Koza uczy zaradności

Koza, a nie pies czy koń, zasługuje chyba na miano największego przyjaciela człowieka. Popatrzmy na ogromną masę kóz obecnych w naszej kulturze.

Biblijni Żydzi mieli swojego składanego w ofierze świątynnej kozła ofiarnego, a w mitologii greckiej koza Amaltea wykarmiła na Krecie Zeusa, który później z wdzięczności uczynił jej róg osławionym rogiem obfitości. Natomiast tarczę bogini Ateny przedstawiano jako pokrytą kozią skórą. Zaś Dionizje, czyli święta, które dały początek tragedii greckiej, odbywały się w przebraniach z kozich skór Także praktyczni Rzymianie wyjątkowo cenili użytkowe walory kozy. Przykładowo dokonał tego Pliniusz Starszy w swej „Historii naturalnej”, pisząc, że większy jest pożytek z czterech niepozornych kóz niż z jedne krowy. Opowiadając zaś o śląskiej kozie, trudno nie przypomnieć powszechnie chyba znanej pieśniczki: „W Mikołowie na jarmarku kupiyli my koza, co skokała i beczała, a mlyka niy dała (…)".

Bo też Mikołów był dawniej wielkim centrum handlu kozami w całej śląskiej okolicy. Początkowo te kozie torgi były w każdy wtorek oraz dwa razy na ośmiodniowych jarmarkach: wiosną na św. Jana Chrzciciela i jesienią - na św. Urszulę. I właśnie w sprawie tej koziej tradycji odwiedziłem niedawno Mikołów. Pomnika kozy tam nie spotkałem, a w urzędzie miasta na temat ewentualnycl planów wykorzystania kozy w kształtowaniu wizerunku miasta tylko wzruszano ramionami. Bo przecież skoro Pszczyna ma żubra, a Rybnik rybę, to Mikołów powinien iść w kierunku tej koziej tradycji. Tymczasem ów tradycyjny kozi wizerunek Mikołowa ratuje tam na razie tylko Krystyna Pisarzowska z Gostyni, która dzisiaj na piątkowych targach sprzedaje kozie mleko i ser.

Zauważyć jednak należy, że pani Pisarzowska nie sprowadza tego sera z Grecji czy Sardynii, ale hoduje kozy w swej przydomowej zagrodzie w Gostyni, czyli około 10 km od Mikołowa. Nie jest też właścicielką wielkiej firmy hodowlanej i przetwórczej. Ale może właśnie w tym kierunku trzeba dzisiaj szukać pomysłu na regionalny biznes? Przecież w Mikołowie, czy ogólnie na Śląsku, brakuje karczmy specjalizującej się w kozim mleku i serze. Można by tam też podawać potrawy z królików, gęsi, perliczek… A gdyby obok było jeszcze mini-zoo z kozami czy królikami?

Ale z koziej tradycji płynie jeszcze wielka nauka. Bo dawniej, jak była bieda, to ludzie hodowali po kilka kóz. Dzięki temu było nie tylko mleko, ser, masło, mięso i futro. Hodowanie niewymagającej kozy uczyło też zaradności i oszczędności, bo kozy można było wykarmić za darmo, pasąc ją pod płotami albo w rantach, czyli rowach. To oczywiście wymagało pracy, lecz nie przymierało się głodem. Natomiast dzisiaj chyba zbyt wielu, popadając w biedę, nie liczy na własną pracę czy na hodowanie kóz, ale pędem biegnie do pomocy społecznej po zasiłki. A dawniej było inaczej, bo kozy uczyły zaradności.

«« | « | 1 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości