• iSpirit
    19.02.2015 17:03
    iSpirit
    Do Andrzeja Grajewskiego (autora artykułu)

    Kompletnie nie rozumiem postawy Polaka (szczególnie tego samozwańczego patrioty), który w każdy z możliwych sposobów, programowo i bezrefleksyjnie piętnuje Niemca, chociażby tylko za to że ten jest Niemcem, i z nieuzasadnioną nienawiścią sztucznie pielęgnuje oraz podsyca wrogość do narodu niemieckiego, w głupkowaty sposób wskazując palcem w przeszłość (najczęściej II Wojna Światowa), która, w moim odczuciu, wbrew swojej funkcji jest dla niego wyłącznie powodem dla dumy i samozachwytu.

    Nie rozumiem tego samego Polaka tym bardziej wtedy, gdy najczęściej nie obejrzawszy filmu Ida, wszem i wobec trąbi jaki to obrzydliwy obraz Polaka ukazuje nam reżyser i jak nie warto go w ogóle oglądać, wspomagać budżetu producentów i tym podobne głupoty.

    Bo co, bo pokazany został niechlubny odcinek historii Polski? Bo tym razem nie można było nakarmić swej niezdrowej zawiści i zazdrości? Bo może nie zawsze będzie już można z czystym sumieniem i pełnym pogardy tryumfalizmem strzelać w grach do Niemców i Rosjan? Prawdą jest przecież, że zdarzali się Polacy, którzy w czasie wojny, w imię własnych interesów mordowali Żydów. Dlaczego zatem niektórych tak bardzo oburza delikatne wskazanie tego faktu w filmie Ida? (delikatne, bo po deukrotnym obejrzeniu filmu nie odniosłem wrażenia, jakie rzekomo tak strasznie bulwersuje samozwańczych patriotów) Czy zamiast wskazywania prawdy (o którą rzekomo każdy samozwańczy polski patriota walczy), lepiej kolorować rzeczywistość po swojemu?
    Dziś takim zachowaniem tworzy się ideologię nienawiści nie mniej szkodliwą od tej, którą zrodziły systemy totalitarne.
    Jednocześnie, chciałbym wszystkim gorąco polecić film Ida, po mistrzowsku zrealizowany obraz trudnych wyborów i moralnych rozterek - uzasadnionych i usprawiedliwionych przez rzeczywistość ludzkiej egzystencji, tudzież historię.
  • myśliwy
    21.02.2015 15:52
    Szanowny Panie Andrzeju Grajewski,

    podobnie jak Panu, mnie też film, jako dzieło artystyczne się podoba. Przede wszystkim z powodu konsekwentnej i spójnej realizacji, co we współczesnym kinie jest wielką rzadkością.

    Dziwię się jednak niezmiernie, że opowiastkę (z pewnymi ambicjami, lecz jednak dosyć dętą) rozpatruje Pan (nawet Pan!) w taki sposób, jakby chodziło o epickie dzieło historyczne. Przecież w "Idzie" mamy subiektywne, kameralne, pełne skrótów i stereotypów w zasadzie szkice postaci, postaw, "czegoś" (bo to nie historia przecież).

    Stereotypy są dokładnie takie, jak czasy, w których się rodzą. Jak historyk znakomicie rozumie Pan te niuanse. Wie Pan też, że historia jest doskonałą pożywką dla wszelkich ideologii. Z pojedynczych faktów (bezsprzecznych, więc nie dyskutujmy o nich), ideolodzy próbują stworzyć obraz całości. Żałosne to i żenujące, tak dawniej, jak i dziś (oraz w przyszłości).

    Ze stereotypów utkane są również nasze indywidualne sądy. Tak przecież łatwiej, wygodniej, inaczej nie udźwignęlibyśmy skomplikowanego brzemienia świata.

    Do stereotypów sięgają także artyści, aby po swojemu je opowiedzieć, a przez to zakwestionować.

    Czy artysta (filmowy) musi być dokładny jak historyk? A czy precyzyjni byli malarze renesansowi w swoich dziełach religijnych, którymi zachwycają się pokolenia, włącznie z licznymi papieżami? Wyrażali oni pewne idee, a fakty traktowali instrumentalnie.

    Jeśli zgodzimy się, że "Ida" artystycznie jest dziełem udanym, a nawet wyróżniającym się na tle lichej konkurencji, to czy wypada jej twórcom stawiać zarzuty, iż patrzą na historię wyrywkowo, a przez ten brak całości, bez choćby jednej wzmianki, że obok Żydów, ofiarami Niemców byli również Polacy, "fałszują historię"?

    A jeśli ten "brak" jest celowym i świadomym zabiegiem artystycznym? Który to zabieg wywołuje dodatkowe emocje, pobudza do myślenia poza stereotypami.

    Czy równie emocjonują/denerwują Pana problemy "dobrego imienia", czy zgodności historycznej w filmach Kurosawy, Michałkowa, czy - ze spraw bieżących - Eastwooda? Dyskusje o kontekstach historycznych i elementach publicystyki, bądź nawet jakiejś ideologii zawartej w dziełach artystycznych (nawet jeśli jest to kino rozrywkowe) ma oczywiście sens. Byleby prowadzona była rzetelnie i... z dystansem. "Nabucco" lubi Pan pewnie posłuchać, choć zapewne w przeciwieństwie do wielu wiernych w kościołach, wie Pan dlaczego partia chóru niewolników nie pasuje do liturgii.

    Tego właśnie od Pana oczekuję: żeby nie zniżał Pan się do poziomu tandeciarzy, jakich pełno ostatnio w mediach.

    Żyjemy w świecie pozbawionym znaczenia: czego symbolem jest 'kultura FB i Twittera'. Czy minione dziesięciolecia tak bardzo się różniły do obecnych? Czy ludzie odnajdywali, nadawali, rozumieli swe życie, czyny, wybory jako "znaczące"?

    Na koniec jeszcze uwaga dotycząca stereotypu "my", jakim się Pan posługuje. Odpowiem Panu na pytanie "Czy powinniśmy się cieszyć...?"
    "Wy" nie musicie się cieszyć. Ja też nie muszę, lecz mogę. "My" nie będziemy się cieszyć, bo nie ma takiego "my", które oznaczałoby totalne współmyślenie o przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Pański stereotyp jest równie prawdziwy, jak przeciwny - polegający na kibicowaniu "naszym" filmom, drużynom (narodowym), piosenkarzom itd. Jeśli czasem i w niektórych sprawach odczuwamy podobne emocje, łącząc je ze względu przedmiot, ku którym je kierujemy, to jeszcze nie oznacza, że są one "nasze" - bo tworzymy przez to jakieś "my". Owo "my" jest w najlepszym razie wyobrażone i - dla ułatwienia - sprowadzone do stereotypowego wyobrażenia jakiegoś "my" idealnego.
  • myśliwy
    23.02.2015 06:55
    - Nie wiem jak się tu dostałem, zrobiłem czarno-biały film o potrzebie spokoju, wycofania się ze świata i kontemplacji. I oto jestem, w tym zgiełku, w centrum światowej uwagi To fantastyczne, życie jest pełne niespodzianek - mówił Paweł Pawlikowski odbierając Oskara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Sapienti sat.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości