Zawsze intrygował, a jednocześnie cieszył mnie ten różaniec w ekranizacji " Morderstwa w Orient Expresie" z Davidem Suchetem. Zresztą moim zdaniem najlepszym i najbardziej wiernym odtwórcą postaci małego, "wielkiego" detektywa. Polecam jeszcze jeden z odcinków serialu, w którym zbrodnia zostaje popełniona w trakcie heeloween. Poirot komentuje wtedy, że chrześcijanie w tym czasie modlą się na grobach za swoich zmarłych, a nie zajmują takimi głupimi zabawami.
Jest jednak istotny zgrzyt w katolicyźmie Poirota - detektyw często pozwala/„namawia” ujawnionymi przestępcy popełnić samobójstwo i uniknąć procesu i kary (często k.śmierci). Dawanie takiej „szansy”/wyboru jest wybitnie niechrześcijańskie w ogóle i arcybiskup niekatolickie. Jednak kara jest rodzajem pokuty - ucieczka przed pokutą w grzech śmiertelny występujący przeciwko Bożemu Miłosierdziu to iście diabelska postawa.
> Wielu wciąż woli: zawiłość normy, wysublimowane słowa, pompatyczność doktryny, błyskotliwość argumentacji.
A jaka jest tak naprawdę alternatywa dla tego rzekomo faryzejskiego podejścia?
Obraz jest niewesoły:
- zamiast rzekomej "zawiłości normy", brak norm moralnych, bo przecież nie będziemy "faryzeuszami", jakby to faryzeusze nadali 10 przykazań,
- zamiast "wysublimowanych" słów, niejasna mowa, która niewiele znaczy, bo po co nam precyzja teologii w wyrażaniu prawd wiary i zasad moralności,
- zamiast "pompatycznej" doktryny, porzućmy w ogóle teologię, porzućmy cały dorobek myśli chrześcijańskiej, ojców i doktorów Kościoła, porzućmy papieskie encykliki i bądźmy jak protestanci, z których każdy jest sam sobie papieżem i urzędem nauczycielskim,
- zamiast "argumentacji" wydawajmy z siebie potoki niewiele znaczących słów, które nikogo do religii katolickiej nie przekonają.
Takie głosy rozlegają się od paru dekad w Kościele na zachodzie, a teraz coraz częściej u nas. Tylko co to wszystko będzie miało wspólnego z religią katolicką? Jak osiągniemy zbawienie, kiedy nie ma jasnego wykładu doktryny? Kogo do niej przekonamy?
A taka religia jest skazana na podeptanie przez ludzi i zwierzęta, jak powiedział Jezus Chrystus.
A jaka jest tak naprawdę alternatywa dla tego rzekomo faryzejskiego podejścia?
Obraz jest niewesoły:
- zamiast rzekomej "zawiłości normy", brak norm moralnych, bo przecież nie będziemy "faryzeuszami", jakby to faryzeusze nadali 10 przykazań,
- zamiast "wysublimowanych" słów, niejasna mowa, która niewiele znaczy, bo po co nam precyzja teologii w wyrażaniu prawd wiary i zasad moralności,
- zamiast "pompatycznej" doktryny, porzućmy w ogóle teologię, porzućmy cały dorobek myśli chrześcijańskiej, ojców i doktorów Kościoła, porzućmy papieskie encykliki i bądźmy jak protestanci, z których każdy jest sam sobie papieżem i urzędem nauczycielskim,
- zamiast "argumentacji" wydawajmy z siebie potoki niewiele znaczących słów, które nikogo do religii katolickiej nie przekonają.
Takie głosy rozlegają się od paru dekad w Kościele na zachodzie, a teraz coraz częściej u nas. Tylko co to wszystko będzie miało wspólnego z religią katolicką? Jak osiągniemy zbawienie, kiedy nie ma jasnego wykładu doktryny? Kogo do niej przekonamy?
A taka religia jest skazana na podeptanie przez ludzi i zwierzęta, jak powiedział Jezus Chrystus.