GOSC.PL |
publikacja 03.08.2011 07:41
Nie można powiedzieć sobie: mam pół godziny, usiądę i namaluję ucho przedstawianej postaci. Bo nie można siąść do ikony na chwilę; trzeba poświęcić jej do kilku godzin – mówi miłośniczka tej sztuki.
Agnieszka Małecka/GN
Ikony „Umielenije”, św. Tomasz i Jezus Miłosierny
Jak to właściwie nazwać? Hobby, zainteresowanie, może pasja? Nic nie pasuje do pisania ikon, które nazwano kiedyś „kolorową kontemplacją”. – Dla mnie to czas spotkania z Bogiem i samą sobą, czas kontemplacji i modlitwy. Ktoś może iść w góry, by pokontemplować, ja piszę ikony, chociaż nie jestem zawodowym artystą – zastrzega Anna Opalińska, która jest lekarzem. O historii i symbolice ikon potraf długo opowiadać. Od kilkunastu lat odtwarza dzieła mniej i bardziej znane. Robi to dla siebie, rodziny, przyjaciół – z potrzeby serca i ducha.
Domowy warsztat ikonopisarza
Klasyczne ikony powstawały w klasztorach, wśród rozmodlonych głosów i woni kadzideł, ale jeśli pisze się ją w domowym zaciszu, trzeba sobie zapewnić namiastkę takiego klasztoru. Pani Anna ma swój sposób na stworzenie klimatu kontemplacji w rodzinnym domu w Płocku – po prostu podczas pracy nad obrazem słucha pieśni śpiewanych przez chóry cerkiewne albo chorału gregoriańskiego; wiele takich nagrań przywiozła z podróży. Tworzenie ikony to skomplikowany proces nie tylko z powodów technicznych, ale może bardziej ze względu na jej charakter. Bo prawdziwa ikona „to dzieło bardziej modlitewne niż artystyczne”. Wymaga czasu, skupienia, wyciszenia. I jak w klasztorach - omodlenia, jeśli chce się być wiernym idei ikonografii.
- Nie można powiedzieć sobie: mam pół godziny, usiądę i namaluję ucho przedstawianej postaci. Nie można siąść do ikony na chwilę; trzeba jednorazowo poświęcić jej nawet kilka godzin - mówi.
Agnieszka Małecka/GN
Anna Opalińska z Ikoną, w której zawiera się symbolika Trójcy Świętej: ręka Boga Ojca i promienie: – Duch Święty, spoczywające na Synu Bożym. Jednocześnie Chrystus otoczony jest postaciami Maryi i Józefa, z którymi razem tworzy Świętą Rodzinę
Bo jeśli tworzenie jej to spotkanie, to jak każde musi trochę potrwać. - Najpierw we mnie dojrzewa myśl, którą ikonę chcę odtworzyć, do którego wzoru sięgnąć. Przygotowania techniczne też trochę trwają: trzeba zagruntować deskę, ściśle okleić płótnem, zrobić podkład. Potem robię konturowanie; to bardzo ważny etap, bo trzeba zachować schemat ikony. Gdy wchodzi się już w obrazowanie i barwę, praca idzie szybciej. W klasycznej ikonie używało się tempery jajecznej, która nie traci barwy. Dzisiaj często stosuje się akryle, ja używam farby olejnej mineralnej. Chodzi o to, by były to materiały jak najbardziej naturalne.
Zdarzało się, że miałam niemal gotową ikonę, ale czegoś ciągle mi brakowało, co stworzyłoby możliwość kontaktu świętej postaci na ikonie z człowiekiem, który na nią patrzy. Po nałożeniu „blasków” na twarz, czyli pociągnięć złotą farbą, już pojawiał się efekt spotkania - wyjaśnia pani Anna. Wylicza, że gdyby tak przysiąść i odciąć się od obowiązków zawodowych, praca nad ikoną trwałaby może kilka tygodni. Ona pisze je przez wiele miesięcy, czasem rok.
Agnieszka Małecka/GN
Ikony „Umielenije”, św. Tomasz i Jezus Miłosierny
Kim jest postać w kielichu?
To pisanie zaczęło się od słynnej ikony Andrzeja Rublowa, którą zobaczyła na reprodukcji. Jego „Trójca Święta” powstała mniej więcej w latach 1422-1437 i choć była w kolejnych wiekach kopiowana i naśladowana, pozostała niedoścignionym wzorcem. Rublow dokonał małej rewolucji, bo wykorzystał znaną w sztuce kompozycję „Gościnność Abrahama”, która stała się podstawą malarskiego przedstawiania Trójcy Świętej. Genialny ikonopis usunął z niej Abrahama i Sarę, pozostawiając trzy postaci aniołów, w których teologowie odczytują Osoby Trójcy Świętej. Kolejni ikonografowie utracili wiele z jej duchowej siły i jasności przekazu teologicznego. Tymczasem ikonę Rublowa czyta się jak fascynującą i świętą księgę. Zachwyca subtelnością i bogactwem treści. Pani Anna otwiera album z jej reprodukcją i wskazuje na kolejne wątki: niemal identyczne twarze postaci aniołów, ich usytuowanie przy stole w kompozycji koncentrycznej jakby z miejscem wolnym dla widza, a także barwy i ułożenie szat.
– Jedna ze szkół czytania tej ikony widzi w środkowej postaci Syna Bożego. Dlaczego? Jego szata jest purpurowa – znak królewskości i symbol Boskiej natury; ale na nią połowicznie narzucona jest niebieska szata, symbol natury ludzkiej, która ukrywa Boską. On sam siedzi niejako w środku kielicha, którego zarys swoim ciałem tworzą postaci po bokach: Boga Ojca i Ducha Świętego.
Opis rozlewa się w długą opowieść. Trudno się dziwić, że dzieło Rublowa tak przemówiło do dawnej studentki medycyny. Tę ikonę Anna Opalińska pisała jako jedną z pierwszych. – Nie bardzo mi wtedy wyszła, bo nie znałam jeszcze techniki – przyznaje krytycznie. Teraz robi drugie podejście do Rublowa. Ma już dawno za sobą doświadczenie kilku weekendowych sesji organizowanych przez jezuitów w Kaliszu, które wprowadzają w świat ikonografii. Wprawdzie można by kopiować ikonę jak przez kalkę, co może nawet wydawać się łatwe, ale pytanie, czy to nadal będzie ikona. Pani Anna wie, że trzeba wejść głębiej w świat prawosławia, jego historii, obrządku, liturgii. Bez tego piszący ikonę będzie poruszał się po omacku.
Kanon nie przeszkadza
W salonie u pani Anny zwraca uwagę drewniana głowa Chrystusa w koronie cierniowej. To wynik „handlu wymiennego”, przyznaje z uśmiechem lekarka, bo rzeźbę wykonał podobnie jak ona amator w dziedzinie sztuki, za… napisaną przez nią ikonę. Każda z jej prac ma zwykle adresata; trafia do krewnych i znajomych. Jeśli pisze dla konkretnej osoby, to często ikonę świętego patrona. Każda przynosi inne emocje, ale tych najwięcej było przy pisaniu ikony „Umilenije”, która przedstawia Maryję przytulającą mocno małego Syna: Ona pamięta zapowiedź Symeona, a On wie, po co został posłany przez Ojca, wyjaśnia pani Anna.
Agnieszka Małecka/GN
Ikony „Umielenije”, św. Tomasz i Jezus Miłosierny
Inaczej było z ikoną Mandylion, którą dawniej uznawała za nieszczególnie interesującą. Po jednej z sesji „Świat ikony” w Kaliszu zmieniła zdanie. I postanowiła ją napisać dla jednej z koleżanek. – To jest „ikona ikon”, nazywana też „Zbawiciel nie uczyniony ręką ludzką”, bo przedstawia twarz Chrystusa jakby odciśniętą na chuście. Ona stała się wzorcem dla innych przedstawień.
Czy przepisywanie ikon nie wymaga świętej cierpliwości? Być może, chociaż wcale nie jest zajęciem dla flegmatyków, przyznaje ze śmiechem lekarka, bo jej samej do flegmatyka daleko. To w takim razie czy nie pozostawia ikonografia dość wąskiego zakresu na swobodę twórczą? Jeśli istnieją w ikonografii niezmienne, kanoniczne typy przedstawień, jak Chrystus Pantokrator, Arcykapłan czy Bogurodzica Hodegetria (wskazująca drogę), wydaje się, że niewiele można już zmienić.
– Jest oczywiście pewien kanon tworzenia ikon. Tak jak Ewangelia była przekazywana wiernie, tak starano się przekazywać przez wieki niezmienną strukturę, modele ikon. Ikonografia ma swój język, w którym znakami są barwy, światło, gesty postaci, oblicza, przestrzeń. Na przykład złoto to „kolor kolorów”, który nie występuje w naturze, a w ikonie symbolizuje światło. Z kolei purpura to kolor królewski, a zieleń – życia. Rolą ikonopisa jest czerpać z tego kanonu, ale wpisując coś z siebie. Przetworzyć go. Ja staram się zawrzeć jakieś treści dla tej osoby, dla której jest ikona.
Jednym z ulubionych znanych pani Annie jest przedstawienie Świętej Rodziny, które stało się rodzajem znaku Ruchu Domowego Kościoła. To jedna z takich ikon współczesnych, na którą ortodoksi kręcą nosem. - Ona jest już przetworzona, ale mnie urzeka swoim ciepłem - podkreśla lekarka. Marzy jej się od dawna ikona patronki, ale w bardzo rzadkim układzie: św. Anna kładąca na ustach palec i zalecająca to złote milczenie, które bliskie było postawie Maryi, „zachowującej wszystko w swoim sercu”.
***
Autorka korzystała przy pisaniu artykułu z książki „Świat ikony” Iriny Językowej.