Dawno, dawno temu, w złotych czasach Hollywood, filmy religijne królowały na kinowych ekranach.
Gregory Peck był królem Dawidem, Rita Hayworth wcielała się Salome, a Charlton Heston, jako Mojżesz, przeprowadzał naród wybrany przez Morze Czerwone.
Owo przejście przez rozstępujące się, morskie głębiny, było spektaklem, jakiego kinowa publiczność jeszcze nigdy dotąd nie widziała. Podobnie wyścig rydwanów w legendarnym „Ben Hurze” z 1959 roku.
Tak właśnie, niegdyś, wyglądały filmy religijne. A jak jest dzisiaj? Cóż… Współczesne „święte fabuły” (zwykle kręcone przez wyrobników rodem ze słonecznej Italii), najczęściej kojarzą się z uładzonym kinem familijnym – dobrym do pokazywania w trakcie szkolnej katechezy, lub do oglądania przez całą rodzinę „jednym okiem” w TV, do kotleta, serwowanego na niedzielny, bądź świąteczny obiad.
Nakręcona w 1999 roku przez Luc’a Bessona „Joanna D’Arc” była próbą powrotu do starej, sprawdzonej formuły: wielkie gwiazdy w spektakularnym widowisku o świętej postaci. Próbą jak najbardziej udaną, a przy tym, ostatnim – póki co – naprawdę wielkim filmem francuskiego reżysera, który na przełomie lat ’80 i ‘90 zachwycał świat takimi arcydziełami jak „Wielki błękit”, czy „Leon zawodowiec”. Obrazy, które nakręcił w XXI wieku już taką renomą się nie cieszyły…
W rolę św. Joanny D’Arc wcieliła się Mila Jovovich, tworząc bardzo ciekawą kreację aktorską. Z roztrzęsionej i początkowo nieco histerycznej wiejskiej dziewczyny, przeobraża się w charyzmatyczną postać, która, staje na czele francuskich wojsk i prowadzi je do kolejnych zwycięstw. A wszystko to za sprawą wiary, która – co doskonale widać na ekranie - może być potężna siłą. "On daje nam siłę, byśmy mogli iść naprzód. On jest zawsze z nami, aby pomagać nam iść naprzód. To Bóg, który bardzo nas kocha, kocha nas i dlatego jest z nami, aby nam pomagać, aby nas umacniać, abyśmy mogli iść naprzód. Odwagi! Zawsze naprzód! Dzięki Jego pomocy zawsze możemy zaczynać od nowa" - te słowa papieża Franciszka idealnie opisują także postawę św. Joanny D'Arc.
Mistyczne wizje, sny, duchowe pejzaże Joanny, głębia jej modlitwy, a nawet głos sumienia (spersonifikowany, zagrany przez Dustina Hoffmana) – Bessonowi wszystko to udało się kapitalnie ukazać, a przy tym nakręcić film, w którym nie brakuje także niezwykle dynamicznych i bardzo realistycznych (brutalnych) sekwencji batalistycznych, czy pięknych scen zbiorowych, kostiumowych (koronacja w katedrze; dworska audiencja).
Ogląda się to wszystko z zapartym tchem, w czym, oczywiście, ogromna zasługa Thierry’ego Arbogasta - operatorskiego arcymistrza, który od dawna współpracuje z Lucem Bessonem, a także reszty obsady aktorskiej, w której znalazły się także takie sławy, jak John Malkovich, Faye Dunaway, Vincent Kassel, czy aktorzy może mniej znani, ale niezwykle charakterystyczni (Richard Ridings, Paul Brooke, Timothy West, Pascal Greggory, Gina McKee...). Wszyscy oni dają wielki popis gry aktorskiej, w wielkim filmie – według mnie, jednym z najlepszych obrazów historycznych w dziejach X muzy. Czego chcieć więcej?
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...