakt, że utwory te zostały napisane do sonetów?

– Popularność „Czterech pór roku” nie jest związana z odwzorowaniem poetyckich sonetów, choć jest to muzyka ściśle trzymająca się literackiego programu. Można jej słuchać, trzymając w ręku tekst sonetów niby mapę po dźwiękowych zdarzeniach, możemy też, zapominając o programie, puścić wodze własnej wyobraźni bądź potraktować tę muzykę jako piękne tło dla codziennych zajęć. Tak chyba zazwyczaj tej muzyki słuchamy i zapewne właśnie to oderwanie od dosłownej ilustracyjności sprawia, że zawsze odbieramy ją jako świeżą i spontaniczną.

Pan Profesor grywa w tym utworze partie klawesynu. Czy z punktu widzenia klawesynisty ten utwór również jest ciekawy?

– Trudno wyobrazić sobie „Cztery pory roku” bez słonecznego brzmienia klawesynu, rozjaśniającego ciemną nieco barwę instrumentów smyczkowych. Kompozytor przeznaczył nawet dla tego instrumentu improwizowane solo w II części koncertu „Jesień”. To solo to probierz improwizatorskiej klasy i dobrego gustu klawesynisty. Przyznam, że pierwsze moje wykonania były dla mnie źródłem znacznego stresu. Obecnie jest to radość współtworzenia za każdym razem na nowo ostatecznej wersji dzieła. Takich miejsc jest jednak w „Czterech porach roku” więcej, np. swobodny rytmicznie dialog skrzypiec i klawesynu ilustrujący zamroczenie pijaka w koncercie „Lato”. Zadaniem klawesynisty jest również utrzymanie pulsu i barokowego „drive’u”,  i ciągłe reagowanie na pomysły interpretacyjne partnerów. Klawesyn to trochę jak perkusja w zespole jazzowym – nie może go nie być. Zatem, słuchając „Czterech pór roku”, warto czasem skierować ucho na improwizowaną w całości i za każdym razem inaczej, pozornie skromną partię klawesynu…

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.