Przydało by się zauważyć jeszcze jeden maleńki szczegół. Z samym "charyzmatycznym kapłanem", jak go nazwano w recenzji też jest coś nie tak. Jego również nie omija przylepienie chłopakowi z wyrokiem karteczki: MASZ WYROK. Nie prawdą jest, że nie może zostać przyjęty do seminarium/klasztoru. Nie ma takiego prawa. Każdą taką sytuację rozpoznaje się indywidualnie. Chłopak zostaje okłamany przez księdza.
Główny bohater nie był nie był święty, robił wiele złych rzeczy, tak jak my wszyscy. Nie przetrwał też wielu prób, bywał zgorszeniem, tak jak w zasadzie wszyscy dookoła. W filmie był za to ksiądz, który był punktem odniesienia dla nas wszystkich i chwała reżyserowi i scenarzyście za takie przedstawienie sprawy. Bohater jeśli jednak robił coś dobrego to robił to bo poznał Jezusa. Chociaż sam się od niego odwrócił przekazał pochodzący od Niego pierwiastek dobra najbardziej zatwardziałemu przestępcy. To było najbardziej poruszające w filmie. Robimy dobre rzeczy (pod wpływem Jezusa,) upadamy, ale dobro do nas wraca.