O św. Jadwidze i upodobaniu do pomijania „śląskości" Śląska, czyli traktowania go jako "czegoś" niemieckiego albo polskiego.
Musze się przyznać, że za młodu byłem pod wielkim urokiem polskiej filozofii narodowej. Rozczytywałem się w książkach - wybocz, Ponboczku! - Feliksa Konecznego (1862-1949) czy Jędrzeja Giertycha (1903-1992).
Jedynym chyba moim usprawiedliwieniem może być to, że owi pisarze pięknie pokazywali Polskę jako „mesjasza narodów", a ja to czytałem w czasach komunizmu. I być może do dzisiaj byłbym zwolennikiem skrajnej polskiej prawicy, gdyby nie jeden Ślązok z Piekar Śląskich. Był nim ks. Karol Wilk (1882-1957). A właściwie nie tyle on, bo zmarł przed moim urodzeniem, ale jego dwutomowa książka „Gwiazdy katolickiej Polski".
Otóż ten poczciwy skądinąd śląski farorz musiał być również zwolennikiem filozofii narodowej. Pod jej wpływem napisał wspomnianą książkę. Dzieło wspaniale się czyta. Tymi gwiazdami zwie się świętych polskich. Są tam nie tylko takie sławy jak św. Stanisław, ale też mniej znani świątobliwi, jak Bronisław Markiewicz czy Wojciech Blaszyński. Natomiast w dziele tym nie ma ani słowa o św. Jadwidze, księżnej śląskiej. To mnie fest rąbło, czyli zdenerwowało. To był koniec moich fascynacji filozofią narodową czy narodową historiozofią.
Długo potem ciągle nie mogłem zrozumieć, dlaczego śląski ksiądz mógł pominąć żywot tak ważnej dla swego regionu osobowości. Bo była Niemką - ktoś powie? Owszem, była Niemką z Bawarii, ale przecież całe swoje dorosłe życie poświęciła śląskiemu ludowi, który w jej czasach nie znał pewnie ani słowa po niemiecku, więc księżna musiała się nauczyć polskiego. No dobra - Jadwiga była Niemką - i to ją eliminowało z książki ks. Wilka. Ale to i tak nie pasuje, bo przecież wśród gwiazd katolickiej Polski autor wylicza: Czecha - św. Wojciecha czy Węgierkę – królową Jadwigę Andegawenkę. Nie tłumaczą też autora rzekomo mniejsze związki św. Jadwigi księżnej śląskiej z państwem polskim. Przecież ona była żoną Henryka Brodatego i matką Henryka Pobożnego - a oni obaj zasiadali na krakowskim tronie. O co tu więc chodzi?
Myślę, że chodzi tu - ogólnie mówiąc - o pewne upodobanie do pomijania „śląskości" Śląska, czyli traktowania go jako „coś" niemieckiego albo polskiego. Jednak taka dwukolorowa wizja śląskiej kultury jest niezwykle zubażająca, bo w tym obrazie brakuje całej skali szarości, nie mówiąc już o innych barwach. O taki sposób patrzenia oskarżam nie tylko narodowców, ale też komunistów oraz całą plejadę skrajnych typów i wizjonerów.
Zachęcam więc, aby spoglądać na świętą Jadwigę księżnę śląską przez wielokolorowe śląskie okulary, bo tylko wtedy zobaczymy jej piękną postać. Natomiast wizja czarno-biała zawsze ukaże nam cudzą Niemkę albo podejrzaną Ślązoczkę.
***
Więcej tekstów o św. Jadwidze Śląskiej znajdziesz tutaj
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.