„Zelig” to jeden z najbardziej cenionych, a może nawet i najlepszy z filmów Woody’ego Allena.
Dzieło nowojorskiego mistrza komedii z 1983 r. ma formę dokumentu. Archiwalne zdjęcia fenomenalnie zmontowano tu z fikcyjnymi materiałami oraz z wypowiedziami rozmaitych (tym razem już realnych) autorytetów na temat Leonarda Zeliga – dziwacznego, nigdy nie istniejącego celebryty z lat ’20, który… No właśnie… Kim właściwie był Zelig?
W filmie pada absurdalne zdanie, że francuscy intelektualiści uznali go przed wojną za symbol… wszystkiego. Podobne wrażenie odnosi się czytając opinie niezliczonej rzeszy filmoznawców i krytyków filmowych, którzy próbują poddać analizie obraz Allena.
Na pierwszy rzut oka „Zelig” to szalona komedia o człowieku, który w jakimkolwiek środowisku by się nie pojawił, starał się za wszelką cenę do niego dopasować. Chciał być taki jak inni. Dosłownie!
Kiedy znalazł się między ortodoksyjnymi żydami, momentalnie wyrastała mu broda i pejsy. W towarzystwie Indian stawał się czerwonoskórym. W obecności osób otyłych, jak na zawołanie pojawiał się u niego gigantyczny brzuch i podwójny podbródek.
udcruises
BERNIE KNEE - "Zelig" Chameleon Dance
Owe niespotykane metamorfozy zwróciły na niego uwagę mediów, które okrzyknęły go człowiekiem-kameleonem. Zeligomania ogarnia więc Stany Zjednoczone. W milionach sztuk sprzedaje się kiczowate pamiątki z jego podobiznami, nagrywa piosenki, produkuje filmy. Każdy próbuje sięgnąć po odrobinę sławy Zeliga – po to by na niej zarobić lub po to, by zanurzyć się w jego niesamowitej biografii, uciekając tym samym od problemów własnej egzystencji.
Allen demaskuje tym samym mechanizmy działania popkultury, zdobywania medialnej sławy, wynoszenia na szczyt, tylko po to, by danego idola zaraz z niego zrzucić i raz na zawsze o nim zapomnieć, co zresztą spotka także Zeliga. Zanim jednak do tego dojdzie z ulubieńca stanie się wrogiem publicznym numer jeden. Wszak społeczeństwo tego właśnie potrzebuje: gwiazd zarówno ukochanych, jak i potępianych – na co w recenzji „Zeliga” zwracał uwagę niemiecki krytyk Matthias Ball.
Film jest jednocześnie swoistą kroniką epoki lat ’20 i ’30. Na ekranie pojawiają się gwiazdy tamtych czasów (Chaplin, Lindbergh, Cagney). Oglądamy także gangsterów, jazzbandy, nazistowskie wiece. Wszystko po to, by uautentycznić film, oszukać nas, utwierdzić w przekonaniu, że oglądamy dokument. Dokument, w który wpleciono nawet ujęcia z (fikcyjnych, rzecz jasna) sesji psychoanalitycznych Zeliga.
Jest więc „Zelig” Allena także studium psychologicznym, a przy tym – z uwagi na etniczne pochodzenie głównego bohatera-kameleona - dziełem poruszającym problem asymilacji Żydów w społeczeństwach zachodnich.
Nic dziwnego, że (przy tej ilości wątków, gatunków i problemów poruszonych w filmie) recenzent New York Timesa, Vincent Canby, zaraz po premierze okrzyknął film arcydziełem. Arcydziełem które trafiło także na naszą listę zbierającą Filmy wszech czasów
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...