U nos, u wos…

Gdy wjeżdżamy do śląskich miast, to przeważnie witają nas jakieś betonowe lub metalowe straszydła z herbem miejscowości itp. Najczęściej nie jest to nic godnego uwagi. Jednak dejcie se pozór, jak pojedziecie do Cieszyna.

Już od bez mała dziesięciu lat przy wjeździe w jego granice stoją bardzo eleganckie „informatory” projektowane w stylu dawnych słupków granicznych. Tylko pogra­tulować projektantom uzyskania świetnego efek­tu i to małym kosztem. Bo przecież taka rzecz nie wymaga setek kilogramów betonu, stali i głębo­kiego fundamentu. Łatwo też taką konstrukcję umyć, naprawić czy zdemontować.

Jednak Cieszyn przyjemnie się ogląda, ale trudno tam się czasami dogodać, czyli po­rozumieć. Podobnie jest zresztą na całej ziemi cieszyńskiej, czyli przykładowo w takich miej­scowościach jak Strumień, Skoczów, Ustroń, Wisła, Istebna, Koniaków… Ta trudność w do­gadaniu się nie jest oczywiście związana z in­nością tamtejszej śląskiej mowy. Problem doty­czy poczucia śląskiej świadomości regionalnej, której rozbieżności spowodowały wydarzenia historyczne.

Ziemia cieszyńska, podobnie jak ziemia pszczyńska, ziemia lubliniecka, ziemia opol­ska, raciborska, tarnogórska… leżała od dawien dawna w granicach Górnego Śląska. Wszyscy też w całości przechodziliśmy na zmianę pod rządy Moraw, Polski, Czech czy Austrii. To by­cie razem skończyło się mniej więcej w poło­wie XVIII w., kiedy prawie cały Śląsk przeszedł pod rządy Prus, zaś ziemia cieszyńska pozosta­ła w granicach Austrii.

Takie rozdzielenie trwa­ło do końca pierwszej wojny światowej, czyli około 180 lat. W tym okresie życie po obu stronach śląskiej granicy pełne było odmienności politycznych, gospodarczych, a nawet religijnych, bo przecież Prusy były protestanckie, a Austria  – katolicka. Ale to już historia!

Po pierwszej wojnie ziemia cieszyńska wróciła do województwa ślą­skiego. Tak, ziemia wróciła, ale dusza odziedziczona po tych dawnych „austriackich Ślązokach” ciągle jest inna od reszty Ślązoków.

Ta dwoistość śląskiej duszy jest ciągle widoczna w sposobie określania się. Przykładowo: Kiedy jo, Ślązok z Rybnika, rozmawiam z mieszkańcem Cieszyna czy Wisły, to używam wprawdzie określenia – „wy, Ślązoki, ze Śląska Cieszyńskiego” albo „wy, Cieszynioki” lub ostatecznie „wy, Cesaroki”. Ale mówiąc tak, traktuję ich jako część wielkiego Górnego Śląska, którego kulturową i historyczną częścią jest tak samo Cieszyn, jak Katowice czy Opole. Jo, Ślązok, mówiąc o Śląsku Cieszyńskim, nie wykluczam ich, a raczej podkreślam ową regionalną wspólnotowość.

Natomiast „Cieszynioki”, określając Ślązoków spoza Śląska Cieszyńskiego, mówią często: „wy, z Górnego Śląska” albo „wy, na Górnym Śląsku”. A przecież my i wy je­steśmy jedną górnośląską rodziną. Brak świa­domości tego faktu – myślę, że bardziej po cie­szyńskiej stronie – to wielkie edukacyjne za­danie na przyszłość dla ludzi kultury, Kościoła, gospodarki czy dla lokalnych polityków.

Jadoteful ewa farna - pójdźmy wszyscy do stajenki

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości