Moda na fotografowanie rozpowszechniła się w Europie pod koniec XIX wieku. Stało się tak również na Śląsku, będącym wtedy częścią Cesarstwa Niemieckiego. Niemcy zresztą byli wówczas liderami w produkowaniu sprzętu optycznego.
Dodatkowo w miastach uprzemysłowionego Śląska było dużo potencjalnych klientów, więc opłacało się zakładać pracownie fotograficzne. Do śląskich wsi docierali zaś wędrowni fotografowie. Nosili ze sobą wielkie, skrzynkowe fotoaparaty, statywy, a także zwijane płócienne tła z wymalowanymi pejzażami. Płótna te przybijano pod domem na drzewie, szopie lub stodole i na ich tle knipsowano, czyli pstrykano zdjęcia. W ten sposób wędrowny fotograf stwarzał sobie jakby przenośne studio.
Na skutek bogatej fotograficznej oferty, na przełomie XIX i XX wieku prawie w każdej śląskiej rodzinie jest już niemały zbiór zdjęć. Oczywiście powód ich zrobienia był zawsze konkretny i poważny. Więc knipsowano zazwyczaj wielkie chwile: I Komunia św., ślub, rocznica ślubu, prymicje, chrzest, roczek, pogrzeb. Dodatkowo robi się zdjęcia zbiorowe uczniów w szkołach, żołnierzy oraz pątników na ponciach. Najbardziej przypadkowe zdjęcia robione są tylko przed domami przez owych wędrownych fotografów. I wprawdzie nie było ku nim jakiejś świątecznej okazji, ale pozujące do fotografii Ślązoki zawsze elegancko są ubrane, wyszpanowane i z bardzo poważną miną.
Bo przecież robienie zdjęć było niebanalnym doświadczeniem Twarze były wtedy - jak mawiano dawniej na Śląsku -„odbiyrane na fotografka”! I co się działo z tymi fotografkami? Z rzadka były oprawiane i stawiane na wertika albo wieszane na ścianach. Najczęściej zdjęcia były wklejane do albumów. I właśnie te albumy odegrały i ciągle odgrywają niewyobrażalnie wielką rolę w utrwalaniu naszej rodzinne pamięci.
Dzięki tym zdjęciom łatwiej synowi czy wnuczce opowiedzieć, jak było dawniej. Poprzez zdjęcia przodkowie są bliżsi i wspomnienia o nich mają ludzką twarz. Bo przecież dla utrzymywania więzi międzypokoleniowej lepiej jest, jak człowiek zna twarz swojej praprababci ze zdjęcia, niż gdyby musiał ją sobie tylko wyobrażać albo identyfikować jedynie z imienia i nazwiska.
A te śląskie albumy z fotografkami kojarzą mi się z początkiem Ewangelii według św. Mateusza, gdzie czytamy o rodowodzie Chrystusa: „(…) Sadok był ojcem Achima; Achim ojcem Eliuda; Eliud ojcem Eleazara; Eleazar ojcem Mattana; Mattan ojcem Jakuba; Jakub ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem” (Mt 1,14).
Taka lista przodków była ważna nie tylko dla Żydów w czasach biblijnych, ale dla wszystkich cywilizowanych ludów. Poprzez te genealogie przodków ludzie wiedzieli, że od kogoś pochodzą, że są kimś. Bo najgorsze to być znikąd. Dlatego dbajmy o naszą pamięć rodzinną. A jej zachowanie, w naszej współczesnej cywilizacji obrazku, bez albumów rodzinnych jest niemożliwe.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...