Więc dlaczego media przedstawiają kopalnię jako miejsce przeklęte, gdzie wchodzi się jakby do jaskini potwora?
Przed kilku laty w Czerwionce likwidowano kopalnię. Odbyła się wtedy uroczystość przeniesienia figury św. Barbary z kopalnianej cechowni do tamtejszego kościoła parafialnego. Było to tak dostojne, ale zarazem smutne i wzruszający wydarzenie, że niejednemu twardemu górnikowi popłynęły po policzkach łzy.
Szkoda, że wówczas nie było tam kilkunastu wozów transmisyjnych i w świat nie popłynął też taki obraz Śląska. Szkoda, że Śląsk pokazywany jest najczęściej w okolicznościach wielkich tragedii. Tak więc o starym śląskim hobby hodowania gołębi pocztowych najwięcej mówiło się podczas zawalenia się hali katowickich targów, zaś o ciężkiej górniczej robocie – podczas tragedii w Halembie.
Właśnie podczas tamtych halembskich wydarzeń miałem wiele telefonów od dziennikarzy spoza Śląska, którzy na tę okoliczność coś chcieli o Śląsku i górnikach powiedzieć czy napisać, ale czegoś nie wiedzieli czy nie rozumieli. Pytali, czy to prawda, że po śląsku mówi się „Halymba”, pytali jak wygląda metanometr, czy na dole są ubikacje, ile minut jedzie się windą na pokład „tysiąc”… Wszyscy też przedstawiali kopalnię jako miejsce przeklęte, gdzie wchodzi się jakby do jaskini potwora.
Ale przecież śląsko gruba, kopalnia – jest przez Ślązoków postrzegana jako miejsce pracy, które daje chleb. Poza tym Ponboczek mówi nam przecież poprzez „Biblię”: Czyńcie sobie ziemie poddaną. Więc Ślązoki czynią sobie poddaną ziemię, a nawet „podziemie”. Dla górnika właśnie ta kopalnia to miejsce święte. Stara górnicza tradycja zakazywała w tym świętym miejscu: przeklinać, leniuchować, a nawet gwizdać.
W mojej rodzinie powtarzana jest piękna opowieść o „ujku Kajetanie”, który prosto z kopalni poszedł do nieba! A dyć… Kajetan żył w latach 1879–1935. Był typowym poczciwym Ślązokiym. Mieszkał w Przyszowicach i pracował na kopalni w Makoszowach, dzisiejszej dzielnicy Zabrza. Był zwykłym górnikiem, który cenił sobie swoją robotę. Dzięki niej utrzymywał żonę i gromadkę dzieci.
W sobotę 12 stycznia Kajetan miał iść ostatni dzień do roboty, gdyż od poniedziałku przechodził na pyndzyjo, czyli na emeryturę. W ostatni dzień pracy górnik nie musiał jednak zjeżdżać do pracy na przodek. Ten dzień przeznaczony był na załatwianie formalności w dyrekcji. Porządny Kajetan postanowił jednak odpracować ten ostatni dzień jak Ponboczek przikozoł. I choć jego żona mówiła mu: „Kajetan niy zjyżdżej na doł, niy idź dzisiej do roboty”, to Kajetan zjechał do kopalni. Tego dnia miał jednak podczas pracy wypadek, na skutek którego zmarł w niedzielę nad ranem 13 stycznia 1935 roku.
Czy ten Kajetan był głupcem? Czy górnicy pracują w miejscu przeklętym? Czy kopalniany szyb prowadzi prosto do piekła? Oczywiście, że nie! Ślązoki to rozumieją. Gruba to miejsce święte. To miejsce gdzie poprzez pracę Ślązok spotyka się z Ponboczkiem. Przeważnie jednak po robocie Ślązoki jadą do dom, ale czasami niektórzy zostają tam do sądnych dni!
Przeczytaj także: Woda z kopalni lepsza niż Perrier
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.