Najlepsze kasztany rosną na...

Czyli o tym, czego można nauczyć się w domu, szkole i "amerykańskim barze".

Pewne   renomowane  prywatne liceum z centralnej Polski dało mi kiedyś zlecenie, aby zaplanować i w ciągu około 6 godzin poprowadzić wycieczkę, która pokaże specyfikę regionu śląskiego.

Podejmując się tego trudnego zadania, zdziwiłem się już na samym początku. Grupa przyjechała nie tylko minibusem ze świetnym nagłośnieniem, ale i z podstawową wiedzą na temat dziejów Śląska. Była to więc nasza wspólna przygoda ze Śląskiem. Pokazałem    im familoki,  kopalniane hołdy, szkody górnicze,  drewniane  kościółki, neogotyckie budowle, pocysterskie zabytki,  kopalnię „Wujek” i sanktuarium w Piekarach Śląskich. W czasie przejeżdżania z jednego miejsca na drugie, opowiedziałem im też roztomajte bojki po śląsku i dałem do zjedzenia kawałek prawdziwego śląskigo kołocza, upieczonego  przez moją żonę. A kiedy się już zaczęło ćmić, to pojechali nazad do Polski! Tak się kształci elity - pomyślałem - zwłaszcza że szkoła ta wywozi też dzieci na inne naukowe wycieczki: na Podlasie, na Podhale, na Kaszuby… Ile jest takich szkół w Polsce?

Kilka dni później jeden z moich synów pojechał na klasową wycieczkę do Krakowa. Kiedy go po powrocie spytałem, co tam robili, to mnie zamurowało! Byli na basenie, w wielkoekranowym kinie, a na krakowskim Rynku mieli godzinę, by sobie pochodzić – lecz większość poszła pomaszkecić do „amerykańskiego baru”!

Te dwa doświadczenia uprzytomniły mi, że chcąc wychować nowe pokolenie Ślązoków, w procesie  kształcenia musimy pokazać im najważniejsze śląskie miejsca. Ale nie na zdjęciach, na filmie czy w Internecie, lecz „na żywo”. Tak więc, moim zdaniem, w procesie takiego śląskiego kształcenia powinno się pokazać przede wszystkim – pielgrzymkę do Piekar i jakiś odpust z obchodami na Anabergu, czyli na Górzę św. Anny. Należy też umożliwić – choćby tylko poprzez niedzielny spacer – zwiedzenie Raciborza, Pszczyny, Cieszyna, Bielska, Gliwic, Bytomia, Głogówka, Opola…

Ale jak to zrobić? Bądźmy realistami! Nie liczmy na szkołę, gdyż jej – czego uczy historia – nie należy przeceniać. Czyż   Niemcy nie próbowali zniemczyć Ślązoków właśnie przez szkołę – i psinco im wyszło. Komuniści chcieli zateizować przez szkołę – tyż klapa! Więc co robić? Nie zapominać, że fundamentalne wychowanie i kształcenie odbywa się w rodzinie.  Więc trzeba samemu zabierać własne dzieci czy wnuki do tych miejsc, które są dla nas ważne.

Przykładowo moim dzieciom majowe pielgrzymki do Piekar nie są dziwne – bo tam jeździmy. Pielgrzymujemy też co roku na Anaberg, i to zawsze we wrześniu. Jeden z moich młodszych synów nic z tego jeszcze nie kapuje, ale „skorupka nasiąka”. Jemu na razie Anaberg kojarzy się tylko z kasztanami, które sobie zbiera między kalwaryjskimi kapliczkami. Ale to już coś. Przynajmniej wie, że najlepsze kasztany są na Anabergu, a niy kaj indzij… a reszta przyjdzie z wiekiem.
 

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości