Z roku na rok jest coraz więcej kanałów telewizyjnych, ale coraz mniej puszczanych tam programów mnie interesuje. Myślę sobie, że albo ja jestem coraz mądrzejszy, albo one są coraz głupsze.
Czasami jednak chciałoby się pooglądać jakiś ciekawy program i telewizyjny pilot idzie w ruch. A ponieważ mieszkam w Rybniku, i jest to zaledwie około 30 kilometrów od czeskiej granicy, to i bez opłacania zagranicznego abonamentu mam bardzo dużo roztomajtych czeskich kanałów. I pewnego razu zaglądnąłem sobie, co tam puszczają, a tu nagle czeski aktor użył znanego mi słowa – bachraty.
Natychmiast zerknąłem do słownika czesko-polskiego i przeczytałem: bachraty – gruby, pękaty, tłusty, z wypasionym brzuchem. Zaraz też sobie uświadomiłem, że śląskie słowo bachraty to przykład czechizmu, czyli wyrazu pochodzenia czeskiego. Pamiętam nawet, że dawne lalki, szyte ze szmatek i wypychane sianem lub ścinkami materiałów, nazywano bachroczkami, bo były grube, pyzate. Również barokowe rzeźby ze starych kościołów przedstawiające grube aniołki moja babcia nazywała zawsze bachratymi aniołkami.
Może oczywiście ktoś nie rozumieć, dlaczego umieszczano w kościołach akurat takie grube aniołki. Oczywiście dzisiaj to może dziwić, ale dawniej, czyli lat temu sto czy dwieście, jak panowała bieda, to bycie grubym było fajne. Przykładowo dawne Ślązoczki nawet obawiały się, że jak będą za chude, to będzie to o nich źle świadczyć. Bo rzeczywiście, chudy to znaczyło kiedyś biedny lub chory. A kto chciałby mieć chorą lub biedną narzeczoną czy żonę?
Ale kobiety zawsze coś wymyślą, aby choć trochę poprawić swój wygląd. I co robiły? Te chude czy bardzo chude zakładały na biodrach specjalny pas. Był to właściwie taki wałek zwany kiełbasą, kiełbaśnicą lub wusztym. Wyglądało to jak pończocha wypełniona watą. Kiedy założyło się tę kiełbaśnicę na biodra, a potem na to jeszcze kilka warstw spódnic i kieckę, to zaraz Ślązoczka stawała się grubsza, bogatsza i zdrowsza, czyli piękniejsza.
Te stare czasy biedy już minęły, ale minęła też moda na bycie grubasem. I to jest właśnie złośliwość losu i jeszcze większa złośliwość trendów w modzie. A może działa tu zwykłe rynkowe prawo popytu i podaży. Po prostu, w czasach gdy brakuje grubasów – chudzi chcą wyglądać grubo. Kiedy zaś wszyscy raczej są grubawi – w cenie jest chudość. Tylko na oszukanie grubości nie wystarczy przywiązana do bioder kiełbaśnica! Może westchnie ktoś – szkoda! Ale nie traćmy ducha! Przecież co roku, przed Wielkim postem, można zaplanować odchudzanie z dodatkową religijną, wielkopostną motywacją. Spróbujmy więc i my stać się święci, jak aniołki. Tylko nie te bachrate!
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |