„Taksówkarz” Martina Scorsese to nieco zapomniany klasyk. Kiedy wymienia się jego tytuł myślimy – wielki film. Odwrotnie raczej rzadko. Dlaczego?
Travis Bickle jest weteranem wojny w Wietnamie. Po powrocie do kraju ma kłopoty ze snem. Dlatego wybiera prace na nocnej zmianie w korporacji taksówkowej. Widzi ogrom zła i zepsucia wokół. W jednym z jego opisów, które słyszymy z offu, opowiada o czymś na kształt biblijnego potopu, który oczyści świat. Odniesień biblijnych jest w tym filmie więcej.
Travis jest samotny. Jego próby zbliżenia się do kobiety kończą się fiaskiem. Żyjąc w społecznych nizinach widzi zło. Nie będąc człowiekiem wykształconym nie poszukuje wysublimowanej rozrywki. Stąd wizyty w kinie porno. Jego wybranka – Betsy, którą sam Travis nazywa aniołem – jest dobrze sytuowana. Ona z kolei zła nie zauważa dookoła siebie. Stara się odcina się od niego. Gdy zostaje zabrana do wspomnianego kina, reaguje gniewem.
Świat polityki nie przynosi nadziei na naprawę dziejącego się zła. Travis spotyka się twarzą w twarz, w swej taksówce, z przyszłym kandydatem na prezydenta. W odpowiedzi na swoje bolączki słyszy tylko komunały.
Podczas jednego z kursów główny bohater spotyka jednak – jak mu się zdaje – ową jedyną sprawiedliwą, dla której może i całą Sodomę warto ocalić. A przynajmniej ją ostrzec, pozwolić z miasta zła uciec. Młodą prostytutkę Iris, Travis próbuje przekonać do swoich racji, normalnego życia, powrotu na łono rodziny.
Rodzina Iris mieszka daleko. W Nowym Jorku nawet rodzina nie chroni przed złem. Jeden z pasażerów Travisa każe się zawieźć pod dom gdzie jego żona zdradza go z murzynem. Chce obserwować.
Wyrwanie młodej dziewczyny z tego piekła wymaga zrobienia czegoś na co nikt nie ma odwagi – oczyszczenia miasta.
Wcześniej widzimy jednak scenę, która jest już klasyczna. Mało w historii kina tak przejmujących opisów ludzkiej samotności. Samotności, ale i zdecydowania, dorastania do podjęcia decyzji o poświęceniu. To oczywiście scena, w której Travis ćwiczy przed lustrem swoją pozę samotnego mściciela.
Rzeź, której dokonuje główny bohater robi wrażenie do dziś. Jest krwawa, ale musi taka być. Świat może zostać oczyszczony tylko za pomocą rozlewu krwi. To częsty we wczesnych filmach Martina Scorsesego motyw.
To znakomity film z dwoma wspaniałymi aktorskimi kreacjami – Roberta De Niro w roli Travisa i młodej Jodie Foster jak Iris. Jest to aktorski debiut jednej z najlepszych amerykańskich aktorek. Jednak motyw samotnego człowieka, który próbuje ocalić świat przed degrengoladą moralną i narastającym wokoło złem był w kinie już wcześniej. Pojawiał się i później. Tu ma zdecydowanie jedną ze swoich najlepszych - może najlepszą - realizacji – mocną, realistyczną, z aluzjami do katolickiej transcendencji. Do dziś robi wrażenie nowoczesnego filmu. Szkoda, że chyba mało o nim pamiętamy i niknie w dziejach kina.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.