Cofnąć czas, wrócić do przeszłości, mieć możliwość postąpienia inaczej – naprawienia błędów. Któż by tego nie chciał? Niestety nie jest to możliwe. Każda sytuacja wydarza się raz. To właśnie tragizm przemijania.
Może najbardziej odczuwamy to, gdy rozpatrujemy niespełnione miłości, gdy wspominamy bliskich, lub gdy zdajemy sobie sprawę z bliskości końca naszego z nimi obcowania. Także, gdy myślimy o końcu swojego życia.
Gdy umiera przyjaciel Wiktora Rubena – głównego bohatera opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza i opartego na nim filmu Andrzeja Wajdy „Panny z Wilka” – ten wyjeżdża do majątku wujostwa, w którym spędził dużo czasu w młodości. W tytułowym Wilku chce odpocząć, pomyśleć. Spotyka kobiety, z którymi spędzał dawne lata – czas radości, zabawy, pierwszych zauroczeń i miłości.
Jest już jednak starszy. Wszyscy, których pamiętał się postarzeli. Dotknęły ich nieodwracalne doświadczenia. Zwłaszcza śmierci. Sam Wiktor był na wojnie, którą wspomina jak najgorzej. Jedna najbliższa – jak przypuszczamy, bo niewiele jest w tym filmie powiedziane wprost – ze spotkanych w młodości kobiet, spoczywa na cmentarzu. O okolicznościach jej śmierci wiele mówi miejsce jej pochówku i stan grobu – zaniedbany pomnik tuż przy ogrodzeniu. Miejsce i los samobójców.
Wuj głównego bohatera – starszy człowiek - często mówi już o śmierci. Widuje ją w snach. Godzi się z odejściem. Przy wyjeździe Wiktora żegna go słowami „My się już chyba więcej nie zobaczymy”. Śmierć może być nagła, ale od wieków za szczęśliwszą uważana jest ta, na która można się przygotować. Naturalna konsekwencja upływu czasu, przemijania.
Jednak najważniejsze jest spotkanie głównego bohatera z kobietami. Po czasie już nie pannami. Często nieszczęśliwymi w małżeństwach (Jola). Nawet samotnymi. Zosia pozostała niezamężna. Jest cyniczna, zdystansowana do mężczyzna i niemiła wobec Wiktora, w którego przyjeździe nie widzi nic dobrego. Refleks zdarzeń z przeszłości, wspomnienie losu Feli?
Inne zdają się być zadowolone ze spotkania po latach. Wracają do przeszłości, jak choćby w scenie na szybko zorganizowanych tańców. Wszystko wydarza się tam i kończy jak kiedyś – wspólną nocą Wiktora i Julci. Podobnie jak lata temu ktoś żywił inne nadzieje.
Tunia, podczas poprzedniego spotkania dziecko, jest najbardziej zauroczona starym/nowym znajomym. W jej losie i zachowaniach odbija się zapewne los Feli. Stąd, gdy przybysz już wyjedzie, nic złego się nie wydarzy, Kazia stwierdzi, że teraz wszystko już będzie dobrze. Do powtórki nie dochodzi. Tym razem Wiktor opuścił Wilko na czas, nie doprowadzając do tragedii.
Ze swej winy z przeszłości Wiktor zdaje sobie sprawę, choć nie chce o tym myśleć. Dlatego właśnie na nagły wyjazd się decyduje. Powrót do przeszłości mógłby oznaczać tylko kolejną, nową tragedię. Uleczyć rany mogłoby wyjaśnienie – ale nikt go nie oczekuje, odpowiedzi na gnębiące pytania nie ma – lub odwrócenie biegu dawnych wydarzeń, a tego zrobić nie można. Pozostają wspomnienia, także przecież dobre, choć zarastające jak wspomniany grób Feli, przez to wykrzywiające się w pamięci, coraz bardziej niejasne. Finałowa prośba Wiktora o zachowanie dbałości o ten przedmiot pamięci jest znacząca. Wspomnienia o miłości, co przeciekła przez palce. Zostaje tez czas, który najpierw uciekał, a teraz, ciągle ściga, goni.
Andrzej Wajda ukazał to wszystko w subtelnej, pełnej niedopowiedzeń, zostawiającej dużo przestrzeni wrażliwości widza formie. Przy współudziale genialnych w swoich rolach aktorów. Ciągle za rzadko wymienia się ten film wśród najważniejszych tytułów w historii polskiego kina. Niby jest obecny, gdy mówi się o arcydziełach, jakimi są wspomnianego reżysera adaptacje prozy Iwaszkiewicza, ale nigdy na pierwszych miejscach. W zestawieniach najważniejszych filmów Wajdy prawie nigdy nie wymienia się jednak tego tytułu. A jest to jedno z największych arcydzieł polskiej kinematografii.
***
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.