Dybuk

Świat żydowskich wierzeń, obyczajów i tradycji w przedwojennym arcydziele Michała Waszyńskiego.

W latach ’20 ubiegłego wieku Waszyński był człowiekiem-instytucją w kinie polskim. Tworzył zarówno komedie z Adolfem Dymszą, czy Eugeniuszem Bodo (np. „Dodek na froncie”, „Jaśnie pan szofer”), jak i melodramaty na podstawie książek Mniszkówny, czy Dołęgi-Mostowicza („Gehenna”, „Profesor Wilczur”). Wszystko to wielkie hity kinowe, które zagwarantowały mu miejsce w historii polskiego kina. Do historii światowej kinematografii przeszedł jednak przede wszystkim dzięki zrealizowanemu w 1937 roku „Dybukowi” – ekranizacji sztuki Szymona An-skiego.

Ciekawostką może być fakt, że film ten nakręcono w języku jidysz. Trzeba jednak wiedzieć, iż kino żydowskie w II RP rozwijało się bardzo prężnie i doczekało się wielu świetnych obrazów, a  nawet przebojów na skalę światową. Chociażby musicalu „Judeł gra na skrzypcach” w którym wystąpiła amerykańska gwiazda Molly Picon (po latach zagra w oscarowym „Skrzypku na dachu”).

Największym arcydziełem był jednak „Dybuk” – mroczna, melodramatyczna historia, czerpiąca z mistyki żydowskiej, ale i z polskiej tradycji romantycznej („Dziady” Mickiewicza).

Opowiedziana w filmie historia jest następująca: dwaj mieszkający daleko od siebie przyjaciele, Nisan i Sender, oczekują na narodziny swoich dzieci. Podczas świątecznego spotkania postanawiają, że jeśli jednemu urodzi się syn, a drugiemu córka, to, gdy dzieci dorosną, pożenią je ze sobą. Wkrótce potem Nisan (któremu faktycznie urodził się syn Chonen) ginie, zaś Sender kompletnie zapomina o złożonej obietnicy, choć przecież urodziła mu się córka Lea.

Mijają lata. W miasteczku, w którym Sender mieszka z Leą, pojawia się Chonen. Przypadek? Nic tych rzeczy. Choć młodzieniec nic nie wie o umowie zawartej przez Nisana i Sendera, to prowadzony jest przez tajemniczego Meschulacha (ducha? anioła? Bożego posłańca?), który a to pojawia się, a to znika. Robi jednak wszystko, by do spotkania młodych ostatecznie doszło. A gdy tak się dzieje, Lea i Chonen zakochują się w sobie od pierwszego wejrzenia.

Niestety, Sender obiecał już córkę innemu, bogatszemu Żydowi, więc sytuacja zdaje się być beznadziejna. Nie pomagają prośby, posty, modły Chonena. A gdy zdesperowany chłopak wzywa na pomoc szatana, po chwili pada martwy. Wkrótce jednak jego dusza wstąpi w ciało Lei i trzeba będzie interwencji rabina, by wygnać z niej tego dybuka. Wezwany o północy na dintojrę Nisan zostaje co prawda przepędzony, ale wkrótce zabierze ze sobą także duszę dziewczyny – ta bowiem w finale umiera.

To rzecz jasna tylko „telegraficzny skrót” fabuły „Dybuka”, który pełen jest żydowskich rytuałów, pieśni, świąt, legend, czy przesądów. Niezwykły mistyczny, egzotyczny świat, którego już nie ma. Wspaniała scenografia, kostiumy… Wizualny majstersztyk!

Zdumiewające. W ostatnich dekadach kino zachwycało się i z podobnym pietyzmem ukazywało buddyzm („Kundun” Scorsesego; „Ostatni cesarz” Bertolucciego). Tymczasem przed wojną „takim filmem” był właśnie „Dybuk”. Zaś „filmy żydowskie (…) były przecież cząstką polskiej kinematografii, niemożliwą do oddzielenia od niej ani w sensie produkcyjnym, ani nawet kulturowym” – jak pisał w „Historii kina polskiego” Tadeusz Lubelski.  

*

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów oraz Wokół judaizmu

The National Center for Jewish Film The Dybbuk (Der Dibuk), 1937 -- Clip: Souls of the Dead

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości