To kultowy film dla Francuzów. Jeden z największych sukcesów kasowych w historii tamtejszej kinematografii. Powstał jeszcze w czasie wojny. W ogóle tego nie widać.
Okładka obcojęzycznego wydania filmu na DVD „Komedianci” Marcela Carné łączą w sobie elementy kina czarnego romantyzmu (kierunku, którego głównym reprezentantem, jeszcze przed wojną, był sam reżyser) i wielkiej, bogatej superprodukcji.
Z tego pierwszego otrzymujemy obraz beznadziejnej, niezrealizowanej, wielkiej miłości. Różne koleje losu nie pozwalają dzielić wspólnego życia pięknej Garance i mimowi Bapiste’owi. Z tym, że sceneria – Paryż połowy XIX wieku, świat artystycznej bohemy, teatrów bulwarowych – jest inna. Z tej swoistej tezy i antytezy powstaje – jakżeby inaczej – synteza – nowoczesny melodramat.
Poza wspomnianymi dwiema postaciami przez ekran przewija się mnóstwo znakomicie nakreślonych postaci drugoplanowych. Wszyscy zyskują na spotkaniu i obserwacji pary głównych bohaterów.
Aktora Lemaitre’a nikt nie zna gdy przychodzi do małego teatru „Funambules”. Dopiero zaczyna wielką karierę, marzy o wielkich rolach. Obserwując dzieje miłości pary głównych bohaterów, zazdroszcząc Bapistowi jego kunsztu stanie się wielkim artystą. Zdolnym do zagrania wymarzonego Otella.
Anarchista Lacenaire mówi, że przestanie mówić źle o ludziach, wykpiwać ich intelektualną pustkę i zbyt wielką emocjonalność. W jego finałowym geście z łatwością odnajdziemy szacunek i chęć pomocy tym, których przymusowe odosobnienie, przez tyle lat z boku podglądał.
Prawdziwa i wielka – a z taką niewątpliwie mamy do czynienia – miłość uwzniośla i uskrzydla. Jest niezbędna artyście do tworzenia, mówi Carné. Czy jako zjawisko, które się podgląda, czy jako element życia, przeżywania – jak w przypadku głównego bohatera, który nie mając przy sobie ukochanej, przelewa swoje uczucie na wierną mu cały czas Nathalie. Razem czynią z mało znanego teatru, znaczącą scenę. Widzowie tłumnie przychodzą na znanego mima. Sztuka pochodzi z miłości.
Przesada? Dziś powiemy zapewne, że tak. Film ten jest jednak hołdem dla ludzi i postaci ogarniętych pasją miłości i miłosnych intryg. Bardziej od czarnego romantyzmu jest to więc romantyzm po prostu. Świadczą o tym również dialogi. Poetyckie, piękne, gdy mowa o miłości. Posługujące się wyszukanymi metaforami.
To ostatni film, zamykający kierunek czarnego romantyzmu. Daleki od początków i dzieł klasycznych nurtu. Dziś może trudny w odbiorze. Robią jednak wrażenie przepych inscenizacji i kreacja Jean – Louisa Barraulta w roli Baptiste’a. Romantycy z pewnością oglądając ten film są i dzisiaj wzruszeni. Spełnia więc podstawową funkcje melodramatu.
Film dla idealistów? Kawał historii kina z rzeszą autentycznych gwiazd ówczesnej francuskiej sceny.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |