Moczka czy makówki to prawie powszechnie znane bożonarodzeniowe śląskie jodło. A co Ślązoki jedzą na Wielkanoc?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, należy udać się w kulinarną podróż do Połomi, położonej między Świerklanami a Jastrzębiem Zdrojem. U nos we wsi prawie kożdy piecze na Wielkanoc świyncelnik – opowiada pani Elżbieta Skorupa z Połomi – i niy słyszałach, żeby kaj indzij tyż takie coś piykli. Świyncelnik tyn piekymy we Wielgi Piątek na wieczór, żeby we Wielgo Sobota rano zaniyść go do kościoła na poświyncynie. Skuli tego poświyncynio nazywo sie go „świyncelnik”!
Pani Elżbieta nie tylko opowiedziała mi o tej potrawie, ale również upiekła ją w mojej obecności. Jest to bardzo prosta robota. Najpierw musimy przygotować ciasto drożdżowe jak na kołocz, ale z mniejszą ilością tłuszczu i cukru. Kiedy ciasto urośnie, należy je rozwałkować i położyć na jego środku kilka kawałków szynki i kiełbasy surowej wędzonej. Następnie całość należy owinąć ciastem, wsadzić do formy i upiec. Można także, ze względów estetycznych, przed wsadzeniem do pieca posmarować świyncelnik po wierzchu żółtkiem. U nos świyncelniki piecze sie we formach okrągłych i wtedy kreje sie go jak torta, ale tyż idzie piyc go jak zista, we formach podłużnych – tłumaczy pani Elżbieta.
Musza tyż pedzieć, że tradycja koże jeść tyn świyncelnik podczas uroczystyj świątecznyj wieczerzy we Wielgo Sobota na wieczór, jak wszyscy przydą z kościoła po ceremoniach wielgosobotnich i resurekcyjnyj Mszy. To tako nasza tradycjo!
Tradycja świyncelnika jest bardzo stara i zwyczaj pieczenia go na Śląsku potwierdzają już zapiski z XVIII wieku, gdzie nazywany jest „świencennik”, „szołdra” lub „murzyn”. Prawdopodobnie tradycja ta sięga jeszcze czasów przedprotestanckich, czyli przed rok kiem 1517. Tak dawną tradycję mógłby potwierdzać fakt, że świyncelniki znane są niektórych miejscowościach na Śląsku Cieszyńskim, i to nie tylko u katolików, ale też u ewangelików, którzy przecież nie święcą potraw.
Niestety, z czasem w wielu miejscowościach zaprzestano pieczenia tego ciasta. Śląsk zaś został pod tym względem opanowany przez przybyłą „z Polski” tradycję noszenia do kościoła na poświęcenie koszyczka z symboliczną ilością roztomajtych produktów, jak jajka, chleb, szynka, kiełbasa, masło, sól...
Zaś podczas śniadania wielkanocnego je się w zasadzie to samo, co święci się w koszyczku, tylko w większych ilościach. Wielkanocny śląski stół niewiele więc różni się dzisiaj od świątecznego stołu mieszkańców Częstochowy, Krakowa czy Kielc. Całe szczęście jednak, że w tradycji mamy ów świyncelnik, którego pieczenie powinniśmy odtworzyć na nowo rozpowszechnić na całym Śląsku. A ja mogę się pochwalić, że w mojej rodzinie od pięciu lat już tę tradycję przywróciliśmy. Zapewniam, że jest to bardzo dobre i prakyczne jedzenie. Pięknie też wygląda na wielkanocnym stole. Więc do dzieła!
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...