GOSC.PL |
publikacja 27.09.2011 07:43
Na podwórku wiejskiego domu stoi cała historia zbawienia. Uśmiechnięta gospodyni chętnie oprowadza po galerii. Wstęp bezpłatny, ale można zostawić ofiarę „na lakier”.
Łukasz Czechyra/GN
Rzeźby poustawiane są w ogrodzie i na podwórku domu w Gąsiorowie
Gąsiorowo to kilka domów na pograniczu Warmii i Mazur. Przed ostatnim z nich siedzi Chrystus Frasobliwy. Mała tabliczka wskazuje drogę do Galerii Rzeźby Sakralnej – jedynego takiego miejsca na Warmii. Stworzył ją przed laty ks. Jan Suwała. Dzieło nieżyjącego już proboszcza z Giław prowadzi jego gospodyni Genowefa Trzcińska.
Nie do ruszenia
Ks. Suwała miał zacięcie artystyczne, uwielbiał malować. Jednak był chory i okazało się, że farby mu szkodzą. Zrezygnował z parafii, przeniósł się z Giław do Gąsiorowa. - Nudziło mu się. Malować nie mógł, bo farby mu szkodziły, więc wziął kawałek klocka i wyrzeźbił takiego małego Jezuska. I się zaczęło. Robił coraz więcej Jezusków, rozdawał ludziom, aż w końcu zaczął robić coraz większe rzeźby. W końcu postanowił, że obstawi nimi całe podwórko i tak zrobił - wspomina pani Genowefa.
Całe otoczenie domostwa – są tu sceny z Nowego i Starego Testamentu takie jak kuszenie Adama i Ewy, ofiara Abrahama czy nauczanie z łodzi. Są też postaci: św. Franciszek z Asyżu czy bł. Jan Paweł II. Osobne miejsce zajmują stacje Drogi Krzyżowej. Wszystkie rzeźby utrzymane są w tematyce sakralnej, a ks. Suwała tworzył je jako formę podziękowania Bogu, lekarzom i anonimowemu dawcy nerki. Dzieło swojego proboszcza kontynuuje jego gospodyni. Pracy jest sporo, bo rzeźb jest naprawdę dużo, podwórko też niemałe. – Jakiś czas temu gmina zaoferowała pomoc, ale oni chcieli wykupić ziemię, zabrać rzeźby i postawić je w osobnej daczy. W zamian rzeźbiarze mieli stworzyć dla galerii nowe. Nie chciałam się zgodzić, bo nie o to chodziło księdzu. Ja mu obiecałam, że będę wszystkiego pilnowała. A jak już się powiedziało słowo, to trzeba go dotrzymać -mówi pani Trzcińska.
Zimowa wymiana
Pani Genowefa sama też rzeźbi. - Nauczyłam się trochę przy księdzu. Zrobiłam dużo Jezusków i aniołków. W zeszłym roku miałam 40 sztuk i wszystko w lecie się rozeszło. Przy figurach jest dużo pracy. Na zimę trzeba je zabezpieczyć, zanieść do szopy, a lekkie nie są - opowiada pani Trzcińska.
W sezonie rzeźby wystawione są na dworze i wiele z nich ucierpiało z powodu opadów. Niektóre można naprawić, jednak te uszkodzone poważnie trzeba zrobić od nowa, żeby na wiosnę w ogrodzie niczego nie brakowało. - Jak coś się zepsuje to naprawiam i wszystko stoi dalej tak, jak to sobie ks. Suwała zaplanował. Kiedyś przyjechali tu rzeźbiarze i chcieli trochę tu pozmieniać, ale nie pozwoliłam. Jak ksiądz ustawił tak ma być. Po zmianach wszystko straciłoby wartość, jaką przedstawia całość - twierdzi opiekunka galerii.
Artystka z Gąsiorowa rzeźbi przede wszystkim w zimie. Małe naprawy można robić na bieżąco, ale stworzenie nowej figury wymaga czasu. - Ksiądz rzeźbił codziennie. Zjadł, odprawił Mszę św i zabierał się do pracy. Ja mam inne obowiązki i nie mam takiego talentu jak ks. Suwała. Nieraz jest tak, że mi nie idzie, nie potrafię czegoś wyrzeźbić, nic nie wychodzi. Wtedy mówię „proboszcz pomóż”, zostawiam figurę, wracam za jakiś czas i wszystko idzie jak trzeba -mówi pani Trzcińska.
Rzeźby na eksport
Gąsiorowo często odwiedzają szkoły, zorganizowane grupy lub przypadkowi turyści. Kilka razy plener zorganizowali tu sobie malarze. Przyjeżdżają wycieczki ze szkół z Barczewa, Olsztyna czy Biskupca, a pani Gienia piecze im ciasto, oprowadza po ogrodzie z rzeźbami, a na koniec zaprasza na wspólne ognisko. Wcześniej figury jeździły po okolicy na wystawy w domach kultury jednak często wracały uszkodzone, bez ręki czy nogi więc pani Gienia przestała wypożyczać rzeźby.
- Raz ks. Suwała wypożyczył rzeźby na wystawę księdzu z Gdańska. Aż się z nim pokłóciłam, że na całe lato podwórko ogołocił. Krótko po tym ks. Suwała zmarł i tamten ksiądz myślał, że figury już u niego zostaną. Na szczęście ks. Jan spisał z nim umowę, dzięki której rzeźby wróciły do Gąsiorowa – opowiada pani Genowefa.
Nie wszystkie figury zostają na podwórku. Wiele odjeżdża razem z odwiedzającymi, część pojechała za granicę, dwie rzeźby ks. Suwała stworzył specjalnie dla ambasady niemieckiej. Jego wprawne ręce pomagały też ratować kościelne zabytki. – Kiedy malowaliśmy kościół w Giławach, okazało się, że św. Janowi brakuje palca. Nikt nie potrafił go dorobić, żaden stolarz, dopiero ks. Jan się za to wziął. A jak już proboszcz zaczął rzeźbić na poważnie, to w kościele w Szczytnie dorobił ponad 100 elementów – rozmaite listeczki, paluszki, włosy, takie drobiazgi. Robiliśmy to wszystko tam na miejscu. Patrzyliśmy, co jakiejś figurze brakuje, ksiądz rzeźbił, ja szlifowałam papierem, a oni doklejali i malowali. Teraz nikt już tego nie pozna – opowiada pani Gienia.
Niektórzy odwiedzający chcieli, żeby pani Trzcińska przyjechała do nich i nauczyła ich trochę tej trudnej sztuki, ale ona ciągle twierdzi, że żadnej szkoły nie kończyła, podpatrzyła tylko trochę u ks. Suwały i nie potrafi tej wiedzy przekazać. Bo jak ma kogoś nauczyć, gdy sama dokładnie nie wie?
Ciach, ciach
Ks. Jan Suwała zmarł w 2003 roku. Od 8 lat jego gospodyni sama zajmuje się galerią. Ciągle chodzi po ogrodzie i mówi, że tu by trzeba krzyż wymienić, przy scenie kuszenia Adama i Ewy dobrze byłoby wymienić węża, bo ten jakiś taki cienki. Poniszczone rzeźby odstawia do szopy, bierze dłuto i tworzy nowe. Pani Trzcińska do rzeźby wybiera drzewo lipowe, bo lipa jest miękka. Myśli też o osice, co prawda trudniejszej w obróbce, ale ładniejszej, białej.
– Kiedy przywiozą drewno, trzeba wybrać kawałek, okorować, postawić i do pracy. Ciach, ciach, tam piła, tu dłuto i gotowe. Potem tylko zabezpieczyć lakierem – wymienia artystka. Jej nauczyciel najpierw tworzył szkic na papierze, potem rzeźbił. Ona tworzy od razu, z głowy. – Bardzo się cieszę, kiedy wyjdzie coś ładnego. A co figurka, to ładniejsza. To wielkie szczęście, że człowiek w ogóle może coś takiego zrobić. Dziękuję za to księdzu, bo bez niego nawet bym o rzeźbieniu nie pomyślała. A teraz czasem wstaję o drugiej w nocy i rzeźbię. I tak od jednej figurki do drugiej. Dłuta mam wyostrzone, czekam na drewno – mówi pani Genowefa.