Naśladować świętego

Leszek Śliwa

GN 39/2011 |

publikacja 29.09.2011 00:15

Omdlałego świętego Franciszka delikatnie podtrzymuje uskrzydlony anioł. Wsparcie jest świętemu potrzebne szczególnie w tej chwili, bowiem doznał właśnie mistycznego doświadczenia stygmatyzacji.

Michelangelo Merisi da Caravaggio „Ekstaza św. Franciszka” olej na płótnie, 1594 Wadsworth Atheneum, Hartford Michelangelo Merisi da Caravaggio „Ekstaza św. Franciszka” olej na płótnie, 1594 Wadsworth Atheneum, Hartford

Stało się to w 1224 roku, prawdopodobnie 14 września rano. Franciszek modlił się na górze La Verna (znanej w Polsce pod łacińską nazwą Alvernia). Nagle ujrzał na niebie wiszącego na krzyżu Jezusa.

Zbawiciel przybrał postać Serafina, mającego sześć skrzydeł. Po chwili ból przeszył ręce, nogi i bok świętego – złote promienie połączyły Chrystusa i Franciszka. Biedaczyna z Asyżu otrzymał stygmaty – znaki męki Syna Bożego. Stygmatów na obrazie nie widzimy, są jedynie zasugerowane rozdarciem habitu na prawym boku świętego, a także ułożeniem jego lewej dłoni. Artysta wyraźnie chciał, byśmy się skupili nie na samym cudzie, lecz na miłości, jaką Bóg przez swego posłańca obdarza Franciszka.

Przy pogrążonym w mroku tle nasz wzrok nieuchronnie zmierza w stronę rozświetlonej postaci anioła, czule obejmującego świętego. Ta odpowiedź z nieba, jaką otrzymał Franciszek, jest głównym przesłaniem dzieła. „Ekstaza św. Franciszka” to pierwszy religijny obraz Caravaggia. Zamówił go u artysty jego długoletni mecenas, kard. Francesco Maria Bourbon del Monte. Caravaggio mieszkał nawet kilka lat w jego pałacu jako dworzanin (dziś budynek ten, znany jako Palazzo Madama, jest siedzibą włoskiego Senatu).

Historycy sztuki doszukują się podobieństwa między twarzami kardynała i jego świętego imiennika. Kardynał del Monte chciał naśladować swego patrona, podobnie jak Biedaczyna z Asyżu naśladował samego Chrystusa.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.