Filmy wszech czasów: Cały ten zgiełk

Czyli musical jakiego jeszcze nie było.

Optymistyczne piosenki, sympatyczne postacie, piękne kostiumy, kolorowe dekoracje… - jak wygląda klasyczny, hollywoodzki musical, wie chyba każdy. I tak, przez dekady, wyglądały kolejne produkcje tego typu.

Nawet jeśli zaglądano czasami za kulisy i odkrywano przed widzami inną stronę showbiznesu, robiono to w sposób tak uroczy i zachwycający, jak w „Deszczowej piosence”. A więc wszystko w ramach, w konwencji, a tylko tematyka (fabuła) momentami była inna.

Tymczasem w roku 1979 Bob Fosse kręci „Cały ten zgiełk”. Musical na opak. Niemal w całości „nadawany zza kulis”: z prób, z sypialni, z biur producentów, a także z sali operacyjnej na której, ostatecznie, wyląduje główny bohater.

Wyjdzie z tego cało, czy jednak pożegna się z życiem? Oto jest pytanie, przewijające się przez cały ten film, bo przecież grany przez Roba Schneidera John Gideon od początku pertraktuje tu z Angelique (anielicą? Śmiercią?), w którą wciela się Jessica Lange. Kobieta! Bo też był nasz bohater kobieciarzem. Zmieniał partnerki na kolejne aktorki i tancerki. Nigdy nie miał czasu dla córki. Za co te zemszczą się na nim śpiewając chociażby „After You've Gone”, czyli swego rodzaju… żałobno-wodewilowy kawałek.

A to nie jedyne takie kuriozum w tym filmie (będzie też np. układ tańczących, operowanych ciał, więc artyści założą na siebie obcisłe kostiumy, na który dostrzeżemy naszyte niebieskie i czerwone żyłki udające naczynia krwionośne).

Dziwne? Osobliwe? A może, po prostu, bardzo życiowe. I… „nieżyciowe” zarazem, bo przecież ten film to jeden wielki danse macabre – taniec śmierci. Tyle że nie średniowieczny, a broadwayowski, hollywoodzki.

Jednym słowem: majstersztyk! Nieprzypadkowo w 1980 r. zgarnął 4 Oscary i 5 dalszych nominacji.

*

Tekst z cyklu Filmy wszech czasów  

Filmy wszech czasów: Cały ten zgiełk

«« | « | 1 | » | »»
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości